Rozdział 36 - "Może tam zginąć w wielkim cierpieniu"

3.1K 132 23
                                    

Kenan:

Następny dzień jest bardzo spokojny. Pogoda jest taka sama, a nasza atmosfera jest sympatyczna. Od czasu do czasu ktoś coś powie, a tak to idziemy w ciszy. Teraz jest tak samo. Nikt nic nie mówi i słychać tylko nasze kroki. Ciszę przerwał krzyk dziewczyn. Pod nami zapadła się ziemia i srogo wpadliśmy w dziurę.

- Wszyscy cali? - pytam.

Wszyscy syczą z bólu. Znajdujemy się w wielkiej dziurze. Nie ma żadnych korytarzy ani drogi z powrotem na górę.

- Znowu wpadliśmy w kłopoty. - marudzi Monika.

- Dosłownie "wpadliśmy". - zaśmiał się Marcus, po czym spoważniał. - Jak my stąd wyjdziemy? - pyta.

Mała Roxi zaczęła płakać.

- Trzeba znaleźć jakiś sposób. - oznajmia Jane i kołysze małą żeby się uspokoiła.

- Musimy się podsadzić. - stwierdzam.

- Ale i tak jest za wysoko. Ktoś musi złapać nas z góry. - tłumaczy Nadia.

- Ja pójdę jako pierwsza. - odzywa się Larissa.

Przez cały czas była cicho i obserwowała otoczenie. Stanąłem przy ścianie z ziemi i przykucnąłe. Splotłem ręcę czekając na ruch blondynki. Położyła nogę na moich dłoniach.

- Od razu jak mnie podrzucisz to odsuń się od ściany. - mówi.

Pokiwałem głową na tak i podrzuciłem ją. Bardzo szybko zrobiłem to co mi kazała. Dziewczyna odbiła się od ściany i zgrabnie weszła na górę.

- Teraz wy. - dodaje.

Blondynka położyła się płasko na ziemi i wyciągnęła jedną rękę w głąb dziury.

- Chodź Monika. - mówię i kucam przy ścianie.

Szatynka przez chwilkę się zawahała, ale w końcu dała się podrzucić. Niestety, ale nie zdążyła wyciągnąć rękę i niebieskooka jej nie chwyciła. Zdążyłem ją złapać zanim upadła znowu na ziemię.

- Jeszcze raz. - dopinguje ją Nadia.

Kolejna próba. Tym razem się udało i Monika jest na górze. Kolej na Jane.

- Najpierw mała. - mówi i podaje mi ją.

Najbardziej delikatnie jak potrafię podnoszę ją. Larissa odebrała ją ode mnie i podała Monice.

- Dobra. - najstarsza jest gotowa.

Podrzucam ją i bez problemu z pomocą blondynki jest już na górze.

- Teraz ty Nadia. - stwierdza Marcus.

- Spokojnie. - uspokaja ją niebieskooka.

Nadia głośno wypuściła powietrze i położyła mi nogę na ręcę. Podrzucam ją i standardowo, jest łapana przez Larisse.

- Teraz ty. - mówię do Marcusa.

- Dasz sobię radę? - pyta Larissy.

- Jedną ręką. - odpowiada mu pewnie.

Marcus bez ostrzeżenia wybił się z moich dłoni i złapał rękę blondynki. Dziewczyna bez problemu go wciągnęła. Ma niezłą siłe.

- Mogłeś ostrzec. - syczę na niego.

- A co? Księżniczka połamała sobie coś? - zaśmiał się.

- Bardzo możliwe, że palec przez tą twoją wielką gire. - odpyskowałem.

Zaśmialiśmy się obaj, po czym oddaliłem się od ściany. Wziąłem rozpęd i stanąłem nogą na nią. Następnie udało mi się złapać rękę Larissy. Bez problemu mnie wciągnęła.

Dzierżycielka Diablo LewiatanМесто, где живут истории. Откройте их для себя