81. Dryfowanie

1K 178 80
                                    

[soundtrack zawdzięczacie neverquite_ i myloon, które przekonały mnie do Panic! At The Disco jakoś niedawno.]

LARA

― Gabrielle Ethans. Człowiek, który zadzwonił do swojego crusha o trzeciej w nocy tylko po to, by powiedzieć, że nie chce go dłużej męczyć ― zapowiedziała Lara na widok nadchodzącej przyjaciółki.

Briel skruszona pokiwała głową, Esme zachichotała cicho, a ruda przewróciła oczami.

― A to mnie nazywają nielogiczną.

― Ech, przestań mi to ciągle wypominać, to było już pięć dni temu. Trudno uwierzyć, że jest już piątek ― zmieniła temat Gabrielle. ― Ten tydzień minął strasznie szybko.

― O, co to to nie ― zaprzeczyła stanowczo Lara. ― Nie zgadzam się. To był jeden z najgorszych tygodni mojego życia.

― No, to tak ― przyznała. ― Dla mnie to się tak zlało w jedno, każdy dzień był taki sam.

― Tak samo straszny i ciężki do przeżycia ― przytaknęła ruda.

Tutaj Lara wyjątkowo nie przesadzała, choć był to jeden z jej głównych nawyków. Widok Laytona sprawiał jej niemal fizyczny ból, na każdej lekcji wbijała wzrok w ławkę, ale jego głos i tak niszczył jej cały mechanizm obronny. Przyłapywała się na tym, że mimowolnie obserwowała jego włosy, tak znajomo niepoukładane, jego szczupłe dłonie, zarys jego twarzy, myśląc – „to wszystko, wszystkie jego najmniejsze cechy, jeszcze kilka dni temu była moja". Każde słowo wypowiedziane przez niego, każdy jego gest, każde wspomnienie jego imienia... to tak bardzo bolało, jak patrzenie na najukochańszy przedmiot leżący na dnie przepaści, bez szans na odzyskanie.

Jednak chociaż w ciągu dnia modliła się o jak najszybszy koniec lekcji, by wreszcie go nie widzieć ani nie słyszeć, by móc udawać, że on nie istnieje i nigdy nie istniał, najgorsze były noce. Leżała bezsennie na swoim skrzypiącym łóżku z ramą z pozdrapywaną różową farbą plakatową, wpatrując się przekrwionymi oczami w ciemność, wciąż na nowo c z u j ą c te wszystkie stracone chwile, te wszystkie zniszczone plany, a nade wszystkie – tysiące innych, lepszych rozwiązań tamtego problemu.

Prawdę mówiąc, każda opcja była lepsza niż zerwanie.

Mieli spędzić razem ferie zimowe. Obiecał, że będzie zabierał ją codziennie na łyżwy, a potem razem usiądą w parku, patrząc na bawiące się dzieciaki i pijąc przesłodzoną kawę. Chcieli wybrać się wiosną do pobliskiego miasteczka, gdzie mieścił się tandetny park rozrywki z całkiem niezłymi rollercoasterami. Chcieli napisać razem opowiadanie – razem wymyślaliby fabułę, ona by pisała. Chcieli wyprawić kolejne przyjęcie. Chcieli razem obejrzeć inne filmy Hitchcocka. Chciała pójść kiedyś do sklepu z książkami i kupić tyle, ile będą w stanie wynieść. Chciała mu podarować na urodziny ręcznie robiony prezent. Chciała uszyć przytulankę dla Rylana. Chciał uczyć ją w każdy weekend matematyki, chociaż oboje wiedzieli, że przebywając w jednym pomieszczeniu, żadne z nich nie jest w stanie skoncentrować się na nauce.

A teraz, wszystkie te plany, wszystkie te okruchy marzeń, które utrzymywały ich oboje przy życiu, które napędzały ich do działania – wszystko to pękło. Rozpadło się, spaliło się, zniknęło. I nigdy nie wróci.

Łzy napłynęły jej do oczy na samą myśl, chociaż myślała, że w nocy wypłakała wszystkie.

Miała wrażenie, jakby od dłuższego czasu powoli traciła kontrolę nad swoim życiem. Wszystko pomału wyślizgiwało jej się z rąk, nie mogła nic w nich utrzymać, nie miała najmniejszego wpływu na falę destrukcji, która nadpłynęła z daleka. Jednak fala uderzyła w nią bezpośrednio dopiero w niedzielę w nocy, zabierając jej to, co kochała najbardziej. Od tego momentu dryfowała, nadal oszołomiona, w całkowitej ciszy.

Lonely Hearts ClubOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz