Rozdział 4 - "Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz"

9.7K 376 66
                                    

Kenan:

Kiedy otworzył oko, wszystkie BlackDog'i zaczęły warczeć. Chyba w jakimś stopniu reagują na te neonową zieleń. Usłyszałem krzyk Jane, w jej stronę biegnie jedna z tych bestii. Larissa w ostatnim momencie popchnęła ciężarną, a sama przyjęła atak. Pies ugryzł ją w ramię, a ona upadła na plecy. Napastnik mocno szarpie rękę blondynki. Bez zastanowienia podbiegłem i kopnąłem kundla najmocnej jak potrafie. Uderzył w drzewo i już się nie ruszył.

- Niezły kopniak. - powiedziała wstając.

Nie ma już żadnych śladów po ugryzieniu. Niesamowite jak szybko to się regeneruje. Spojrzałem na Jane, nie wygląda jakby coś jej się stało. Dziewczyny stoją z boku, ręką pokazałem im żeby się nie wychylały. Nie wiem gdzie jest Marcus, niezbyt mnie to interesuje, ważny jest teraz William.

- Kenan. - moją uwagę zwróciłem na niebieskooką. - Walczysz razem ze mną. Kiedy te paskudy skupią się na nas, dziewczyny pobiegną po Williama. Potem będziesz przy nich. - szepczy.

- A co z tobą? - spytałem.

- O mnie się nie martw. - lekko się uśmiechnęła. - I jeszcze jedno. Na drzewie siedzi Marcus. Jest gotowy do strzelania. Odpowiem już na twoje pytanie, dałam mu tyle amunicji ile potrzebuje. - tłumaczy.

Nie pytałem już o nic, tylko pokiwałem głową dając znać, że wszystko zrozumiałem. Wyciągnąłem katany czekając na jakiś znak od blondynki. Lekko się pochyliła i ścisnęła pięści.

- Nie marnujcie mojegi czasu!! - krzyczy chłopak, po czym jego oko bardziej zaświeciło.

Wszystkie BlackDog'i, jak jeden mąż ruszyły na nas. Złapał haczyk, tylko że większa część skupiła się na Larissie. Walka z nimi nie jest ciężka. Może nie wyglądają, ale zachowują się jak zwykłe psy. Dziewczyny nie musiały się zbytnio wysilić, ponieważ piwnooki odzyskał przytomność i razem z nimi poszedł na bok. Od razu pobiegłem do nich i precyzyjnie zacząłem ich bronić. Usłyszałem warknięcie, jeden gnojek chciał mnie zaatakować od tyłu, ale Marcus z łatwością się go pozbył. Kątem oka spojrzałem na blondynke. Myślałem, że będzie miała jakieś problemy z taką ilością stworów. Wręcz przeciwnie, dzierżycielka umiejętnie pozbywa się każdego z nich. Świetnie wykorzystuje swój płaszcz. Osłania się nim, dusi kundla, albo poprostu zasłonia im oczy. W pewnym momencie podskoczyła w górę żeby uniknąć ataku, ale złapał ją za nogę inny BlackDog i z ogromną siłą uderzył blondynką o ziemie. Usłyszałem tylko cichy krzyk. Dziewczyna leży nieruchomo, a z jej otwartej buzi poleciała krew. Pobiegłbym do niej, ale nie mogę. Muszę tu zostać i bronić resztę.

- Łatwo poszło. - prycha wróg, dając nam znać, że interesuje go tylko dziewczyna. - Dobij ją. - rozkazuje.

Pies zaczął się do nie przybliżać. Nie mogę jej pomóc bo sam mam tutaj niezłe zgromadzenie, ale cały czas patrzę co się dzieje. W mgnieniu oka Larissa wstała na równe nogi i kopnęła z półobrotu kundla, który poleciał na właściciela. Chłopak tylko krzyknął i upadł na ziemie.

- Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. - syczy przez zęby. - Kenan, zabieraj ich stąd! - zwraca się do mnie.

Bez zawahania zacząłem się wycofywać, przez co się osłoniłem. To jest mój błąd. Alvaro bardzo szybko wstał i zaczął do mnie biec z mieczem. Nie mam czasu na obrone, więc zamknąłem oczy czekając na cios. Nic nie poczułem. Zdziwiło mnie to, a kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem sylwetkę nabitą na miecz. To William, osłonił mnie... Nie potrafię się ruszyć, nie wierzę w to. Atakujący tylko uśmiecha się pod nosem.

- Pamiętaj.. - czarnowłosy ledwo mówi, ponieważ krew zbiera mu się do gardła. - Nigdy... ale to przenigdy... - złapał za miecz, który jest wbity w jego brzuch. - Nie lekceważ... Dzierżycielki Diablo... - dokończył.

Za Alvaro pojawiła się Larissa i wbiła swoją rękę w ciało mężczyzny. Rękawica jej to wszystko ułatwiła. Atakujący tylko krzyknął z bólu. William upadł na ziemie, od razu wszyscy do niego podbiegliśmy. Blondynka wyciągnęła dłoń i machnęła ją do tyłu. Kropelki czerwonej cieczy znalazły się na ziemi, a napastnik upada martwy.

- Przepadnij. - odezwała się zachrypniętym głosem do BlackDog'ów, a te uciekły wystraszone.

Dziewczyny zaczęły płakać, a Jane dotyka swojego męża przerażona.

- Nie... nie... - spojrzała na naszego medyka. - Emilia zrób coś! Pomóż mu! - krzyczy.

- To tylko kwestia czasu. - szepcze Larissa, jakby sama do siebie.

William się przez cały czas uśmiecha. Złapał swoją żonę za policzek.

- Skarbie, pomiętaj jedno... Zawsze będę cię kochać... i zawsze będę przy tobie... - złapał ją za brzuch. - Jestem dumny... z ciebie i naszego dziecka... Kocham cię... - zamknął oczy.

Przytuliłem Monikę, a Marcus próbuje zgrywać twardziela, ale widzę,  że oczy mu się zaszkliły. Ciężarna nie wierzy w to wszystko. Dalej trzyma rękę męża, jakby myślała, że się jednak obudzi.

- To twoja wina!! - wstała i zaczęła krzyczeć na Larisse. - To wszystko przez ciebie. Jak ciebie nie było to nikt nas nie atakował! - cały czas łzy lecią jej po policzkach i okłada dzierżycielke po klatce piersiowej.

Dziewczyna w ogóle nie drgnęła, daje jej się wyżyć. Trwało to przez chwile, nikt nie przerywa, aż w końcu dziewczyna złapała rękę zielonookiej.

- To co teraz do ciebie powiem, może zabrzmieć okropnie. Pogódź się z tym! Takie jest życie, ktoś umiera, a ktoś się rodzi. Jeśli masz zamiar na mnie się wyładować to proszę. - rozłożyła ręcę. - Ale to nie przywróci mu życia. Więc jedyne co możesz teraz zrobić to wypiąć dumnie pierś i wychować tego bachora na świetnego zabójce. - dodaje, a nad nią pojawiła się poświata Diablo.

Jane patrzyła z niedowierzaniem. To co nastąpiło potem mnie zaskoczyło. Myślałem, że ciężarna jeszcze bardzej zacznie krzyczeć na blondynkę, ale ona rzuciła jej się w ramiona i jeszcze głośniej zaczęła płakać. Dzierżycielke ten gest zdziwił, ale po czasie też ją przytuliła.

Słychać tylko szlochanie dziewczyn. Nawet owady nie wydają dzwięku. Wszystko ucichło.

- Nie martw się. - Larissa zaczęła głaskać zielonooką po głowie. - Ten dzieciak będzie wiedział jakiego miał wspaniałego ojca. - mówi z uśmiechem.

To moja wina. Gdybym się bardziej skupił to by William był z nami. Po moim policzku popłynęła samotna łza. Larissa spojrzała w górę i zamknęła oczy. Wiatr delikatnie zawiał, a jej płaszcz wydaje przyjemnie dzwięki, jak z tego snu. Po chwili było słychać wycie wilków, a dzierżycielka otworzyła oczy, jakby ten jeden gest był na cześć zmarłego.

Dzierżycielka Diablo LewiatanWhere stories live. Discover now