I.Proch ,,Sztuka mówienia wprost" (gość. Domen Prevc)

664 39 17
                                    

Podobno, to od Procha najlepiej zacząć

      Nie powinno tutaj być żadnego z nich, ale zaistniałe okoliczności niejako wymuszały obecność całej trójki. Najstarszy z nich, będący jednocześnie najniższym stał pomiędzy pozostałą dwójką, braćmi, chyba najsłynniejszymi w skocznym świecie.

- Odejdź - starszy z Prevców chciał odsunąć Polaka, ale ten twardo stał pomiędzy nimi, mierząc Petera wzrokiem - nie mieszaj się w sprawy, o których nie masz zielonego pojęcia. Twój pieprzony, idealny charakter i zajebista zdolność perswazji z osobami z problemami tu nie pomogą. Lepiej dla nas wszystkich będzie, jeżeli stąd pójdziesz... Musimy załatwić to sami. Jak mężczyzna z mężczyzną, jak brat z bratem.

- Nie... - po raz pierwszy, od początku spotkania, odezwał się Domen i złapał za dłoń Kamila, ściskając ją z całej siły, nie świadomie zadając ból - nie możesz mnie z nim zostawić, Kamil, nie pozwól mu mnie... Znowu.

    Ta pauza była niepotrzebna. I tak całą trójka potrafiła uzupełnić ja natychmiast, dlatego prawa ręka Kamila zadrżała, a Peter prychnął, jakby cała ta sytuacja go bawiła, a może właśnie tak było? Przecież sam Słoweniec przyznawał się, że strach, go podniecał, więc w jego oczach, Domen, mógł go po prostu prowokować. Przeszkadzała mu tylko obecność trzeciego skoczka. Akurat tego, z którym ktokolwiek mógł się liczyć i on zdawał sobie z tego sprawę. Nie chciał świadków. Pragnął, aby cały ten cyrk zakończył się szybko, a młody wrócił z nim do domu.

- Domen dzisiaj przenocuje u mnie- zaczął spokojnie i powoli Polak, bacznie obserwując najstarszego z braci - jutro wszystko omówimy na spokojnie. Z trenerami, waszymi rodzicami...

- Proszę bardzo. Ale twoje słowa bez jego potwierdzenia będą gówno warte, a on będzie milczał, zresztą tak jak zwykle - Peter był zadziwiająco pewny siebie. Poprawił kurtkę i zmierzył Domena wzrokiem, pod którym, młody się skulił i pociągnął Kamila do siebie.

- On ma rację. Nie dam rady... Kamil. Po prostu mnie ukryj... Zaopiekuj się mną... - prosił, zaczynając płakać, szukając w tym ratunku, wierząc, iż jest to jedyne wyjście z problemu.

-  No proszę... Teraz będziesz ucieczką od problemów dla każdego zagubionego dziecka, Kamil? - prychnął ponownie Peter - przecież obydwaj wiemy, czemu my tutaj w ogóle stoimy. Gdybyś był tym prawdziwym, pieprzonym ideałem, za którego wszyscy cię mają, to inaczej by to wszystko wyglądało.

- Niczego, nigdy ci nie obiecywałem - wycedził Polak, cofając się i zrównując z coraz bardziej wystraszonym Domenem.

- Niczego nigdy - powtórzył Peter - tak jest prościej, łatwiej, niż wszystko na zawsze...

- Jest już późno - Kamil zachowywał spokój. Gdyby słowa te wypowiedziałby ktoś inny, może by go zraniły, jednakże w zaistniałej sytuacji, nie zaprzątał sobie nimi głowy. Nie miał zamiarów roztrząsać tego. Nie chciał, aby w jego sercu pojawiły się kompletnie zbędne wyrzuty sumienia. Nie zamierzał sam siebie niszczyć, ranić - Naprawdę uważam, że...

- Posłuchaj się młodego - poradził Peter - nienawidzę cię z całego serca, ale... Po prostu tego nie rób...

***

Nienawidzę cię z całego serca - czy naprawdę nie mógł powiedzieć tego inaczej. Czemu skłamał? Czemu... Przecież na tym perfekcyjnym mężczyźnie nie zrobiło to żadnego wrażenia. Peter miał nawet dziwne wrażenie, że wargi Polaka wygięły się wtedy, na dźwięk i sens tych słów, w złośliwy uśmiech.
     Peter uderzył zaciśniętą pięścią w drzwi swojego hotelowego pokoju i przygryzł wargę aż do krwi. Zjechał plecami wzdłuż drzwi i usiadł na podłodze pod nimi. Przyciągnął kolana pod brodę i tak siedział. Nie za bardzo wiedząc co robić dalej. Teraz, kiedy od wielu lat, po raz pierwszy był naprawdę trzeźwy zaczynał rozumieć. Rozumieć i nienawidzić samego siebie. Bo to co uczynił swojemu bratu...

Dirty Love one shots skijumpingWhere stories live. Discover now