Rozdział 5 - "Poczekaj wilczku"

8.4K 318 26
                                    

Kenan:

Minęły 2 dni. Atmostera jest bardzo ponura. Rzadko ze sobą rozmawiamy, a jak już to robimy to jest to bardzo krótki dialog. Najgorzej przeżywa to Jane, ale co jej się dziwić. Zamknęła się w sobie i z nikim nie gada. Potrzebuje czasu. Larissa cały czas jest z nami, chcę nas przeprowadzić przez miasto, ponieważ tam jest najwięcej stworów. Kiedy zadałem jej pytanie czy zostanie na stałe odpowiedziała mi tylko, że nie.

- Dlaczego? - wszyscy spojrzeli na mnie jak na debila.

Wyskoczyłem tak z tym pytaniem.

Obecnie siedzimy w jednym ze sklepów jakie oferuje nam ten zabudowany teren. Jemy coś na wzór kolacji.

- Co? - blondynka spojrzała na mnie czekając na wyjaśnienie.

- Dlaczego nie chcesz zostać? W grupie jest lepiej. - zapytałem, po czym wziąłem wielki kawałek kanapki do ust.

- To bardzo proste. - uśmiechnęła się. - Nie muszę się martwić o innych. Przykładowo, mogę się skupić podczas walki, nie będę się przejmować czy moi towarzysze są bezpieczni. - tłumaczy. - Jeśli zgine, to będzie tylko i wyłącznie moja wina. - informuje.

I znowu zacząłem mieć poczucie winy. Mimo, że niebieskooka mówiła mi, że to nie była niczyja wina, to za każdym razem jak patrzę na ciężarną czuje ukłucie w sercu. Dzierżcielka znowu się położyła, jest strasznie zmęczona, odpoczynek jej się przyda.

- Wszyscy idźmy już spać. - wtrąca cicho Marcus.

Nikt nie protestował, powoli zaczęliśmy zasypiać.

* * * * * * * * * * * * * *

Znowu to czerwone niebo, ale tym razem obudziłem się na jakimś korytarzu. Uszczypnąłem się na wszelki wypadek w ramię. Nie ma wątpliwości, to nie jest sen. Czuje, że muszę iść do drzwi na końcu drogi. Ruszyłem do przodu, jest naprawdę cicho. Jestem przy drzwiach, delikatnie je otwieram, zaczynają straszliwie skrzypieć. Mocno zawiał wiatr, co jest czymś dziwnym, ponieważ jestem w pomieszczeniu. Swoją drogą nie jest zbyt duże, na środku jest czerwony dywan, a na końcu coś w rodzaju tronu. Syknąłem z bólu, coś mi zaszumiało w głowie, spojrzałem znowu na siedzenie. Jest tam Larissa. Opiera ręką głowę i się uśmiecha. Znowu mnie głowa zabolała. Kiedy otworzyłem oczy, wokół mnie pojawiło się pełno martwych ciał. Obudziłem się, serce bije mi jak szalone. Dlaczego dostaje takie sny? Zastanawiając się na owym pytaniem przysunąłem się do blondynki. Bardzo cicho oddycha. Pogłaskałem ją po policzku i przypomniałem sobie to co było 2 lata temu. Dziewczyna cicho mruknęła, a ja zabrałem rękę. Kim jest ten cały Diablo? Jak bardzo jest potężny? I najważniejsze, co takiego zrobił z dawną Larissą? To nie jest ta sama urocza dziewczynka jaką znam, to bezlitosny potwór.

- O co chodzi? - dzierżycielka spojrzała na mnie.

- Mogę zadać ci pytanie? - kiwnęła głową na tak. - O co chodzi z tą posiadaczką klucza? - pytam.

- Czy to ważne? - ziewnęła. - Zaprowadze was do lasu bo tam jest bezpieczniej, a sama ruszę do połudnowego bunkra. - przetarła oczy.

- Co tam takiego jest? - nie odpuszczam.

- Jak już mówiła, to nie jest ważne. - wzdycha. - Nie powinno cię to zbytnio interesować. - dodaje.

Mam jeszcze wiele pytań, ale to jest chyba najmniej odpowiedni moment. Lekko poirytowany i zmęczony, położyłem głowę w zagłebienie szyi blondynki. Nie odtrąciła jej, więc bez problemu zasnąłem.

* * * * * * * * * * * * * * *

Jest już środek dnia i jeśli mam być szczery to ta cisza już mnie irytuje. Słychać tylko nasze kroki, nawet Potworów nie ma. Coś mi tu nie gra, jest za spokojnie. Na horyzoncie widać już las, to tam się pożegnamy z niebieskooką. Mam mętlik w głowie, z jednej strony nie chcę rozstać się z dziewczyną, ale z drugiej wiem, że traktuje mnie jak zwyczajnego śmiecia. Wiem też, że jest niebezpieczna. Westchnąłem poirytowanie i spojrzałem w góre. Niebo jest pełne białych chmur, ale i tak jest cholernie ciepło. Usłyszałem jastrzębi głos, nade mną przeleciał owy ptak.

- Sakura!! - krzyknęła do latającego stworzenia Larissa.

Ptaszysko od razu poleciało do niej i stanęła swoimi szponami na przedramieniu blondynki.

- Sakura jest niewidoma. - głaskała ją po głowie. - Ale za to ma świetny słuch. - tłumaczy.

Wszyscy patrzymy z zachwytem. Ta jastrzębica jest naprawdę ładna. Kiwa głową i patrzy na niebieskooką, a ta wygląda jakby ją słuchała.

- Rozumiesz co mówi? - odzywa się Emilia.

- Tak. - odpowiada. - To jedna ze zdolności, które dostałam od Diablo. - dodaje, po czym otwiera szerzej oczy. - Co? Jesteś pewna? - pyta się ptaka. - Muszę jej pomóc. Dziękuje Sakura, jak zwykle jesteś pomocna. - pogłaskała ją znowu i wypuściła.

Ptak odleciał w przestworza. Larissa wygląda jakby walczyła sama ze sobą. Podszedłem do niej i położyłem rękę na jej ramieniu.

- Co się dzieje? - spytałem spokojnie.

- Bliska mi osoba jest w niebezpieczeństwie. Odprowadze was do lasu i pobiegnę jej na ratunek. - odwróciła się i zaczęła nas poganiać.

- To kompletnie w inną strone. - odzywa się Diablo.

- Czyś ty już do reszty zwarował?! - krzyczy na niego. - Ten jebany kluczyk może poczekać! - oczy ma skierowane ku górze, czyli na czerwoną poświate, z której wydobywa się głos demona. - Pośpieszcie się, nie mam czasu do stracenia. - teraz mówi do nas.

- Poczekaj wilczku. - zatrzymuje ją. - Nie myśl sobie, że od tak cię zostawimy. - mówię, niewiele myśląc.

- Ale Kenan... - wtrąca Monika. - Jedyne osoby jakie są w stanie walczyć to ty i Marcus. - pokazała na nas.

Ma racje, nie mogę znowu kogoś narazić, ale z innej strony, nie chcę stracić Larissy.

- Idziemy z dzierżycielką. - wszyscy spojrzeliśmy na ciężarną.

Jej wzrok mówi jedno, jest pewna swoich słów.

- Ja was nie zmuszam, ale musicie się spieszyć. - naciska blondynka.

Spojrzałem na resztę, chcę się upewnić czy się zgadzają. Marcus już liczy naboje, a Emilia tylko pokiwała głową twierdząco, jedynie Monika się nie zgadza. Trudno, większość jest za tak. Wróciłem wzrokiem do niebieskookiej i dałem jej znać, że wchodzimy w to.

* * * * * * * * * * * * * * *

Idziemy z jakieś 20 minut. Ochłodziło się, a chmury stały się ciemniejsze.

- Daleko jeszcze? - marudzi Monika.

Larissa nic nie odpowiedziała, cały czas idzie przodem, prawie biegnie. Po jakiś kolejnych 10 minutach dotarliśmy na miejsce, w między czasie zaczął padać deszcz. Wszędzie jest pełno gruzu, zero budynków.

- Szukajcie wysokiej dziewczyny z rudymi włosami. - informuje.

- A co z innymi? - pytam.

Wcześniej dziewczyna wytłumaczyła nam, że mieszkała tutaj grupka ludzi. Może oni są cali i zdrowi?

- Wątpie żeby to przeżyli. - pokazuje palcem do góry. - On jest przyczyną tego wszystkiego. - dodaje.

Spojrzałem tam gdzie powinienem. Zaraz zacznę myśleć, że mamy jakiegoś pecha, przed nami jest najniebezpieczniejszy mutant, stworzony przez Zarazę, czyli Kejran. Patrzyłem przez chwilę na giganta w szoku, aż usłyszałem krzyk Moniki. Odwróciłem się, za nami pojawił się drugi taki sam. Zamachnął się macką, z chęcią uderzenia. Nie mamy czasu na unik. Jest już po nas.

Dzierżycielka Diablo LewiatanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz