4. Oni się mnie pozbywają

5.1K 545 248
                                    

♕♛♕♛♕

Louis

Pora obiadowa minęła bardzo szybko. Po słowach moich rodziców nie byłem w stanie nic przełknąć. Czułem się źle. Przeprosiłem ich i wstałem od stołu, kierując się do mojej komnaty, Przez całą drogę próbowałem powstrzymać łzy cisnące się do oczu. Nie chciałem płakać, nie chciałem, aby ktokolwiek widział to, jak słaby jestem. A byłem i każdy o tym wiedział.

Położyłem się na łóżku, wtulając swój policzek w puszystą poduszkę.  Objąłem ją rękami  i w końcu pozwoliłem łzom płynąć po policzkach i moczyć materiał. To mnie przerosło. Nie chciałem, aby cokolwiek w moim życiu się zmieniało. Nie poradzę sobie, jestem przecież taki słaby...

Podczas obiadu, mój ojciec powiadomił mnie, że wyjeżdżam do obcego mi kraju, aby zasiąść na tronie. Podobno zostałem przyrzeczony już kilka lat temu przepięknemu księciu Wielkiej Brytanii. Ja sam o tym nie wiedziałem. Zgodnie z obietnicą, miałem wypłynąć na wyspę za dwa lata, lecz stosunki polityczne z innymi państwami stały się niejasne, a król Desmond nie chciał dopuścić, aby ktoś zaatakował jego kraj i poddanych. W zamian za to, że pojawię się na ich dworze, mój ojciec obiecał wesprzeć swoją flotą wojska Stylesa w razie konfliktu.

Ja sam nie nadawałem się, aby rządzić krajem. Nie potrafiłbym obronić poddanych, ani podjąć żadnej korzystnej decyzji, gdyż jestem niewidomy, a to oznacza słabość.  Na dworze pojawiliby się fałszywi doradcy, którzy okradaliby mnie tuż pod moim nosem, a ja nie zrobiłbym nic. Bo jak miałbym odróżnić zdrajcę od przyjaciela? Ojciec nie chciał mnie obarczać taką odpowiedzialnością, więc zgodził się na układ król Desmonda. Miałem zasiąść na tronie przy boku Harolda, a to było bardziej przerażające, niż ktokolwiek mógłby to pojąć. Bałem się księcia, na pewno będzie jeszcze gorszy, niż gdy byliśmy dziećmi.

Władzę na francuskim tronie obejmie jedna z moich sióstr, a gdy da męskiego  potomka, to on będzie rządził krajem. Nie byłem zazdrosny, gdyż nigdy nie chodziło mi o władzę. Ja jedynie pragnąłem zostać w pałacu, w moim domu, przy swoich rodzicach. Wizja wyjazdu do obcego kraju i obcych ludzi była przerażająca. Leżałem na łóżku i nie potrafiłem uspokoić napadu płaczu i żalu. To wszystko było niesprawiedliwe.

Nie wychodziłem z łóżka przez kilka godzin. Zupełnie zapomniałem o tym, że miał do mnie przyjść jeszcze Zayn. I przyszedł, lecz go nie wpuściłem. Nie chciałem, aby widział mnie w takim stanie, aby zobaczył, jak słaby i żałosny jestem. Nie przystało mi płakać, w końcu byłem już mężczyzną, a nie małym, zagubionym dzieckiem.

Gdy upłynęły jeszcze dwie godziny, ktoś ponownie zapukał do mojej komnaty. Nie odzywałem się, siedziałem cicho w nadziei, że odpuści. Niestety los jak zwykle jest przeciwny i po chwili drzwi się uchylają z cichym skrzypnięciem.

- Nie przyszedłeś na kolację, książę - odezwał się kobiecy głos. -  Czy wszystko w porządku?

- Tak, Ophelio - wymamrotałem cicho i wymusiłem delikatny uśmiech.

Szybko przetarłem swoją twarz dłońmi mając nadzieję, że nie zauważy śladu łez. Ale to jest Ophelia, która zna mnie bardzo dobrze. Podeszła bliżej łóżka i usiadła na brzegu, kładąc swoją dłoń na moim policzku.

- Louis... - szepnęła. - Co się stało, kochanie?

- Nic - odwróciłem głowę, by nie mogła na mnie patrzeć. - Wszystko jest w najlepszym porządku.

Po tych słowach nastąpiła długa cisza. Myślałem, że kobieta sobie pójdzie i zostawi mnie w spokoju, lecz nie zrobiła tego. Wciąż siedziała na brzegu łóżka i po prostu czekała. Dała mi czas, abym uporządkował myśli.

- Oni się mnie pozbywają - westchnąłem. - Każą wyjechać do innego kraju, do Wielkiej Brytanii,  bardzo daleko...

- Na pewno nikt nie chce się ciebie pozbyć, mój książę. Dlaczego tak uważasz?

- Rozmawiałem z ojcem podczas obiadu - przyznałem. - Muszę wyjechać i zasiąść na tronie u boku księcia Wielkiej Brytanii, ale ja nie chcę, ja...

- Boisz się, prawda? - podsunęła, cicho przy tym wzdychając, a ja skinąłem delikatnie głową. - Każdy ma prawo się bać, rozumiem to. Dotąd żyłeś tutaj, wśród rodziny i przyjaciół, w miejscu tobie znanym. Wiem, że wszystko będzie dla ciebie nowe, ale poradzisz sobie, Louis. Nigdy nie widziałam dzielniejszego chłopca niż ty.

- Nie rozumiem, dlaczego książę Harry mnie zechciał, jestem niewidomy, po co im ja? Jestem nieprzydatny... - powiedziałem gorzko, wiedząc, że taka jest prawda.

- Nie mów tak - zbeształa mnie, a po chwili poczułem jej dłoń, jak zaciska się na moim ramieniu. - Pojedziesz tam i udowodnisz im wszystkim, jak bardzo się będą mylić. Pokażesz, jakim wartościowym i wspaniałym człowiekiem jesteś. Poddani cię pokochają, będziesz wspaniałym królem.

Mimowolnie się uśmiechnąłem. Po tych słowach zrobiło mi się ciepło na sercu. Ophelia zawsze potrafiła poprawić mi humor, kochałem ją, była ważną osobą w moim życiu. Przysunąłem się do niej bliżej, a ona pozwoliła mi się do siebie przytulić. Objęła mnie ramieniem i jeszcze szeptała kilka miłych słów na ucho.

- Dziękuję ci - szepnąłem cicho. - Jesteś wspaniałą kobietą.

- Przyniosę ci coś do jedzenia, książę - powiedziała, głaszcząc mnie po włosach. - Nie jadłeś kolacji, na pewno musisz być głodny.

Mruknąłem coś pod nosem i zamknąłem oczy. Jeszcze przez chwilę czułem dłoń służącej na swoich włosach, a następnie usnąłem. Spałem spokojniejszy, pomimo tych wszystkich emocji kłębiących się wewnątrz mnie. Rozmowa z Ophelią dużo mi pomogła. Gdy się obudziłem, wcale nie byłem zdziwiony, że spałem pod kołdrą, ułożony wygodnie na poduszkach.

♣♣♣♣♣

Witajcie kadeci!

Porucznik ma przerwę, więc łapcie rozdział :D

Dziękuję za gwiazdki i komentarze <3

Xx

A Blind Prince ~Larry ✔Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu