Rozdział 20 - "Mamo?!"

4.1K 164 51
                                    

Kenan:

Ruszyliśmy z samego rana i po około trzech godzinach jesteśmy w mieście. Cały czas świeci słońce, ale mocno wieje wiatr. Utrudnia nam to wyprawę. Jeśli o mnie chodzi to dzisiaj nie mam humoru. Nic nie mówię i cały czas obserwuje Larisse i Samuela, którzy, swoją drogą, zachowują się normalnie. Mówię sobie cały czas, że to ich sprawa, ale to nie działa.

- Kiedy w końcu przestanie tak wiać? - pyta ironicznie Marcus.

Ledwo go usłyszałem. Nikt nic nie odpowiedział. W ciszy szliśmy dalej.

- Moja czapka!! - usłyszałem krzyk Leona, więc się odwróciłem.

Wiatr zabrał mu nakrycie głowy. Chłopak pobiegł tam gdzie poleciało jego ubranie, czyli za wielkie drzewo. Wszyscy czekamy na niego. Po chwili widzę, że blondyn znalazł to co chciał i biegnie w naszym kierunku. Tak myślałem do momentu, aż usłyszałem jego krzyki.

- Tornado!! - krzyczy najgłośniej jak potrafi. - Uciekajmy!! - przebiegł koło nas.

Wróciłem wzrokiem na drzewo, a za nim wyłoniła się wielka trąba powietrzna. Jak to możliwe, że wcześniej tego nie zauważyliśmy? Zaczęliśmy uciekać tylko nie wiadomo gdzie. Ten żywioł jest szybki. Skręciliśmy w jakąś uliczkę, a tam... ślepy zaułek.

- Co teraz?! - drze się Monika.

Próbuje coś wymyślić, ale nic mi nie wpada do głowy. Rozglądam się i nic dobrego na tą okazję nie znalazłem.

- Tędy małolaty. - jakiś głos przerwał mi.

To kobieta. Widać, że jest w dojrzałym wieku. Ma blond włosy sięgające do ucha i zielone oczy. Jest średniego wzrostu, a na jej twarzy widać kilka zmarszczek. Ubrana jest w ciężkie buty, spodnie moro i kamizelę kuloodporną. Na dodatek ma dużo amunicji i kałacha. Wyszła z kanału, ale jej ciuchy są czyste.

- Ja zostaję. - odzywa się Larissa.

- Co?! - wszyscy powiedzieli to samo w jednym momencie.

- Muszę się czegoś dowiedzieć. - mówi cicho. - Zmiatać mi stąd! - rozkazuje, po czym biegnie w kierunku tornada.

- Czy ją już do reszty pogrzało?! - pyta Marcus.

- Nie mamy wyjścia. - stwierdzam. - Chodźmy. - dodaję i idę do kobiety.

Wszyscy ruszyli za mną. Nieznajoma zamknęła klape.

- Tymi kanałami dojdziemy do mojej bazy. - oznajmia.

- Kim jesteś i dlaczego nam pomagasz? - pyta Samuel.

- Nie poznajesz mnie Samuś? - zaśmiała się blondynka.

- Mamo?! - krzyk Ivo zaskoczył nas wszystkich.

- Mój kochany synek! - kobieta w jednej sekundzie się popłakała i rzuciła w ramiona białowłosego. - Tak się cieszę, że cię widzę. - mówi.

- A z nas się pani nie cieszy? - prycha Leon.

- Leoś. - szepcze i przytula go i czarnookiego.

Zauważyłem, że reszta, razem ze mną, jest zdezorientowana.

- Wy jesteście przyjaciółmi mojego syna? - pyta. - Nazywam się Lena. Miło mi was poznać. - wita się, a my robimy podobnie. - To która z tych ślicznotek jest twoją dziewczyną? - pyta, a dziewczyny od razu oblały się rumieńcem.

- Żadna. - odpowiada wrednie Ivo.

W tym momencie coś mocno huknęło na górze.

- Chodźcie. Porozmawiamy po drodzę. - mówi wesoło i idzię przed siebie.

Dzierżycielka Diablo LewiatanWhere stories live. Discover now