Rozdział 34

64 13 0
                                    

Stojąc obok Ashley i pilnując, żeby mi nie uciekła, dzwonię po karetkę. Udaję, że jej nie znam i nie wiem, co jej jest. Mam serdecznie dość niańczenia wszystkich wokół. Pogotowie ją zabiera, a ja wracam do domu. Potem podpytam kogo trzeba. Wykręcam numer Adriena.
-Cześć, co słychać?
-Byłeś u mnie wczoraj.-Mamrocze niepewnie. Pewnie ma mnie za kompletnego wariata.
-Wiem. Chciałem tylko z kimś pogadać. Wszystko gra?
-Tak.-Odpowiada, jak zwykle niezbyt wyczerpująco.
-Roz...-Zaczynam, ale Adrien wchodzi mi w słowo:
-Ty masz jakieś patologiczne podejście do życia.
-Patologiczne?
-Patologiczne. Może nie tak patologiczne jak David, ale... Patologiczne.
-Chciałem powiedzieć, że rozmawiałem z siostrą Clive'a i że wszystko z nim w porządku. Co wy wszyscy jesteście tacy drażliwi?
-Super. Cieszę się.-Oświadcza beznamiętnie Adrien. Co jest z nimi nie tak?
-Dobra. Trzymaj się. Kończę, bo nie mogę znaleźć klucza.-Rozłączam się i wpycham telefon do kieszeni. Wchodzę do mieszkania Clive'a, z błogą świadomością, że już za jakiś czas tu wróci. To przecież bardzo przyjemna myśl.

****

W szpitalu zjawiam się zaraz po lekcjach. Dzień w szkole minął spokojnie. Nikt nie próbował mnie zabić, ani poderwać... Sandy uparła się, że mnie przywiezie, chociaż przecież dotarłbym sam. Kiedy podążam długim, jasnym korytarzem w stronę sali w której mam ujrzeć Clive'a, wciąż trochę się niepokoję. Niepewność jest przerażająca. Kiedy stoję w drzwiach, Sandra wpycha mnie do środka, pobrzękując biżuterią.
-Cześć.-Uśmiecham się do niego i zamykam po cichu drzwi.
-Hej.-Szemrze dziwnie, a kiedy patrzę na niego z przerażeniem dodaje:
-Jestem przeziębiony.
-Jak się czujesz?-Pytam, stając nad nim i badawczo mu się przyglądając. Po chwili kucam obok łóżka, bo nie chcę patrzeć na niego z góry. Wzrusza lekko ramionami.
-Najważniejsze, że nie jestem połamany i nie mam uszkodzonych narządów wewnętrznych.
-Sandy już mi mówiła.-Głaszczę go po ręce. Uśmiecha się słabo.
-Niewiele pamiętam...-Kręci powoli głową, spogląda przez moment w sufit.
-Wiem.-Wpatruję się w niego z troską. Wydaje mi się teraz tak kruchy, bezbronny. Walczę ze sobą, by się nie rozkleić. Drzwi otwierają się gwałtownie i staje w nich Sandra.
-Wyłazisz za dwa dni, przez dwa tygodnie zostajesz w domu, a ja o wszystkim jestem informowana.-Oświadcza. Clive wzdycha i salutuje.
-A tamtego faceta już odwieźli do aresztu.-Dodaje jego siostra, jak gdyby nigdy nic.
-Naprawdę?-Wstaję. Kiwa głową i przygląda nam się przez chwilę.
-Dobra, idę już. A wy sobie dalej uprawiajcie tę niewypowiedzianą formę perwersji.-Mruga jednym okiem i znika za drzwiami.
-Też pójdę. Musisz odpocząć.-Oświadczam. Jest mi go szkoda i nie chcę go w żaden sposób obciążać.
-Ty tam wtedy byłeś?-Pyta. Kiwam głową.
-Tak. Odpoczywaj. Wpadnę jutro, z Sandrą.
-Dziękuję.
-Za co?
-Za to... Że mnie uratowałeś.-Odpowiada.
-Trzymaj się. I pamiętaj, że cię kocham.

****

Jestem spokojny. Widziałem Clive'a, wiem, co mu jest i jestem pewien, że sobie poradzimy. Najważniejsze jest to, że będzie przy mnie. To bardzo uspokajające. Nieświadomość jest najgorsza. Wolę wiedzieć, na czym stoję, co mnie czeka. Stałość oczyszcza, daje nadzieję, usypia gonitwę myśli. Wiem, czego mogę się spodziewać, mogę cokolwiek zaplanować. Za oknem jest już kompletnie ciemno, a ja mimo uczucia wyciszenia, nie jestem w stanie zasnąć. Może dlatego, że miałem okazję ujrzeć Clive'a? Myślę o nim intensywniej, niż kiedykolwiek. Wydaje mi się, że wizja utraty w jakiś sposób mnie do niego zbliżyła. Bardziej go rozumiem, nie wydaje mi się już nieugięty, daleki, niezniszczalny. To wspaniałe uczucie.

****

-Gdzie Amy?-Pytam, kiedy zaglądam do Iana. Mieszkanie jest jeszcze bardziej chłodne i puste niż zazwyczaj.
-U mojej matki.-Odpowiada krótko i nalewa wody do czajnika.
-A co z przedszkolem?
-Nikt się nie stanie, jak przez jeden dzień jej tam nie będzie. Coś się wymyśli. Potrzebuję trochę czasu dla siebie.-Oświadcza stanowczo Ian i mam wrażenie, że zaraz mnie jeszcze zaatkuje. Im wszystkim obija, czy to ja się jakoś dziwnie uspokoiłem?
-Co u ciebie... Słychać?-Pyta i patrzy na mnie wyczekująco, jak prezes oczekujący efektów pracy.
-Dobrze. Wyjątkowo dobrze.-Uśmiecham się i liczę, że to odwzajemni, ale wciąż jest niewzruszony.
-To dobrze.
-A co z...
-Przestań. Czy ty musisz się tak bez przerwy wtrącać i grzebać w nie swoich sprawach? Błagam.-Ian opada ciężko na fotel. Teraz to już odstawia melodramat!
-Ashley jest w szpitalu. Znowu zaczęła brać.-Informuję go ze spokojem. Ian wywraca oczami i wzdycha.
-To było do przewidzenia.
-Nie można nic z tym zrobić? A co będzie z małym?
-Daj spokój. Niech wszyscy się sami zajmą swoimi problemami.-Ian macha wzgardliwie ręką
-Nie martwi cię to?
-Nie mam na to wpływu.-Wzrusza ramionami. A ja nie mam już sił, by mu cokolwiek tłumaczyć.
-Ja tak nie umiem.-Siadam w sąsiednim fotelu.
-Wiem, zauważyłem.

****

Kiedy po tych kilku, nieznośnych dniach, Clive wraca do domu, jestem wniebowzięty. Po raz pierwszy w życiu to ja czuję się odpowiedzialny za niego i w specyficzny sposób ta świadomość dodaje mi skrzydeł. Siedzi spokojnie na tej skórzanej kanapie, a ja gapię się na niego bez ustanku.
-Przestań. Znowu na mnie patrzysz.-Wzdycha i lewą ręką przewraca strony książki.
-Już prawie grudzień...-Szepczę. Za oknem szumi wiatr.
-Wiem.
-Mogę tu zorganizować wigilię?-Pytam. Clive spogląda na mnie niepewnie.
-Skoro teraz nie zdemolowałeś mieszkania pod moją nieobecność, to chyba mogę ci zaufać.
-Pytam poważnie! Odkąd David umarł prawie się wszyscy nie widujemy. Chciałbym, żeby to wróciło.
-Nie mam nic przeciwko.-Wraca do lektury. Jest niesamowity i tak szaleńczo otwarty.
-To jednak twoje mieszkanie.
-Jeśli mowa o mieszkaniach... Kiedy sprzedasz swoje?-Pyta. Znowu! Znowu mnie terroryzuje i zamęcza pytaniami. Wzdycham.
-Nie wiem. Nie jestem na to gotów.
-Czyli chcesz zwiać?-Unosi jedną brew.
-Pomyślę o tym.
-Wystarczy przywieźć resztę rzeczy, a potem... Sprzedać to mieszkanie.-Tłumaczy mi cierpliwie, jakby miał mnie za idiotę. Wiem, tylko nie potrafię rozstać się z tym miejscem. Podobno do miejsc i przedmiotów nie warto się przywiązywać, ale w praktyce to wcale takie łatwe nie jest.
-Ashley znowu ćpa.-Rzucam.
-Naprawdę?
-Tak. Znalazłem ją jednego wieczora, gdy wracałem ze szkoły.
-Gdzie ona teraz jest? - Wygląda na zmartwionego.
-W szpitalu chyba.
-Jej matka o tym wie?
-Nie mam pojęcia. Może zadzwonili do niej z przychodzi.-Wzruszam ramionami. Clive zamyka książkę i potrząsa głową.
-Trzeba z nią pogadać.
-Z kim? Z matką Ashley? Z nią się nie da gadać.
-Trzeba! Nie wiem... Może moja mama z nią porozmawia?
-Zabawne. Powie, że nasyłasz na nią jakąś obcą, nawiedzoną babę i będzie po sprawie.-Stwierdzam. Clive się zamyśla. Wiem, że chciałby to jakoś rozwiązać. Mogłem o niczym nie mówić, bo dręczy go to bardziej niż mnie.

Beautiful Sadness حيث تعيش القصص. اكتشف الآن