LARA
Spotkanie redakcji dobiegło końca. Wszystko wydawało się boleśnie prozaiczne, zwyczajne – Coral jak zwykle kleiła się do Cade'a, Gabrielle ignorowała wszystkich, ale już bez typowej dla siebie lekkiej arogancji. Tak, to wydawało się zwyczajne, światy, niepowiązane bezpośrednio z Larą, zapieczętowane portale, na pierwszy rzut oka wyglądały na spokojne. Za to światy Lary pulsowały emocjami – jak zwykle zresztą. Jednak dzisiaj wyczuwała, że jest jeszcze dziwniej niż zwykle.
Miała wrażenie, jakby ktoś przyszedł i zastąpił Esme, z którą już zaczęła się zaprzyjaźniać. W jej miejsce oddał tę biedną, przerażoną dziewczynkę z ogromnym bólem w oczach, skrępowaniem w ruchach, bez głosu. Poczuła tak wyraźną zmianę, nie mogła tego pominąć. Kiedy wychodzili już z sali, podeszła do niej i zapytała:
- Coś się stało?
Jej ogromne oczy mówiły, krzyczały z całych sił: „nawet nie wiesz, jak bardzo coś się stało". Lara poczuła, jak coś, blisko jej płuc, zaciska się mocno.
- Czy ona... ta dziewczyna... znowu coś ci zrobiła? Coś mówiła? – w każdym jej słowie odbijało się skrępowanie, jak drzewa odbijające się w tafli wody.
Nie musiała kiwać głową. Wystarczyła pustka i wszechogarniająca ciemność w jej oczach.
Dziewczyna poczuła, jak całą ją, od czubka głowy aż po końcówki palców u nóg, wypełnia gorący gniew.
- Nienawidzę takich ludzi. Pożałuje – zapowiedziała.
- To nic takiego – nagle usłyszała cienki, drżący na wietrze głos Esme.
- Jak to nic takiego? Ona sprawia, że nie czujesz się bezpieczna. Ona krzywdzi cię dla rozrywki.
- Niektórzy po prostu – wymamrotała coś niewyraźnie Turczynka.
- Co? Możesz powtórzyć? – szły szkolnym korytarzem w stronę szatni. Było tak pusto, w piątki wszyscy kończyli wcześnie.
- Niektórzy po prostu potrzebują energii, którą wysysają z innych. To nie ich wina, urodzili się tacy i nic na to nie poradzą. Tak podobnie jak ja. – Była taka spokojna, taka obojętna, jakby zupełnie jej to nie obchodziło, że ktoś się nad nią znęca.
- To jest ich wina. Nikt się taki nie rodzi – broniła swojej tezy Lara.
Esme wzruszyła ramionami, ale widać było, że nie przyjęła jej słów do siebie.
- Okej, czyli spotykamy się jutro? – zapytała zrezygnowana rudowłosa.
- Dobrze.
Lara skręciła do szatni, by zabrać kurtkę. Po chwili zorientowała się, że dziewczynka najwyraźniej rozpłynęła się w powietrzu. Przypomniał się jej dziwny sen, w którym Esme była cudotwórczynią, ratowała światy. Przypomniało jej się oślepiające światło, które wydostało się z jej oczu. Szybko przegnała ten obraz spod powiek.
W szatni zobaczyła Laytona. Patrzył na nią wzrokiem pełnym nierozwiązanych zagadek, z lekko drwiącym uśmieszkiem. Poczuła, jak jej kości się kurczą.
- Jesteś pewny, że twój dział jest gotowy? – zapytała z mocno bijącym sercem, wyjmując cienki płaszcz Jasmine z szafki.
- Tak, jestem – odpowiedział. – Dziękuję za pozdrowienia, tak w ogóle.
- Och, jest za co – rzuciła. Ta głupawa riposta należała do jej ulubionych i nie mogła się od niej odzwyczaić. Layton parsknął śmiechem.
- Pozdrów ode mnie swoją armię.
- Dobrze, pozdrowię.
Stali naprzeciwko siebie, a powietrze falowało od dziwnego napięcia.
- Wiesz może, gdzie podziewa się Mortimer? – zmienił nagle temat. – Miał dzisiaj na mnie zaczekać.
- Widziałam go, jak wychodził z Delią i Elly – odparła.
- Czyli zapomniał. Znowu – westchnął.
- Ojejku – skrzywiła wargi w drwiącym współczuciu.
- Niektórzy ludzie tak łatwo zapominają – powiedział nagle Layton.
- Cóż, ja nie zapominam – oznajmiła Lara, wychodząc z szatni.
___________________________________________________________________
[[w drugiej, lepszej wersji lhc na pewno nie będzie tego rozdziału]]
YOU ARE READING
Lonely Hearts Club
Teen FictionGabrielle lubi uwieczniać chwile, ale nie lubi uciekać przed wspomnieniami, co i tak robi cały czas. Lara lubi oczy pewnego chłopaka z ławki przed nią, ale nie lubi świadomości, że on nie lubi jej. Całej. Esme lubi chmury, ale jeszcze bardziej lubi...