19. Powroty... D.Prevc x A. Semenic

590 38 15
                                    

Domen zamknął drzwi na klucz, gwałtownym ruchem. Odcinał się od tego co za nim, korzystając z szansy, którą dostał od losu. Pozostawiał za sobą lata rozpaczy i bólu.

   Ruszył dobrze znajomą ulicą prowadzącą na jedyny, trochę oddalony od domostw przystanek, na którym kiedyś  czekał na szkolnego busa. Piękne dalekie czasy, kiedy jeszcze wszystko zdawało się być sielanką.

   Usiadł na dobrze znanej sobie ławce, oby bus przyjechał jak najszybciej, Domen nerwowo spojrzał w okno własnego domu, który przestał już być synonimem bezpieczeństwa i rodzinnego ciepła. A przecież jeszcze kilka tygodni temu...

    Pochylił głowę, schował twarz w dłoniach, pozwolił, aby po jego twarzy spłynęły łzy. Musiał się wyciszyć, cokolwiek wymyślić i jakimś cudem przedostać się do Polski z paroma euro w kieszeni.

- Domen - czyjś głos wyrwał go z zamyślenia.

   Chłopak odruchowo podskoczył. Wiedział, że to nie ON, ale i tak jest ciągły, nieustawiczny lęk sprawił, że wystraszył się.

- Domen, nie wiem czy mnie poznajesz, ale... - tak, chłopak poznawał ten głos, w odmętach pamięci coś mu się rysowało.

- Añze? - zapytał cicho, niewiedząc, skąd w ogóle zna kogoś takiego.

- Tak, to ja maluszku, dawno się nie widzieliśmy - ten słoneczny, pogodny głos, tak tęsknił.

- Zostawiłeś mnie - szepnął Domen, patrząc w jego piękno, spokojne oczy.

   Przypomniał sobie, jak niegdyś razem biegali po łąkach, jak starszy kolega odbierał go ze szkoły i opiekował jak bratem. Jak uczył wszystkiego od podstaw, jak w najgorszych chwilach zastępował Petera.

- Musiałem - nawet na chwilę z twarze Añze nie zszedł uśmiech, przybierał tylko różne formy. Teraz był jakby trochę smutny, ale jednocześnie dobroduszny - ale teraz...

- Zabierz mnie ze sobą - poprosił nagle Domen, widząc w nim szansę na ucieczkę.

   Myślał, że Añze zapyta o cokolwiek, ale tak się nie stało. Bez słowa wziął jego bagaże i wyciągnął rękę w stronę najmłodszego z Prevców, ten bez wahania ją chwycił.

- Niedaleko jest mój samochód, ale, Domen, pokłóciłeś się z Peterem, gdzie chcesz iść? - starszy objął go ramieniem, przyciskając do siebie.

- Petera już nie ma. Peter nie żyje, Añze - szepnął cicho, czując ukucie w sercu, gdy patrzył, jak z jasnej twarzy znika promienny uśmiech.

***

    Deszcz bębnił w szyby samochodu. Nadszedł nagle i niespodziewanie, zupełnie, jak Añze. Domen uderzał palcami o deskę rozdzielczą i chociaż mężczyzna go nie pospieszał, czuł, że tamten czeka i się niecierpliwi. Westchnął. Wreszcie musiał komuś o tym opowiedzieć.

- Nie wiem od czego zacząć - Domen popatrzył na niego, naprawdę nie wiedział, jak rozpocząć historię, która dla niego stanowiła wieczność.

- Od początku - Añze położył mu dłoń na kolanie, Prevc westchnął. Ten gest nie wpłynął pozytywnie na jego koncentrację.

- To wszystko jeszcze sięga mojego dzieciństwa - uprzedził.

- Jeżeli nie masz już do kogo wracać, to chyba mamy sporo czasu - Semenic uśmiechnął się szerzej, zapewne chcąc dodać mu otuchy.

- Tak, tylko proszę, ruszajmy - Domen nerwowo się rozejrzał.

- Powiesz mi wreszcie co się dzieje - Añze zaczął się denerwować, ale włożył i przekręcił kluczyk w stacyjce, dźwięk zapalanego silnika był jedynym, który zakłócał ciszę.

Dirty Love one shots skijumpingWhere stories live. Discover now