Rozdział 23 - "Jest taka urocza"

3.7K 164 69
                                    

Kenan:

Udało nam się znaleźć jakieś schronienie i spokojnie przespać noc. Obecnie jesteśmy na przedmieściach. Słońce jak zwykle nieźle grzeje, a na niebie nie ma żadnej chmury. Zaczynam mieć dosyć tego lata i nie tylko ja. Reszta już też daje się we znaki o tym. Większość naszych rozmów to marudzenie. Teraz, o dziwo jest cicho. Do czasu, aż Jane zaczęła krzyczeć z bólu.

- Co się dzieje? - pyta Nadia.

Ciężarna złapała za brzuch i lekko się schyliła.

- Mój... brzuch.... - ledwo to powiedziała.

- Nie mówcie, że... - odzywa się Marcus.

Larissa pojawiła się obok mnie. Przypatrzyła jej się.

- Nie widzicie tego? - pyta. - Wody jej odeszły. - dodaje.

Dopiero teraz zauważyłem, że spodnie Jane są mokre.

- Rodze!!! - krzyczy.

- Diablo! - teraz krzyknęła Larissa.

- Moment. - odzywa się. - Dobra mam. Po prawej jest w sam raz budynek na taką okazje. - oznajmia.

Nie czekając wziąłem ciężarną na ręcę i pobiegłem za niebieskooką. Reszta zrobiła podobnie. Doszliśmy do domku jednorodzinnego. Wbiegliśmy na góre do sypialni. Nadia i Larissa ściągneły materac z łóżka i umiejscowiły go na podłodze. Położyłem bardzo delikatnie rodzącą na nim.

- I co teraz? - pyta Monika.

- Że akurat teraz musisz rodzić. Dlaczego nie mogłaś, kiedy byliśmy w podziemiach?! - krzyczy na nią Marcus.

- Wybacz, ale nie mogłam tego przyspieszyć!! - wykrzyczała w bólach.

- Dajcie jej spokój! - podniosła głos Nadia. - Wyjdzie. Zostawicie to nam. - rozkazuje.

- Będziemy za drzwiami, więc jakby co to krzyczcie. - oznajmiam.

- Ja też idę. - wtrąca Larissa. - Podczas porodu jest dużo krwi, co nie? Dużo krwi równa się dużo Potworów. - tłumaczy, po czym wyszła z pomieszczenia.

Ja i Marcus postąpiliśmy tak samo, tylko że my zostaliśmy na korytarzu.

- Długo taki porod trwa? - pyta mój kumpel, kiedy usiedliśmy przy ścianie.

- Pamiętam, że moja mama rodziła z kilkanaście godzin. - odpowiadam.

- Super. Spędzimy tutaj pół dnia. - mówi oburzony i krzyżuje ręcę.

- Pozostaje nam tylko czekać. - stwierdzam.

Krzyki dobiegające z pokoju są naprawdę głośne. Trzeba zaufać dziewczynom.

- Ja mam nadzieje, że to chłopak będzie. - zwrócił moją uwagę. - Jesteśmy tylko my na tyle kobiet. Przyda się wsparcie. - prycha.

- Chłopczyk czy dziewczynka i tak będziesz kochał jak rodzeństwo. - zaśmiałem się.

- No masz rację. - on również. - Szkoda, że nie ma tutaj Williama. - posmutniał.

- Oczekiwał tego dnia. - dodaje.

- To teraz naszym obowiązkiem jest bycie ojcem dla tego malucha. - mówi z uśmiechem. - Tego by William chciał. - stwierdza, a ja tylko pokiwałem głową twierdząco.

- A teraz przejdźmy do poważniejszych spraw. - spoważniał.

- A poród nie jest ważną sprawą? - pytam.

- Troszkę tutaj posiedzimy, więc porozmawiajmy jak kumpel z kumplem. - mówi.

- O co ci chodzi? - zmarszczyłem brwi.

Dzierżycielka Diablo LewiatanWhere stories live. Discover now