97. Burze piaskowe to zawsze zły znak

1K 142 62
                                    

ESME

Coś było bardzo nie w porządku.

Na pewno nie chodziło o otoczenie. Sprawdzała – kolor ścian szkoły nie zmienił się przez weekend, na niebie wciąż wisiało jedno słońce, nie siedem, choć dzisiaj wydawało się naprawdę wątłe. Podłoga nie przeszła przemiany w wodę czy kwiecistą łąkę. Powietrze nie zdawało się zatrute.

Ludzie też wyglądali dokładnie tak samo jak przed dwoma dniami. Elly robiła właśnie krótką przerwę od zaplatania warkocza Grace, by jej dłoń odpoczęła - mimo wyjątkowych postępów na rehabilitacji nadal bywały z nią problemy. Zmierzyła je uważnym spojrzeniem – obie dziewczyny miały po parze oczu, jednym nosie, jednych ustach, dwóch policzkach i po jednym zakochanym sercu. Haider podszedł zapytać się o coś piątoklasistek, lecz z tej odległości mogła ocenić, że wszystko z nim w porządku. Delia siedziała na ławce, wymachując nogami i pisząc coś zawzięcie w telefonie – przyzwyczaili się do jej dziwnego, trochę milczącego stanu od jakiegoś czasu, więc to nie stanowiło żadnej nowości. Mortimer spisywał szybko pracę domową z historii od swojej kuzynki, a jego włosy zmieniały kolor w zależności od światła dokładnie w taki sam sposób co zawsze. Gabrielle znajdowała się gdzieś na krańcu tego krajobrazu, opowiadając coś Cade'owi tym samym głosem, który słyszeli na spotkaniu redakcji w zeszły piątek. Gdy wyeliminowała wszystkich innych podejrzanych, mogła z czystym sumieniem wrócić do pierwszej osoby, która przyszła jej na myśl, a jednocześnie o tej, o której starała się myśleć jak najmniej, bo potęgowało to wyrzuty sumienia spowodowane zatajoną tajemnicą.

Wiosny nigdzie nie było.

Moment, jak to się stało? Przecież jeszcze przed chwilą leżała wertowała niespokojnie jakąś książkę, siedząc obok Grace, mogłaby przysiąc! Jakim cudem nie zauważyli, że zniknęła?

Właśnie w tym momencie dotarło do niej, co było nie w porządku – Lara od początku przerwy obiadowej nie wypowiedziała ani jednego słowa.

Gdyby ktoś ją zakneblował, wyswobodziłaby się natychmiast. Gdyby dostała infekcji gardła, pisałaby wiadomości na telefonie albo kartkach a4. Gdyby ktoś poprosił ją, żeby była ciszej, zaczęłaby mówić trzy razy głośniej. Nie, c o ś musiało się stać i nie wyglądało to na nic dobrego.

― Grace ― powiedziała cicho. ― Grace ― powtórzyła, a Herbata wtedy uniosła głowę.

― Coś się stało, Esme?

― Gdzie jest Lara?

Niepokój w jej głosie biegł w górę skali z zawrotną prędkością, wprawiając go w dreszcze.

― Przed chwilą tu była... ― Grace omiotła spojrzeniem miejsce, gdzie siedziała Wiosna. ― Delia, Elly, Mor, widzieliście Larę?

― Co?

― Gdzieś zniknęła. Nie mówiła nic, że idzie do kogoś, prawda?

― Nie, w ogóle się nie odzywała od... od...

― Od początku przerwy, jak i nie dłużej ― dokończyła ona. ― Cały dzień wydawała się bardzo milcząca, nie zauważyliście?

― Faktycznie ― przyznał jej rację Mortimer. ― Jeju, to niepokojące.

― Powinniśmy jej poszukać ― zaproponowała Calineczka, wstając z podłogi.

― Nie myślicie, że zrobiła to specjalnie? ― zaoponowała Tarcza. ― Może po prostu potrzebuje pobyć trochę sama i nie chce, żebyśmy jej szukali.

― Dell, kochanie, błagam cię. Możesz mówić o niej, co chcesz, ale Lara Lockwood zawsze chce, żeby ktoś jej szukał.

Ostatecznie poszli we trójkę – Helios, Herbata i ona. Z początku ich starania zdawały się bezsensowne i bezowocne – nigdzie, dosłownie nigdzie nie mogli dostrzec wysokiej jak tyczka postaci z burzą ognia wykwitającą z głowy, ani przy stołówce, ani przy automacie, ani przy sali od francuskiego, fizyki czy historii. Dopiero gdy Haider zawiesił na chwilę wzrok na Cesarzu wyglądającym ze swojego gabinetu, w ich umysłach pojawiła się właściwa ścieżka skojarzeń.

Lonely Hearts ClubWhere stories live. Discover now