Epilog

923 98 58
                                    


EPILOG – lipiec, 2023 r.

GABRIELLE [po raz ostatni]

― Nie mogę się doczekać! Jeszcze tylko parę godzin i tam będziemy!

Gabrielle Ethans uśmiechnęła się nieco z czułością, a nieco z politowaniem, patrząc na przyjaciółkę. Trudno było na nią nie patrzeć, inni pasażerowie samolotu też na nią zerkali, zapewne po części ze względu na jej nietypową aparycję, lecz – jak się domyślała – głównie z powodu jej głośnego głosu.

Lara Lockwood może miała za miesiąc obchodzić dwudzieste drugie urodziny, ale wciąż ekscytowała się jak dziecko, co chwilę informując przyjaciół, za ile minut wylądują, niemal podskakując na swoim fotelu, wyglądając przez okno z podekscytowaniem. Stukała osobę obok niej w ramię, pytając – „co tam jest? Czy to możliwe, że to już Ameryka?" – a Gabrielle kręciła głową, uśmiechając się.

Tak, trudno było nie zwracać na nią uwagi. Jako nastolatka była wysoka i patykowata, teraz nie wyróżniała się aż tak wzrostem, mimo że zdecydowanie przewyższała większość przyjaciółek, czy też nadmierną chudością – wyglądała naprawdę dobrze, jeśli chodzi o figurę, tak w sam raz, mimo że nie nigdy nie potrafiła przeciwstawić się swojemu uzależnieniu od cukru. Dawniej niesamowicie długie rude włosy systematycznie ścinała tak, by lekko zakrywały jej łopatki, i wreszcie zaczęła o nie dbać, by nie przypominały już w niczym ptasiego gniazda. Uparła się, aby nie brać „ładniejszych ubrań" do walizki, miała je na sobie już w samolocie, tę swoją srebrną sukienkę i buty na płaskim obcasie.

W pewnym sensie jej entuzjazm był zrozumiały, gdy Gabrielle myślała o celu ich podróży. Właśnie ona, jej przyjaciółka, która teraz, po siedmiu latach przyjaźni, stawała się kimś w rodzaju niespokrewnionej z nią siostry, a także partnerzy obu dziewczyn lecieli do Nowego Jorku – N o w e g o J o r k u, mówiła Lara w ekstazie – miejscu, gdzie, po pierwsze, zamierzali przeprowadzić się po studiach, przynajmniej na jakiś czas, a po drugie, tam, gdzie odbywała się pierwsza tak rozległa wystawa ulubionej artystki Lockwood.

Sama Gabrielle znała ją początkowo tylko przez paplaninę przyjaciółki, podobnie jak osoba siedząca obok niej. Przed wyjazdem postanowili nieco o niej poczytać i dopiero wtedy prawdziwie ją zainteresowała. Lhachime – tak brzmiał jej pseudonim artystyczny – przypominała bowiem pod paroma względami Banksy'ego, anonimowego artystę znanego Gabrielle z czasów, gdy była nastolatką. Pilnie strzegła swojej tożsamości, decydując, by prace mówiły za nią samą. I mówiły, rzeczywiście, wieloma językami, barwami, formami. Te obrazy, które obejrzeli w internecie, były tak różnorodne – Gabrielle zastanawiała się, czy istnieje jakikolwiek wspólny element tych dzieł, poza podpisem. W każdym razie, z czasem coraz bardziej czekała na tę wystawę, choć jej entuzjazm, rzecz jasna, nie mógł równać się z tryskającą radością Lary.

― Nie, naprawdę nie wiem, gdzie jesteśmy ― westchnął znużony partner Lary. Gabrielle widziała jak na dłoni jego pragnienie drzemki. ― Znajdujemy się nad jakąś przypadkową wodą i wymagasz ode mnie, żebym podał ci konkretne współrzędne geograficzne?

― Przecież jesteś taki mądry.

Gabrielle wymieniła uśmiechy z osobą obok niej. Tak, przez te lata dało się przywyknąć do ich przekomarzanek, kłótni i całego zamieszania, które robili wokół siebie, ale wciąż stanowiło to jakąś rozrywkę. Gdy ktoś nowy poznawał Larę i osobę u jej boku, zawsze padały słowa „ale oni do siebie nie pasują", lecz czas zweryfikował to stwierdzenie, jak na razie, na korzyść Laytona Montgomery'ego. Nie wyglądał już jak ten dziwny chłopak, z którym Lara spacerowała po mieście jako piętnastolatka; dziewczyna powtarzała, że jej obecność ma zbawienny wpływ na jego aparycję. I nie tylko, dodajmy – mimo pewnej zgryźliwości, Layton ogromnie zmienił się pod względem charakteru. No, do tego stopnia, że dało się z nim żyć.

Lonely Hearts ClubWhere stories live. Discover now