47. Żądam odpowiedzi

5.7K 519 521
                                    

♛♛♛♛♛

Harry

- Musi być tu pięknie - powiedział Louis, oddychając świeżym, zimowym powietrzem.

- I jest - zgodziłem się z nim, ani na moment nie odwracając od niego swojego spojrzenia.

Zimny wiatr rozwiał jego karmelowe kosmyki włosów, lecz on zdawał się tego nie zauważać. Zamknął oczy i cieszył się chwilą. Siedział prosto w siodle na karej klaczy z białą odmianą na  łbie, która stała się jego ulubienicą. Był to starszy, spokojny koń. Spisywał się idealnie w roli wierzchowca dla niewidomego króla. Sam szatyn bardzo polubił krótkie przejażdżki, na które często się wybieraliśmy.  Minęło kilka tygodni odkąd moi rodzice wyprowadzili się z zamku. Zdążył już spaść śnieg, a sytuacja w królestwie znacznie się poprawiła. Poddani szczerze kochali Louisa, mnie nie nienawidzili już tak bardzo, jak z początku.

- Chcesz już wrócić? - zapytałem, obserwując, jak szczelniej okrywa się płaszczem.

- Jeszcze chwilkę - poprosił.

Skinąłem głową bardziej do siebie, niż do niego. Poprawiłem kaptur na swojej głowie i popatrzyłem w dal. Przed nami rozpościerała się pusta polana, całkowicie zasypana białym puchem. Tylko ślady końskich kopyt zdradzały, że tu byliśmy. Drzewa iglaste obsypane śniegiem tworzyły przepiękne  pejzaże. Żałowałem, że Louis nie może ich zobaczyć. Chciałbym mu pokazać tyle rzeczy. Wiedziałem, że byłby zachwycony.

Poprawiłem się w siodle i po raz kolejny spojrzałem na swojego męża. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech. Był zadowolony. Mimowolnie sam się uśmiechnąłem.

- Dziękuję, że mogę być tu z tobą - powiedział.

- To ja dziękuję za twoje towarzystwo - odparłem. - Myślę, że... chciałem ci tylko powiedzieć, że bardzo cię lubię, Louis. Chociaż to słowo jest niewystarczające, czuję do ciebie coś więcej.

- Co takiego? - zapytał, w końcu odwracając twarz w moją stronę.

- Wiem, że po tej całej sprawie z buntownikami prosiłeś mnie, abym pozwolił ci zastanowić się nad pewnymi rzeczami i byśmy zostaliśmy bardziej jak przyjaciele, ale... jestem już pewien, Lou naprawdę cię kocham. I nie mówię tego, bo tak wypada, a dlatego, że naprawdę to czuję. Nie chcę byś kiedykolwiek mnie opuścił.

Zaobserwowałem, jak uśmiech na twarzy niebieskookiego się powiększa. Daje słowo, że jego policzki zaróżowione były nie tylko od mrozu. Powoli sięgnął ręką i odgarnął zabłąkane kosmyki włosów, które wchodziły mu do oczu.

- Wiem to - odparł radośnie. - Słyszałem cię, jak mówiłeś to samo rano w naszej sypialni.

- Słyszałeś?! Myślałem, że śpisz!

- Oops! - zawołał i popędził konia w dół pagórka, na którym staliśmy od dobrych minut.

Kara klacz zaczęła dzielnie brnąć przez zaspy, pozostawiając mnie z tyłu. Szybko popędziłem łydkami swojego siwego wierzchowca i zacząłem gonić Louisa. Konie radośnie parskały, ścigając się ze sobą. Louis wraz z wodzami ściskał w dłoniach czarną grzywę wierzchowca. Z uśmiechem na twarzy podziwiałem drobną postać mknącą przez białą polanę.

Podobało mi się to, jaki Louis stał się  śmiały. Przestał się mnie bać i nie spuszczał głowy, kiedy tylko byłem w pobliżu.Dopiero teraz zacząłem dostrzegać jak piękny był niewidomy książę i wcale nie miałem na myśli tylko wyglądu. Dzięki jego pomocy rządzenie krajem nie było takie trudne. Wcześniej popełniłem ogromny błąd, kiedy odsuwałem go od spraw królestwa twierdząc, że nie ma żadnego pojęcia o byciu królem. Wcale tak nie było. Razem podejmowaliśmy decyzję.

A Blind Prince ~Larry ✔Where stories live. Discover now