34. Tylko ona chciałaby być na miejscu Atlasa

1.2K 239 22
                                    


ESME

Następnego ranka przyszła punktualnie do parku, nad jezioro, o którym mówiła Wiosna. Rudowłosa rozłożyła koc w szkocką kratę na ziemi, w którą powoli wsiąkał chłód. Troskliwie położyła swojego laptopa na materiale, po czym usadowiła się wygodnie, gestem zapraszając ją, by zrobiła to samo.

Lato kończyło się. Jesień, ognista jak Lara, wyciągała swoje cienkie palce w stronę miasteczka, obejmując niektóre drzewa, zatapiając opuszki w płytkich kałużach, ocierając kłykcie o ziemię. Wiosna i ona postanowiły wykorzystać ostatnie promienie słońca. Rudowłosa twierdziła, że pisanie jest dużo przyjemniejsze, kiedy robi się to nad Oczkiem, jak wszyscy nazywali niewielkie jeziorko w parku.

Podzieliły się rolami – każda miała napisać krótkie opowiadanie lub felieton o październiku, a trzeci artykuł pisały wspólnie. Miał opowiadać o tradycjach Halloween, Lara narzekała, że to „zbyt typowe".

Szperały w internecie, wyszukiwały ciekawostki, zapisywały je, wszystko łączyły zgrabną, przyjemną narracją Wiosny. Rozpaczliwie próbowała nie wpatrywać się w jej oczy, dwie jaskrawe plamy koloru pośród blaknącej zieleni parku. Mimo szczerych niechęci, nie potrafiła nie malować w myślach jej prostej, smukłej sylwetki, kręconych włosów, bladej cery, tych absolutnie doskonałych tęczówek. Miała na sobie dokładnie ten płaszcz co tydzień wcześniej, ale to nie odejmowało jej uroku.

- Zupełnie zapomniałyśmy o naszym zakładzie – oznajmiła nagle Wiosna, odrywając się od komputera. – Pamiętasz, kto wygrał, Esme?

- Ja. – Uśmiechnęła się skromnie. – Quesha pomyliła nazwisko Jandy już na sprawdzaniu obecności.

- W takim razie jestem ci winna próbkę mojego pisania – westchnęła ciężko Lara, uśmiechając się. – Przyniosę ci jakieś okruchy na poniedziałek, okej?

- Jasne – odpowiedziała cicho, ciesząc się, że będzie mogła zajrzeć do duszy Wiosny, nie będąc zmuszana do odkrywania swojej.

Przez chwilę jedynym dźwiękiem był odległy świergot ptaków.

- Jeju, bez muzyki zawsze gorzej mi się pracuje – mamrotała ruda, agresywnie uderzając białymi palcami w klawiaturę. – Mogłabym coś puścić? To by ci nie przeszkadzało?

Pokręciła głową, wprawiając w ruch dwa ciemne kosmyki.

- Masz jakieś życzenia? – Znowu pokręciła głową. – No dobrze, to może być Marina & The Diamonds? Absolutnie ją kocham. Słyszałaś o niej?

Tak bardzo się wstydziła powtórzyć ten ruch po raz trzeci, ale w końcu to zrobiła.

- Matko jedyna, nie mamy ani chwili do stracenia – oznajmiła Lara z przejęciem, na chwilę odrywając od siebie melancholię niby plaster.

Wystarczyło kilka nerwowych uderzeń jej białych palców w laptopa, a nagle przytulny zakątek obok jeziora wypełnił kobiecy głos. Wyłaniał się powoli z ciemności, najpierw wysoko, później opadał niżej. Kołysał się przez kilka pierwszych linijek, nie przypominając żadnego głosu, którego do tej pory słyszała.

When it comes to love, you're an easy fight
A flower in a gun, a bird in flight
It isn't fair and it isn't right
To lead you on like it's all alright

Wspinał się po schodach, zachwycając i oszałamiając jej zmysły. Nagle na dobre dźwięk rozlał się po jej uszach, a ona poczuła jakąś zmianę – kobieta brzmiała tak, jakby płakała gdzieś w środku, w jakimś małym zamkniętym pokoju.

I'll ruin, yeah I'll ruin you
I've been doing things I shouldn't do
But I don't wanna say goodbye
But baby I don't wanna lie
To lie, to lie to you
I'm a ruin

Przez chwilę podrygiwał, ale nie nerwowo – niemal leniwie kołysał się na wietrze, doskonały w swej niedoskonałości. Piosenka skończyła się o wiele za szybko. Poczuła niedosyt, jakby odebrano jej talerz w połowie posiłku.

- Podobało ci się? – zapytała Lara z błyszczącymi oczyma.

- B a r d z o – szepnęła nie tak cicho, jak jej się zdawało.

Wiosna włączyła Blue, które też jej się podobało, ale nie mogło dorównać I'm A Ruin. Było pogodne, równie prawdziwa radość co sztuczne rzęsy. Nastrój tego utworu wydawał się idealnym odzwierciedleniem usposobienia Lary – wesoła melodia, smutna treść, zapominanie o melancholii.

Przez kilka następnych minut wykańczały artykuł – Wiosna zapętliła Blue, które motywowało ją w jakiś tajemniczy sposób do pracy – a kiedy skończyły, ruda z impetem zamknęła klapkę laptopa i rzuciła się na koc.

- Jestem taka zmęczona tym wszystkim – wyznała, patrząc na rozwiązaną sznurówkę swoich intensywnych trampek kołyszących się w takt Froot. – Widziałaś, co się wydarzyło na imprezie, prawda?

Pokiwała głową, nie ufając swojemu głosowi. Zawsze ją zawodził, nigdy nie był odpowiedni. Za wysoki, za cichy, niewyraźny, nigdy nie zdołał przekazać ani jednej prawdziwej myśli.

- Muszę zdecydować, czy wybaczę Gemmie – kontynuowała Lara, biorąc głęboki oddech. – Towarzyszyła mi przez ostatnie lata i może nie była idealna, ale jednak była. To bardzo dużo, naprawdę.

Obserwowała leżącą Wiosnę, siedząc nadal w tym samym miejscu.

- Myślę, że jej wybaczę, ale wymuszę na niej obietnicę, żeby nigdy już tak nikogo nie potraktowała. Tylko... boję się... że ty i Haider... - głos Lary rwał się, chybotał na wietrze rozwiewającym jej rude kosmyki.

- Rozumiem cię. – Och, idealny moment wybrałeś sobie, lepszy głosie, na powrót. – Rozumiem twoją decyzję, Haider też ją zrozumie.

Trudno było jej przyzwyczaić się do mówienia „Haider". Zawsze nazywała go w myślach „Helios", świecił tak jasno.

- Nie chcę stracić żadnego z was. – Wiosna leżała spokojnie, ale jej głos się trząsł. – I boję się... tak strasznie się boję, Esme... boję się, że stracę to wszystko.

Kiedy z nieziemsko zielonych oczy Lary wypłynęły jednocześnie dwie kryształowe łzy, jej mała, ciemna dłoń podziała niezależnie od reszty ciała. Skóra Wiosny była zimna jak ziemia jesienią, blada jak śnieg w najzimniejszy dzień w roku i szorstka jak bok pudełka od zapałek.

Ich dłonie, chociaż wyglądały jak negatywy, pasowały do siebie. Dobrze trzymało się ją za rękę. Lara ścisnęła ją mocniej, a ona odpowiedziała tym samym.

Trzymanie ją za rękę było jak trzymanie świata na własnych barkach.

Czuła się jak Atlas.

Człowiek, który podtrzymuje nieboskłon, dom gwiazd.

Przez tę jedną chwilę, w parku, nad jeziorkiem, przy cynicznych słowach Savages wydawało się, że to ona ratuje Wiosnę, a nie odwrotnie.

____________________________________________________________________

Nareszcie zaczynają się rozdziały, w których Esme poznaje muzykę. Strasznie lubię ten wątek - Esme, jak to ona, wszystko odbiera wyjątkowo silnie, zwłaszcza muzykę. Opisywanie jej przeżyć zdecydowanie uzależnia.


Lonely Hearts ClubOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz