22. Jestem tylko ślepym księciem przy boku króla

4.7K 571 865
                                    

♛♛♛♛♛

Harry


- Nienawidzę go, Liam - zwierzyłem się swojemu przyjacielowi, który mi towarzyszył.

Znajdowaliśmy się na targu. Wszędzie były tłumy ludzi. Sprzedawcy krzyczeli, zachęcając do zakupienia ich wyrobów. Było głośno i tłoczno. Cały czas wpatrywałem się w Louisa, który stał odwrócony do nas plecami kilka kroków przed nami. Teraz powoli  szedł przed siebie, okazjonalnie biorąc w ręce jakąś chustę od wieśniaczki, zapoznając się z materiałem.

- To przecież twój mąż, Harry - odparł zdziwiony. - Ty go kochasz.

- Nienawidzę - uparłem się, zaciskając dłonie w pięść. - Moja matka kocha go bardziej niż mnie, wszyscy wolą towarzystwo jakiejś kaleki, niż moje, wiesz? To niesprawiedliwe, że jest lubiany przez każdą osobę, którą spotka.

- Wydaje ci się, to...

- Wiem, co słyszałem - warknąłem. - Już nawet służące o tym plotkują. Moja matka codziennie zaprasza Louisa na herbatki, pikniki czy spacery, a ja jestem sam, rozumiesz? Sam. Nikt mi nie pomaga, zostałem z tym wszystkim sam. Ojciec  interesuje się tylko tym, czy jutro znów uda mu się upolować lisa podczas polowania z baronami i lordami, a całe królestwo spoczywa na moich barkach. To niesprawiedliwe. Nie dam sobie rady.

- Co mógłbym zrobić, Harry, abyś był szczęśliwy? - wielkie brązowe oczy wpatrywały się we mnie wyczekująco. - Powiedz tylko słowo.

- Pozbądź się Louisa - odparłem, nawet się nie zastanawiając. - On jest tylko ciężarem. Zabij go, nie chcę nigdy więcej o nim usłyszeć.

Liam nie powiedział więcej słowa. O nic nawet nie pytał. Lekko skinął głową, dłonią ściskając rękojeść miecza. Odwrócił się powoli i zaczął odchodzić. Uważnie go obserwowałem.  Mięśnie pracowały pod jego ubraniem z każdym kolejnym  krokiem. Louis stał przy jednej ze starych,  pomarszczonych kobiet, sprzedającej ręcznie malowane  i robione naszyjniki oraz zawieszki.  Uśmiechał się szeroko, a wokół oczu powstały kurze łapki, tak charakterystyczne dla niego. Liam musiał go zawołać, gdyż odwrócił twarz w stronę mojego przyjaciela. Uśmiech nawet na chwilę nie zszedł mu z twarzy.

Zacisnąłem zęby, wstrzymując powietrze. Wszystko wydarzyło się tak szybko. Payne z wyćwiczoną precyzją wyciągnął miecz, powodując popłoch wśród ludności. Louis nawet nie  drgnął, nie wiedział, co za chwilę się wydarzy. Liam cofnął swoje ramię, aby po chwili pchnąć zimną stalą prosto w brzuch mojego męża. Zrobiło mi się gorąco. Nie sądziłem, że zrobi to poważnie.

Zacząłem biec przed siebie, przepychając się przez tłum wystraszonych ludzi. Cały czas krzyczałem imię szatyna. Gdy dopadłem do Liama, ten trzymał miecz w ręku, a z jego ostrza kapała czerwona ciecz - krew. Brązowe oczy były wystraszone, jakby do ich właściciela dopiero teraz dotarło, co uczynił. Spojrzałem w dół, gdzie leżał Louis. Dusił się własną krwią, próbując wstać. Rozpaczliwie wymachiwał rękami.

- Louis! Louis! - powtarzałem to tak zaciekle, jakby od tego zależało życie szatyna. - Louis!

Całe moje ciało drżało przez natarczywe dreszcze. Ubranie składające się z luźnej koszuli przylgnęło do mięśni przez pot. Próbowałem dotknąć konającego chłopaka, lecz było to niewykonalne. Moja ręka go nie sięgała.

- Harry? Harry?! - usłyszałem jego wołanie przepełnione strachem. - Obudź się, Harry!

Jak na zawołanie otworzyłem oczy. Jednakże ciemność nie pozwalała mi na zobaczenie czegokolwiek. Poczułem drobne dłonie, które odgarniały spocone kosmyki moich włosów z  czoła. Były tak znajome, że się rozpłakałem. Wybuchnąłem histerycznym płaczem, rzucając się na szatyna, ciasno oplatając go rękami, chcąc się upewnić, że jest cały i zdrowy. Wtuliłem twarz w zagłębienie jego szyi i szlochałem, próbując się opanować.

- Przepraszam, tak bardzo przepraszam - powtarzałem w kółko, żałując za to, co wydarzyło się w moim koszmarze.

- To tylko zły sen, Harry - odezwał się cicho.

- Nie chcę być sam - powiedziałem, pociągając nosem.

Nie zniósłbym samotności. To było najgorsze, poczucie, że nie ma się drugiej osoby obok siebie. Tak wyglądało moje dzieciństwo. Po wszelkich naukach od najlepszych uczonych, wracałem do pustej komnaty i wyglądałem przez okno na służących. Ich dzieci często wkradały się do ogrodu, bawiąc się w nim. Lecz żadne z nich nie chciało zadawać się ze mną. Nie lubili mnie, nawet nie dali mi szansy. Dlatego też zacząłem szczerze ich nienawidzić. Często przeganiałem ich i straszyłem strażą.

- Jestem tu z tobą - zapewnił szatyn, niepewnie kładąc rękę na moich włosach, a drugą na plecach, gładząc je delikatnie. - Już dobrze, nigdzie nie odchodzę, jestem tutaj.

- Nie zostawiaj mnie - wymamrotałem, czując coraz większą bezsilność. - Proszę, obiecaj, że zawsze będziesz przy moim boku.

- Jeśli tylko będziesz sobie tego życzył - odparł.

Powoli podniosłem głowę, by odciążyć ramię chłopaka. Zapewne było mu przez mnie niewygodnie. Również z mojej winy nie spał. Obudziłem go w środku nocy. Nawet nie widać było, by świtało.

Znajdowaliśmy się w naszej sypialni. Poszliśmy do niej zaraz po tym, jak odprawiłem lorda Duncana, który przyszedł na audiencję. Teraz wróciłem na swoją połowę łoża i starłem dłonią spływające łzy. Nie powinienem się rozpłakać przy Louisie. Musiałem być silny. To był mój obowiązek.

- Przepraszam - powiedziałem po raz kolejny. - Tak bardzo, bardzo przepraszam.

- To tylko mokra koszula, Harry - odparł lekko, zapewne posyłając swój pocieszający uśmiech. - Łzy nie są powodem do wstydu. Czy już wszystko w porządku?

Mój ojciec mawiał inaczej. To była hańba dla mężczyzny. Zapanowała długa cisza. Podciągnąłem kolana pod klatkę piersiową i oplotłem je ramionami. Po chwili udało mi się zapanować nad oddechem.

- Nie potrafię być królem, skoro nie potrafię być dobrym mężem - powiedziałem z żalem. - Nie kocham cię, Louis. Nie potrafię tego zrobić. Wiem, że mnie nienawidzisz, ale...

- Nie nienawidzę cię - szepnął tak cicho, że ledwo co usłyszałem. - Odkąd pierwszy raz się spotkaliśmy, nigdy cię nie znienawidziłem.

- A powinieneś, jestem okropny. Obrażałem cię i... nawet dziś przeze mnie spadłeś ze schodów.

- Podałeś mi rękę - odparł, zupełnie niespodziewanie. - Pomogłeś mi się podnieść, a dziś przeprosiłeś, szczerze przeprosiłeś. Ktoś okropny i zły odszedłby ode mnie lub kopnął, gdy leżałem.

- Ty nie rozumiesz...

- To oni wszyscy nie rozumieją - przerwał mi w połowie wypowiedzi. - Oni nie rozumieją. Wszyscy od nas czegoś oczekują, a nie dają niczego w zamian. Bycie królem nie jest wcale łatwe. Ja nim nie będę. Jestem tylko ślepym księciem przy boku króla. Ale zawsze będę obok, obiecuję.

♣♣♣♣♣

Witajcie!

Bardzo dziękuję za tyle komentarzy pod ostatnim rozdziałem!!! ♥

Łapcie w zamian rozdzialik ^.^

A teraz zagadka!

Z jakim ff o Larrym (Porucznik je czyta) kojarzy wam się to video znajdujące się  w mediach? ^.^

Dobranoc x

Dziękuję za gwiazdki i komentarze! xx

A Blind Prince ~Larry ✔Where stories live. Discover now