Rozdział 12 - "Wyjdziesz stąd, czy mam ci pomóc?"

5.2K 193 58
                                    

Kenan:

Po walce Diablo poprowadził nas do centrum miasta. Dokładniej do jakiegoś hotelu, podobno jest to najbardziej bezpieczne miejsce. Korzystamy tylko z recepcji, która mieści się na parterze i z kilku pokoi mieszcących się na tym samym poziomie. Tylko jeden pokój jest używany z pierwszego piętra, leży tam Larissa. Minął tydzień, a ona dalej jest nieprzytomna.

- Jestem piratem! - śmieje się Marcus.

W jakimś pokoju znalazł przepaske i jara się tym jak małe dziecko. Jeśli chodzi o jego oko albo raczej jego brak. Tak, kilka godzin po walce wypłynęło mu, ale on sobie z tego nic nie robi. Zawsze taki był. Nigdy nie przejmował się czymś długo. Z resztą jest wszystko w porządku, oprócz jednej. Nadia z nikim nie gada. Przybywa albo w pokoju Larissy, albo na dachu budynku. Chciałem z nią porozmawiać, ale dziewczyna w ogóle mnie nie słucha. Sprawia wrażenie pogrążonej w myślach.

- Słuchasz ty mnie w ogóle? - z moich rozmyśleń wyrywa mnie głos Jane.

- Wybacz, zamyśliłem się. - podrapałem się po głowie, śmiejąc nerwowo.

- Wiem, że ostatnie dni były ciężkie. - wzdycha. - Ale trzeba cieszyć się, że wszystko się ułożyło. Prawie wszystko... - dodaje ciszej.

- Nadia... - mówię pod nosem.

- Żal mi jej. Powinniśmy porozmawiać z nią, ale najlepiej chyba będzie poczekać na Larisse - oznajmia.

- Tylko ile to jeszcze potrwa? - pytam jakby sam siebie.

- Jej rany cały czas się regenerują. - wtrąca się Emilia. - Jestem pewna, że niedługo wstanie na nogi. - uśmiecha się.

Odwzajemniam gest i pogrążam się znowu w myślach. Osłoniła mnie wtedy, dlaczego to zrobiła? Dobrze wiedziała, że to potem tak się skończy. Usłyszałem odgłos otwierających się drzwi, to Nadia wróciła. Była jak zwykle u blondynki. Na nikogo nie patrzy i lekko się trzęsie.

- Nadia. - podszedłem do niej. - Chciałbym z tobą porozmawiać. - dziewczyna w ogóle na mnie nie patrzy, odwróciła się tylko i ruszyła do wejścia na dach. Poszedłem za nią.

Jesteśmy już na dachu. Widać stąd całe miasto i muszę przyznać, jest to wspaniały widok. Zieleń znajduje się wszędzie, ale i tak nabardziej widowiskowe są dwa wieżowce, które opierają się o siebie nawzajem. A na dodatek, wieczorem słońce przelatuje centralnie przez środek. Wiatru nie ma i robi się już powoli chłodno. Razem z rosjanką opieramy się o barierki. O dziwo są dość stabilne.

- Nie będę owijał w bawełnę. - przerywam panującą ciszę. - Nie powinnaś się obwiniać o to co się stało. Larissa by tego nie chciała. - dodaje po chwili.

- Nie znasz jej. - oznajmia cicho rudowłosa.

- Uwierz mi, znam ją lepiej niż ci się zdaje. - podnoszę lekko kącik ust, a rosjanka patrzy na mnie pytająco. - Dwa lata temu byłem przez tydzień jej chłopakiem. - tłumacze.

- Zaraza was rozdzieliła? - pyta po chwili.

- Nie. - wzdycham. - Ale masz racje, nie znam jej. Znałem tą dawną Larisse. - stwierdzam.

- To dalej ta sama osoba. - mówi. - Diablo mi powiedział, że gdyby nie otoczenie w jakim się znajdowała to właśnie taka by była. - dodaje.

Znowu nastała cisza. Irytuje mnie to powoli.

- Nie rozumiem jej. - odzywa się.

- Kogo? - pytam.

- Carminy. - odpowiada. - Nie rozumiem jej zachowania. Przecież nie jestem taka ładna. - stwierdza.

Dzierżycielka Diablo LewiatanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz