Epilog

3.3K 274 247
                                    


Harry wyszedł przed dom nakładając na siebie jedynie spodnie i koszulkę. Zapewne nie było to najmądrzejsze wyjście, skoro na dworze robiło się już zimno. Jednak jego niezbyt to wtedy interesowało.

Otworzył się przed Louisem nie pierwszy raz. I nie pierwszy raz też wyznał mu swoje uczucia. Był dla niego jak otwarta księga, z której każdy mógł wyczytać jak zielone oczy były wpatrzone w szatyna. Mimo ich kłótni i nieporozumień, to spojrzenie nigdy nie traciło swojego blasku. Harry był w nim ślepo zakochany i mógłby zrobić dla niego wszystko.

Lecz powoli zaczynał mieć tego wszystkiego dość.

Louis grał w swoją grę, której Harry nie potrafił rozgryźć. I chociaż nie wiadomo jakby się starał, szatyn nie dopuszczał go do siebie wystarczająco.

Wszyscy mówili, że są ze sobą blisko, rodzina i przyjaciele w szczególności, jednak pomiędzy nimi była przepaść.

Ona istniała chociaż oni nie koniecznie musieli zdawać sobie z tego sprawę. To wszystko przez niedopowiedziane słowa, które nad nimi wisiały.

Ile nieporozumień można by uniknąć jedną, lecz szczerą rozmową. Mimo to Harry i Louis nigdy nie mogli się na taką zdobyć.

Oni nie byli tchórzami, choć zawładnął nimi strach. Można by ich raczej nazwać więźniami własnych uczuć i myśli.

Byli tylko zwykłymi nastolatkami, a ci czasem noszą cięższe brzemię niż niejeden dorosły.

Nawet strach przed odrzuceniem nie był tak wielki jak ten, który kazał Louisowi chronić swoją rodzinę za wszelką cenę. Chciał dla nich jak najlepiej i był gotów nawet poświęcić swoje własne szczęście.

A jego szczęściem był Harry.

Lecz później zdał sobie sprawę, że Harry jest jego rodziną. Nie oficjalnie i nie przez więzły krwi, ale jest. Bo rodzina to coś więcej, a Harry zawładnął całym jego sercem i Louis nie mógł żyć bez serca.

Nie mógł żyć bez Harry'ego.

I nawet wtedy, gdy mogło się wydawać, że wszystko szło w jak najlepszym kierunku, wciąż narastały problemy. Nie były one duże, wręcz przeciwnie, ale czasem z tych najmniejszych, bezsensownych spraw, rodzą się największe problemy.

Ale Louis nie nosił swojego nazwiska bez powodu. Był Tomlinsonem, a oni się nie poddają.

Louis: Dlaczego pawian mówi do żyrafy: "Dlaczego masz długą twarz"?

Harry zmarszczył brwi widząc wiadomość i adresata. Nie miał pojęcia co Louis kombinował i co chciał tym osiągnąć. Nadal grał w swoją własną grę, w której to on ustalał zasady.

A Harry postanowił się przyłączyć.

Harry: Nie wiem dlaczego pawian pyta się o to żyrafy

Louis: BO POMYLIŁ JEJ SZYJĘ Z TWARZĄ!!!

- W co ty grasz Louis? - Szepnął sam do siebie Harry i rozejrzał się po ulicy. Robiło się już ciemno, ale latarnie skutecznie oświetlały okolicę. Jednak po Louisie nie było ani śladu.

Harry'emu zrobiło się zimno. Zadygotał, gdy poczuł zimny wiatr na swoim ciele. Teraz dopiero zaczął się przeklinać, za nie założenie czegoś ciepłego.

Jeśli Louis nie przyjdzie do niego za dwie minuty, to on wraca do łóżka.

Louis: Wiesz co o tobie pomyślałem, gdy dostałem twojego pierwszego sms?
Że jesteś kompletnym idiotą, który nawalił się na imprezie i dostał jakieś durne zadanie.
Później sprawiałeś przez pewien czas wrażenie głupiutkiego dzieciaka z beznadziejnym poczuciem humoru.
I proszę weź to wszystko tutaj za komplement, bo nie piszę tego, żeby cię obrazić.
Następnie wysłałeś mi swoje zdjęcie oraz widziałem cię w piekarni i pomyślałem "cholera, ten chłopak ma zabójcze oczy. Mógłbym w nie patrzeć do końca życia". To było szczere, moja pierwsza reakcja na twój widok. Później doszły loki i te twoje słodkie dołeczki.
Gdy zaczęliśmy się widywać, pokochałem to, że zawsze, gdy się uśmiechałeś to marszczyłeś nosek, a wokół twoich oczu tworzyły się delikatne zmarszczki. To było naprawdę urocze i kochałem widzieć cię takiego.
A to, że byłeś taki dotykalski? Uwielbiałem się do ciebie przytulać. Tworzyłeś takie bezpieczne ciepło, chociaż trochę trudno mi to nazwać.
W ogóle jest mi ciężko rozmawiać o swoich uczuciach i dlatego to wszystko wygląda tak chaotycznie.
Pewnie myślisz, że boję ci się to powiedzieć prosto w twarz, ale tu cię zaskoczę, to nieprawda.
Pomyślałem sobie, że skoro nasza znajomość zaczęła się od wiadomości, to to co zamierzam zrobić wypadnie oryginalnie.

Louis: I zmierzam do tego, że kocham w tobie wszystko. Tak, dobrze widzisz, ja Louis William Tomlinson cię kocham. Kocham cię z całego serca, bo kocham w tobie te wszystkie małe rzeczy, których inni nie zauważają. I chciałbym je móc widzieć już zawsze

Louis: Dlatego w tak dziwny sposób, bo w końcu nie jesteśmy normalni, chciałem ci zadać jedno ważne pytanie

- Chcesz być ze mną? Zostać moim chłopakiem, a w przyszłości mężem? Rozumiem, że to może cię przerażać, ale nigdy niczego nie byłem tak pewny jak tego co czuję do ciebie. I wiem, że czasami jestem gorszym dzieciakiem od ciebie, ale może jednak mnie zechcesz?

Harry miał łzy w oczach, bo nie spodziewał się takiego wyznania. Jeśli w jego snach Louis wyznawał mu miłość, to robił to w koszuli, z kwiatami w ręku i przy dobrej kolacji. Ale czy to było ważne?

Harry wyglądał ze swoim wyglądem jak siedem nieszczęść, a Louis wcale nie lepiej. Oboje dygotali z zimna, a nad nimi wisiało pytanie bez odpowiedzi.

I dopiero, gdy Harry zorientował się, że to jego kolej, by coś zrobić, odważył się na od dawna upragniony krok. Podszedł do szatyna, który stał parę metrów od niego, objął jego twarz rękoma i zdecydowanym ruchem złączył ich wargi razem.

Zmieszanie ze strony Louisa ustąpiło bardzo szybko. Swoje ręce zarzucił chłopakowi na szyję, przyciągając go tym samym jeszcze bliżej.

Oboje czekali na tę chwilę.

Oboje byli jej spragnieni.

Dla innych wszystko byłoby już wyjaśnione. Niepotrzebne byłyby słowa i zdali by się na gesty. Ale tak jak powiedział Louis - oni nie byli normalni.

- Mogę liczyć na odpowiedź, bo oboje tu zamarzniemy, pomimo nawet mojej gorącej miłości do ciebie.

- Oczywiście, że cię chcę głupku. - Harry zachichotał, a Louis jak zaczarowany patrzył najpierw na dołeczki, a później na te urocze zmarszczki wokół oczu chłopaka.

- Powiedz mi kłamstwo Harry. - Odezwał się, chcąc by ta chwila była chociaż w małym stopniu romantyczna. Wszystko miała załatwić gitara, której oczywiście ze stresu zapomniał wziąć.

Harry wziął głęboki wdech i cały czas się uśmiechając, nie potrafiąc ukryć swojego szczęścia, powiedział:

- Nie kocham cię Louis. - Oboje patrzyli sobie w oczy i oboje się uśmiechali. Szatyn wiedział, że to jest właśnie to kłamstwo, o które prosił.

- Mam być zły?

- Och daj spokój Louis. Dobrze wiesz, że to tylko żart. Kocham cię najmocniej na świecie i nic, ani nikt tego nie zmieni.

- Mówiłem już, że twoje poczucie humoru ssie? - Louis zachichotał i ponownie złączył ich wargi razem, bo zdążyły za sobą zatęsknić.

- Kochasz je.

- Kocham ciebie.

Koniec

It's just a joke, bro! // Larry ✔Where stories live. Discover now