66. (nie do końca) Lonely Hearts Club cz. 1

1.1K 209 49
                                    


LARA

- Widziałaś Esme, Dells?

Lara poprawiła swoją perukę nerwowo, rozglądając się. Grace wypatrywała w tłumie Haidera, a Elly zaplatała jej na nowo warkocz w stylu księżniczki Lei, który rozplątał się jej w tańcu.

- Esme, mówisz? Tę małą z S? – Delia zamyśliła się. – Nie, chyba nie. Nie jestem pewna. Wiesz, jaki ma kostium?

- Nie mam pojęcia – przyznała bezradnie Lara. Postukiwała butem w stylu Marion w rytm Do I Wanna Know lecącego w tle.

W auli panował absolutny chaos. Wysłała już Gemmę na przeszpiegi, by dowiedziała się, co się dzieje, ale nie mogła nikogo znaleźć. Wymyślne kostiumy uczniów absolutnie tego nie ułatwiały. Sama Kynaston przebrała się za Maleficentę z Czarownicy i wyglądała zniewalająco.

Od czasu zebrania redakcji – na którym, notabene, ewidentnie jej unikał – nie widziała Laytona. Kiedy ostatni raz na niego patrzyła, stał na drabinie i majstrował przy jednej z kul dyskotekowych wiszących nieco niżej, a ona ochrzaniała siebie samą w myślach, że nie potrafi po prostu naturalnie do niego zagadać. Ostatecznie tego nie zrobiła.

Teraz jednak wypatrywała głównie Haidera aka Kapitana Ameryki, którego Mortimer już ochrzcił Kapitanem Casanovą. Wszyscy widzieli, jak ich główne OTP znane szerzej jako Briade przytulało się na środku sali - „brawo, Cade, nie ma lepszego podrywu, niż zaginąć na cały dzień", mruczał pod nosem blondyn – jednak później nadeszła Coral i bestialsko odebrała Gabrielle towarzysza. Wtedy większa część Gwardii postanowiła ją wygwizdać, ale Jarvis nawet nie zwróciła na nich uwagi.

- Cadoral to NOTP życia – rzuciła Delia półgłosem, obserwując nadal tańczących Cade'a i Coral. Kuzynce Mortimera nieco rozmazał się makijaż, dzięki któremu miała upodobnić się do Indianki, ale było już za późno, by go poprawiać.

- Zgadzam się.

- O, tutaj chyba jest Esme – odezwała się nagle Elly, olśniewająca w swoim kostiumie Alicji.

- Gdzie? – Mortimer zmarszczył brwi.

- Tam.

Wszyscy spojrzeli w kierunku, który wskazała blondynka. Pod ścianą stała drobna dziewczyna o ciemnej karnacji, wyglądająca jak nie z tego świata w śnieżnobiałym stroju baletnicy oraz z charakterystycznym makijażem.

- Biały Łabędź – powiedziała cicho Delia w oszołomieniu.

- O kurde – wymsknęło się Larze. – Ona jest...

- Jest piękna – dokończył Mortimer.

- To prawda.

Zwykle kuląca się gdzieś pod ścianą, garbiąca się nieustannie Turczynka chyba po raz pierwszy się wyprostowała. Wyglądała po prostu nieziemsko, jej skóra lśniła, na tyle ciemna, by mocno kontrastować z białą suknią, ale na tyle jasna, by wyraźnie widać było smoliście czarne kreski wokół oczu.

- Nie spodziewałam się tego – przyznała Elly.

- Jest po prostu niesamowita – powiedziała Grace. Lara spojrzała na przyjaciółkę i zobaczyła ogromny uśmiech na jej ustach, a także łzy wzruszenia w oczach. – Najpiękniejsza na całym balu.

Lara wyrwała się do przodu i lekkomyślnie podbiegła do Esme. Baletnica stała, kołysząc się lekko do przodu i do tyłu, obserwując uważnie tłum na parkiecie.

Lonely Hearts ClubOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz