49. Patrząc na dom swojej siostry

1.1K 213 35
                                    


ESME

Siedząc na parapecie, obserwowała gwiazdy na niebie, błyskające do niej porozumiewawczo. Światła Centrum nie były w stanie zasłonić rozgwieżdżonego nieba.

Upiła kolejny łyk herbaty i zerknęła na MP3. Była dokładnie 2:27, o tej godzinie niemal wszyscy spali. Od zawsze miała problemy z bezsennością, ale schodziły zwykle na drugi plan. Z czym ona nie miała problemów?...

- Tęsknię za tobą – wyszeptała w stronę okna. Szyba zaparowała od jej oddechu. Te słowa po prostu wyrwały się z jej gardła, serca, umysłu, oczu zmęczonych zbyt nudnym światem. Doskonale wiedziała, że to dopiero drugi dzień ferii, właściwie to teraz już trzeci, ale co mogła poradzić na tę wstrząsającą pustkę, na tę łapiącą za gardło tęsknotę.

Objęła kolana ramionami, biorąc głęboki oddech.

Da sobie radę.

Przejdzie przez ciemną noc i znów będzie jasno.

Zobaczyła w kącie jeden z obrazków, które drukowała sobie jej siostra. Uwielbiała znajdować jakieś sentencje na ładnym tle, a później wieszać na ścianie w jej pokoju. O tej musiała zapomnieć, jakimś cudem zawędrowała aż do tego pokoju, zgnieciona, zapomniana.

Zeszła z parapetu i rozwinęła karteczkę. Ujrzała dwa muminki siedzące na kamieniu, przeczytała szeptem napis:

„Może ważne rzeczy zdarzają się na wiosnę"

Och tak, zdecydowanie tak. Co prawda ta wiosna była jesienią, ale co z tego. Dla niej codziennie była wiosna, każdego dnia – nawet wtedy, kiedy ogarniała ją ciemność. W nocy nie widać zwykle, jaka jest pora roku. Serce podpowiadało jej, że nawet na pustyni panuje wiosna.

Jej siostra była taka zwyczajna. Nie była uszkodzona, miała najwięcej szczęścia z ich trójki, chociaż z drugiej strony to wszystko też w pewien sposób ją uszkodziło. Podmuchała na chłodną szybę i narysowała na niej palcem trzy dziewczęce postacie trzymające się za ręce. Rysowała je tysiące razy, pojawiały się w jej snach, radosne, uśmiechnięte, prawdziwe. Doskonale wiedziała, że to nigdy nie powróci, ale nie mogła się powstrzymać.

One trzy – najstarsza Mieszkanka Oceanu, później ona sama, czyli Mieszkanka Pustyni, na koniec najmłodsza, Mieszkanka Gwiazd. Doskonale wiedziała, że pustynia jest bliżej gwiazd niż oceanu, zawsze tak było. Spojrzała w niebo, szepcząc do niej bezgłośnie: „za tobą też tęsknię, każdego dnia, w każdej godzinie, w każdej minucie, w każdej sekundzie. Kocham cię bardziej niż kogokolwiek kiedykolwiek będę. Spotkamy się, zobaczysz, znajdę cię, gdziekolwiek jesteś."

Czasami zdarzały jej się chwile słabości, w których myślała o sobie jako o niewyobrażalnie pokrzywdzonej. Jej karnacja, jej „przypadłość", jak nazywała to matka, jej życie, jej uczucia... to wszystko było niezwykle pechowym zestawem. Wtedy jednak myślała o Mieszkance Gwiazd. Ona od zawsze miała nieporównywalnie gorzej, ale znosiła to z niewyobrażalną siłą. Zjawiała się w jej snach jak anioł, jak zjawa, która pomagała jej się podnieść z piasków pustyni. Tak bardzo chciała mieć skrzydła, móc wzlecieć do gwiazd, móc ją znaleźć i uratować przed całym złem...

„Ona już jest uratowana", przypomniała sobie, mrugając i powstrzymując łzy. „Z naszej dwójki tylko ja muszę sobie radzić ze złem, tam gdzie ona jest, nic jej nie grozi." Ostatnio rzadziej o niej myślała – z jednej strony ją to cieszyło, bo wreszcie zaczęła żyć, do tej pory cały czas spędzała z cieniem Mieszkanki Gwiazd w duszy i na twarzy, ale z drugiej strony czuła się, jakby ją zaniedbywała.

„Pamiętaj o mnie, tam, gdzie jesteś."

Rozmawiała z nią codziennie w nocy. Czasami wręcz mogła poczuć dotyk jej delikatnej, dziecięcej rączki, która ocierała łzy z jej ciemnych policzków. Opowiadała jej wszystko, nie pomijała żadnych szczegółów. Ktoś mógłby powiedzieć, że Mieszkanka Gwiazd jest jeszcze za mała na takie opowieści, ale doskonale wiedziała, że zdążyła dorosnąć.

Była jedyną osobą, jaka ją rozumiała.

Znienawidziłaby Naklejkę tak samo jak ona. Polubiłaby Cień tak samo jak ona. Zafascynowałaby się ludźmi z redakcji tak samo jak ona. Tyle że Mieszkanka Gwiazd nie bałaby się każdego dnia, nie łykałaby łez jak tabletek, nie byłaby takim tchórzem jak ona. Mieszkanka Gwiazd nigdy się nie bała, nawet kiedy światło ją wzywało, wołając z góry donośnym głosem, zbyt donośnym, głosem, którzy ogłuszył dwie pozostałe siostry.

Gdyby ona tu była, zaprzyjaźniłaby się z Wiosną. Wymieniałaby z nią szybkie uwagi, wybuchałyby śmiechem w tym samym momencie. Kto wie, może znowu byłyby trójką, tyle że już bez Mieszkanki Oceanu. Khara wolała nie mieć z nimi nic wspólnego. Bezcześciła portret Mieszkanki Gwiazd, zapominając o niej z każdym dniem. To sprawiało, że ona – Mieszkanka Pustyni – miała ochotę wykrzyczeć jej w twarz, jak bardzo jest podła, że nie była godna nawet poznać Mieszkanki Gwiazd.

Delikatna, miękka, dziecięca dłoń pogłaskała jej rozżarzone myśli i skierowała je na inne tory. Wpatrując się w błyskające, fałszywe światła Centrum, zastanawiała się, gdzie jest Wiosna.

Zazdrościła tym, którzy mieli ją na co dzień, na wyciągnięcie ręki. Chciała być jedną z nich, jej przyjaciółek, którym patrzyła w oczy normalnie. Chociaż... czy na pewno tego pragnęła? Czy może wolała pozostać w pewien sposób niezwykła, nawet dla niej?

Nie miała co się nad tym zastanawiać.

I tak nigdy, przenigdy nie zamieni się ciałami z żadną z nich.

Nie będzie mogła być dobrą, prawdziwą Herbatą, dziewczyną jak deszcz i cukier.

Nie będzie mogła być przebojową, ale też zazdrosną Księżniczką, dziewczyną jak ciemność i trucizna.

Nie będzie mogła być uroczą, nieśmiałą Calineczką, dziewczyną jak drzewo i niebo.

Nie będzie mogła być zabawną, odważną Tarczą, dziewczyną jak stal i śmiech.

Nie, nigdy nie będzie nikim poza żałosną sobą, którą nienawidziła z całego serca. Ta świadomość sprawiła, że zaczęła powoli zamarzać na parapecie, patrząc w gwiazdy i przyciskając swoją małą, ciemną dłoń do chłodnej szyby.

„Godzina 2:43 – tęsknię za tobą."

_____________________________________

[[jak myślicie, kim była Mieszkanka Gwiazd?]]

Lonely Hearts ClubOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz