Rozdział 39

71 13 2
                                    

- Dlaczego nie chcesz, żeby Jasper trafił do więzienia? – Szepczę, patrząc w błękitne oczy Clive'a, kiedy leżę obok niego w łóżku, w niemal kompletnej ciszy. Wzdycha i odwraca się na wznak.

- A dlaczego ty chcesz, żeby tam trafił?

- Nie wiem... Czułbym się bezpieczniej. Ciebie by to nie uspokoiło? – Nie rozumiem go.

- Przecież to nie jest seryjny morderca.

- Ale jest agresywny. – Upieram się. Clive parska śmiechem.

- Bez przesady.

- Spróbuj mnie zrozumieć. Nie wiesz, jak bardzo się bałem. – Przytulam się do niego i patrzę mu w oczy. Całuje mnie w skroń.

- Wierzę ci. – Mówi, a potem dodaje:

- Ale wierzę też, że Jasper już nic ci nie zrobi. Nie jest wariatem, kochanie.

- Ja sądzę, że jest. Przecież ludzie nie atakują innych osób bez powodu. – Stale stoję przy swoim. Nie chcę, żeby po prostu był na wolności.

- Zaatakował mnie, bo chciał cię odzyskać.

- On mnie nigdy nie miał. – Poprawiam. Clive gładzi mnie po policzku.

- Uznał mnie za przeciwnika, ale już wie, że postąpił źle. Rozumie. Wierzę mu, ty też powinieneś.

- W zasadzie nigdy bym nie pomyślał, że ktokolwiek będzie o mnie z kimś walczył. – Uśmiecham się lekko. Clive głaszcze mnie po włosach. Jest tak czuły, kochany, bliski. Nie pytam już, jak się czuje, bo wiem, że go to drażni. Oddycham głęboko, zamykam oczy.

- Kocham cię. – Mówię. Chcę, żeby miał pewność. Nie mogę go nigdy stracić, choćby nie wiem co. Jestem za stary na ciągłe szukanie i zaczynanie wszystkiego od nowa. Może naiwnie, ale pragnę spędzić z nim całe życie. Tak po prostu. Po ludzku. Składa delikatny, wilgotny pocałunek w kąciku moich ust.

****

Próbuję przez nikogo niezauważony zrobić ksero wydruku z forum, wciśnięty w kąt pokoju nauczycielskiego. Wciąż podchodzę do tego wszystkiego stosunkowo sceptycznie. Nie wierzę, że to cokolwiek da. Ale jest cień szansy. Kiedy ktoś wchodzi do pomieszczenia podskakuję i przyciskam kartki do piersi.

- To prawda? – Odzywa się głos. Jestem jeszcze bardziej przerażony, prędko zgarniam oryginał dokumentów.

- Co? – Pytam, spoglądając na stojącą przede mną kobietę. Uczy czegoś artystycznego... Sztuki? Rysunku? W sumie nie wiem, po co. Te dzieciaki i tak mają pustkę w głowach. Jak ona miała na imię?

- To, o czym mówią na korytarzach wszystkie dzieciaki. Że molestujesz Whoopera. – Mówi, ze spokojem, a ja prawie dostaję ataku serca. Jak to? Cała szkoła już wie? To znaczy... Cała szkoła w to wierzy? Oni mnie teraz pogrążą jeszcze bardziej. Będę miał zniszczoną opinię do końca życia. Nie odpowiadam nic, tylko ściskając papiery wychodzę z pokoju nauczycielskiego, pędem kierując się do gabinetu pani dyrektor i starając się na nikogo nie patrzeć. Wymijam ubraną w bordowy kostiumik, tłustą babę z sekretariatu i nie zważając na jej pretensje otwieram z rozmachem drzwi dyrektorskiego gabinetu.

- Muszę pani coś pokazać. – Oświadczam, a dyrektorka spogląda na mnie niepewnie. Rany, myśli, że ją też chcę molestować? Nie czekając na jakiekolwiek słowo z jej strony podaję jej plik papierów. Czyta uważnie, w skupieniu.

- To forum, na którym uczniowie stworzyli cały plan, mający na celu usunięcie mnie z placówki. – Wyjaśniam. Powoli podnosi wzrok, przygląda mi się i odkłada dokumenty na biurko. Co jest? Mowę jej odjęło?

Beautiful Sadness Where stories live. Discover now