― Chcesz?

Znajoma dłoń wysunęła w jej stronę butelkę z sokiem. Pokręciła głową, wskazując pytająco na notatnik na jego kolanach.

― A, tylko sobie notuję, co chciałbym koniecznie zobaczyć.

― Przecież będziemy tam tylko trzy dni ― przypomniała.

― I tak można coś zobaczyć. ― Nachylił się w jej stronę. ― Pojedź ze mną na Statuę Wolności, poudajemy typowych turystów. Będzie fajnie.

― Romantyczne ― prychnęła, ale nie mogła powstrzymać się od uśmiechu.

Chyba coś było na rzeczy z tym, że ludzie z małych miasteczek mieli skłonność do długodystansowych związków. Chociaż kochała go całym sercem, piętnastoletniej Gabrielle Ethans nigdy nie przyszłoby do głowy, iż za siedem lat będzie siedzieć w samolocie z właśnie tą osobą, planując wspólną przeprowadzkę na inny kontynent.

Codziennie rano budziła się z lekkim uśmiechem niedowierzania, z wdzięcznością do losu za tak niesamowite szczęście wypełniającą ją całą. Po siedmiu latach, nadal ledwo wierzyła, że spotkała kogoś takiego jak Cade Hambledon, że tak cudowny człowiek chciał z nią być.

Wyglądał naprawdę podobnie do swoich starszych braci, lecz jednocześnie inaczej. Nigdy nie zdołał być tak poukładany jak Evander i Braxton, lecz nie dało się go pomylić z Sylvestrem, prowadzącym raczej niestandardowy tryb życia – choćby ze względu na ręce starszego Hambledona, pokryte tatuażami. A on, choć wysoki i taki dorosły, wciąż był przede wszystkim Cadem, jej Cadem, a z jego oczu nigdy nie uciekł ten błysk pełen radości, błysk dzieciaka wspinającego się na drzewo wbrew nakazom rodziców, wymykającym się z domu po ciemku.

Dziwnie było tak myśleć o przyszłym doktorze medycyny, ale cóż.

Poczuła, jak ręka Cade'a wsuwa się w jej dłoń. Odruchowo dotknął cienkiego pierścionka lekko połyskującego na jej palcu. Dał jej go dwa lata temu, na jej dwudzieste urodziny, a ona wciąż nosiła go każdego dnia.

Na razie jednak najwięcej uwagi koncentrowało się na nieco innym pierścionku danym przez innego Hambledona innej pannie Ethans, a mianowicie na zaręczynowy m pierścionku Marvy, która w przyszłym miesiącu miała przestać być Mary Melissą Ethans, a stać się Mary Melissą Hambledon. Wydawało się to ciągle zaskakujące, ciągle nierealne, ale zbliżało się niepowstrzymanie, pochłaniając energię, nerwy i fundusze obu rodzin. Gabrielle panikowała w reakcji na perspektywę bycia druhną swojej siostry, jak bardzo musiała stresować się Marvy! Cała ta organizacja okazała się milion razy bardziej skomplikowana, niż komukolwiek z nich się wydawało. Właściwie, obie rodziny i ich przyjaciół zdziwiło to, że zdecydowali się na ślub, po tylu latach wspólnego mieszkania, no i po narodzinach ich wspólnego dziecka, młodszej siostry Alix. Dwuletnia Penny – jej pełne imię brzmiało Peony – była prawdopodobnie najsłodszym stworzeniem, jakie kiedykolwiek widziała Gabrielle, ale jednocześnie jednym z najbardziej uciążliwych. W niczym nie przypominała swojej spokojnej, bezproblemowej siostry. Cóż, bezproblemowej jako malucha; Alix obecnie kończyła dziewięć lat i mimo dobrych ocen w szkole, też miała swoje kłopoty, humorki czy zmartwienia. Jedno było pewne – uwielbiała swoją młodszą siostrzyczkę. I Braxtona, do którego mówiła „tato", mimo że znała prawdę o swoim ojcu.

Musiało minąć sporo czasu, zanim Braxton i Marvy zdecydowali się na dziecko, ale, na szczęście, wszystko potoczyło się dobrze – zarówno ze zdrowiem małej, jak i zdrowiem psychicznym siostry Gabrielle. Dziewczynie zawsze wydawało się, że „kwiatowe" imię ich córki ma coś wspólnego z Anemone, ale nigdy nie zapytała.

Cade jakby odgadł jej myśli.

― Jak sprawy weselne? Marvy się coś odzywała?

Westchnęła cicho.

Lonely Hearts ClubWhere stories live. Discover now