26. Porwania i inne atrakcje na obiedzie

1.2K 255 25
                                    

GABRIELLE

Poniedziałek był jednym wielkim zamieszaniem.

Musieli oddać magazyn do czwartku, ale wydawało się, jakby wszyscy pomylili terminy i myśleli, że powinni zrobić to dzisiaj. Lara biegała od sali do sali, porywając spontanicznie poszczególnych członków zespołu. Panował ogólny harmider, wszyscy mieli gdzieś jakąś sprawę do załatwienia. Briel także biegała – do nauczyciela fizyki, żeby zapytać o swoją zagubioną kartkówkę, do matematyczki, w sprawie sprawdzianu na koniec działu, wreszcie do Queshy, bo zostawiła ostatnio buty w szatni. Wuefistka zmierzyła ją srogim spojrzeniem, gdy oddawała jej worek, przekazując jej z całą pogardą: „jesteś równie roztrzepana co twoja siostra". Wydawałoby się, jakby wszyscy w zeszłym tygodniu lunatykowali, a dzisiaj próbowali się ogarnąć.

Na obiedzie, kiedy siedziała na stołówce przy stole, ktoś złapał ją za ramię bez żadnych wyjaśnień. Przerażona odwróciła się na tyle szybko, by jej rękaw przygarnął kilka deko ziemniaków.

- Lara? – zapytała poirytowana. Dziewczyna miała wypieki na twarzy, a to niezmiennie oznaczało kłopoty.

W jej drugie ramię wpiła się biała dłoń. Ruda bezceremonialnie zaczęła ciągnąć ją w stronę wyjścia, o mały włos nie niszcząc krzesła oraz kręgosłupa Briel zarazem. Dziewczyny siedzące przy jej stoliku zamilkły i wpatrywały się w wydarzenie skonsternowane. Jedynie Octavia Grant zachowała na tyle przytomności umysłu, by krzyknąć:

- Porwanie!

Gabrielle spadła z krzesła, czując, jak dwie długie ręce ciągną ją z całej siły do tyłu. Jej plecy uderzyły twardo o podłoże, w okolicach jej krzyża wybuchła mała eksplozja, a Kendra wrzasnęła.

- Zostaw ją! – protestowała jej przyjaciółka, gdy Lara, nie dając Briel ani chwili na wstanie z podłogi, wywlekła ją ze stołówki.

Przed wejściem do pomieszczenia, na rogu, w panującym na korytarzach półmroku dostrzegła kilka postaci. Okazali się być członkami redakcji z mniejszymi lub większymi obrażeniami na ciele. Cade miał na sobie strój od wuefu i siniaka na kolanie, we włosach Laytona było zaplątanych mnóstwo małych kawałków papieru, Coral z oburzeniem wypisanym na twarzy trzymała przy skroni improwizowany opatrunek. Esma czy też Esme miała na wierzchu dłoni pojedyncze zadrapanie. Wszyscy spojrzeli na siebie z lękiem. Lara pochyliła się w ich stronę, zginając swoje wysokie ciało.

- Przepraszam za wszelkie kontuzje, jakie odnieśliście, ale zapiszcie to na koszt spotkań redakcji, nie mój.

Coral otworzyła usta, by zaprotestować, ale Lara nie dopuściła jej do głosu.

- Panna Carman przejrzała pliki, jakie jej dostarczyłam, czyli artykuły, zdjęcia i artykuł z działem Laytona – zmarszczyła brwi z politowaniem, patrząc na chłopaka wyplątującego z włosów wstążki papieru. Jedna zwisała mu tuż przed oczami, a jej biały kolor kontrastował z jego ciemnymi rzęsami, gęstszymi i dłuższymi niż rzęsy rudej. – Oceniła, że wszystko jest świetne, tylko powiedziała mi, że...

Zamilkła, budując napięcie. W końcu Cade nie wytrzymał.

- Że co?

- Nie ponaglaj mnie – ofuknęła go Lara.

- Wyciągnęłaś mnie z wuefu, a akurat miałem zaliczać sprawdzian – przewrócił jasnozielonymi oczami, lśniącymi w półmroku.

Ruda także przewróciła oczami.

- No dobrze. A więc powiedziała mi, że... zapomnieliśmy o tytule magazynu.

- Kurde – wymsknęło się Laytonowi.

- Jak śmiesz? – Lara ewidentnie była dzisiaj w nastroju na dowodzenie całą szkołą.

- Co teraz z tym tytułem? – zapytała Gabrielle, odzywając się po raz pierwszy.

- Trzeba coś z nazwą miasta – zauważyła bystrze Coral.

- Castle Magazine? – rzuciła propozycję Lara, unosząc brwi z intrygującym uśmieszkiem. – Od potocznej nazwy naszej szkoły. No błagam, wszyscy mówią Castle, a nie Eastle.

Faktycznie, ich gimnazjum często nazywano Castle – brzmiało podobnie do Eastle, oficjalnej nazwy, a w dodatku budynek ewidentnie przypominał zamek, jednak do reszty nie przemówiła ta idea. Coral zmierzyła ją spojrzeniem spode łba. Na jej skroni zaczął formować się siniak.

- A serio to może dałabym coś z położeniem szkoły. W końcu nazwa od tego pochodzi. Wschodnia część miasta, na granicy Przedmieścia i Centrum... - myślała na głos ruda.

- Eastle Side Stories? – zaproponowała Briel. – Tak jak West Side Story, tylko z wplecioną nazwą szkoły.

Cade zaklaskał uprzejmie. Layton uniósł ciemne, cienkie brwi [razem z nimi uniosły się także skrawki papieru], a Esme uniosła głowę.

- Fajny pomysł – skomentowała cichym głosem Turczynka.

- Podoba mi się – oceniła Lara, przekrzywiając głowę.

- Brzmi fajnie, naprawdę. I czegoś takiego na pewno nie było – dodała Coral.

- Czyli postanowione? Eastle Side Stories? – upewniła się rudowłosa samozwańcza przewodnicząca.

- To trzeba będzie dać taką lekko staroświecką czcionkę, będzie bardziej w klimacie. Tak będzie lepsze wrażenie – zauważył Layton.

- Jeju, naprawdę? – syknęła sarkastycznie Coral, trzymając ręce przy czole.

Chłopak pokiwał poważnie głową, nie wyczuwając jadu w jej głosie. Tancerka westchnęła.

- Dobra, lecę do panny Carman – oznajmiła Lara, po czym rozpłynęła się w niewyraźną plamę podążającą szybko po schodach.

- Naprawdę fajny pomysł – powiedział Cade, kładąc dłoń na ramieniu Gabrielle. Poczuła, jakby jej nerwy nigdy do tej pory nie zostały uaktywnione.

Pożegnała się zdawkowo z resztą i wróciła do obiadu. Reszta lekcji upłynęła w takim samym zamieszaniu, a zakończyły się jakże mocnym akcentem – zbiorowymi torturami, podczas których beznamiętnym oprawcą była Quesha. Dzisiaj ta dziewczyna z S nie zaczepiała Esme, a Gabrielle odetchnęła z ulgą, że najwyraźniej dała sobie spokój. W głębi duszy martwiła się o tę małą, dziwną dziewczynkę z redakcji.

W drodze do domu nie spotkała Cade'a. Nie wiedziała, co o tym myśleć.

___________________________________________________________________________    

Lonely Hearts ClubOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz