Rozdział 13

130 20 2
                                    

Do domu wracam zmęczony, jak nigdy. Wypełnianiem formularzy, gadaniną Clive'a, wizytą w szpitalu, która nie miała w sumie sensu, bo nie było tam Jaspera, podrywami głupich bab i zajęciami w szkole. A na dodatek muszę jutro, o piętnastej stawić się na tym cholernym wolontariacie. Siadam na kanapie i wykręcam numer Davida. Odchylam w tył głowę i zamykam oczy. Odbiera po trzech sygnałach.

- Dave,mam do ciebie pytanie...

- Moja odpowiedź brzmi nie. Nie przekonasz mnie do pojebanych pomysłów Iana i Adriena. - Wchodzi mi w słowo. Wzdycham ostentacyjnie.

- Nie dzwonię w tej sprawie. Chciałem zapytać, czy odwiedzisz że mną jutro Marka, w szpitalu.

- Pewnie. O ile nie będzie na mnie patrzył, jakbym mu wymordował połowę rodziny, to mogę przyjść. - Odpowiada.

- W porządku. Pójdziemy tam o jedenastej? Wtedy zaczynają się godziny odwiedzin. Potem mam jeszcze wolontariat...

- Więc jednak będziesz śpiewać, czy tam czytać tym dzieciom? - Pyta zaskoczony.

- Tak... - Wzdycham, bo jestem świadom, że sobie nie poradzę, a dzieci, choćby nie wiem, jak chore, na pewno uznają mnie za ułomnego...

- Dasz radę! Byłem dzisiaj na terapii. Mój psycholog chyba mi sugeruje, że jestem socjopatą. Najpierw próbował do tego nawiązać, a potem wcisnął mi plik ulotek. Pierwsza z brzegu: „Socjopata nie liczy się z cudzymi opiniami, nie potrafi podporządkować się zasadom współżycia społecznego. Brakuje mu sumienia i odpowiedzialności wobec innych, wstydu, poczucia winy, skruchy, troski o drugiego człowieka." - Odczytuje, po czym dodaje:

- Dał mi też do zrozumienia, że podobnie jak typowy socjopata nie przywiązuję się, wykorzystuję ludzi, albo, jak on to ładnie ujął - eksploatuję i nie zwracam uwagi na to, co, ktoś do mnie mówi.

- Trochę racji ma. - Mamroczę, bo nie chcę go urazić.

- Wiesz ty co? Ty to potrafisz podnieść człowieka na duchu!

- To się nazywa szczerość, David!

- Dobra... Powiedz lepiej, co z Markiem. Byłeś u niego?

- Tak. Wszystko w porządku. Wychodzi w piątek, w tym szpitalu poznał innego nosiciela.

- To w sumie dobrze. Przynajmniej nikt nikogo nie zarazi. A co z tobą? Z drzwiami?

- Normalnie. - Odpowiadam. Dave wzdycha głośno.

- A w szkole?

- Dobrze.

- Ja pierdolę, jaki ty jesteś rozmowny!

- Jestem zmęczony.

- W takim razie nie przeszkadzam. - Rozłącza się w ułamku sekundy, a ja rzucam telefon na stół i spoglądam na zegar. Dziewiętnasta. Cisza nocna jeszcze nie obowiązuje, więc mogę kontynuować walkę z drzwiami, skoro David mi o tym przypomniał.

****

Ja i Dave wychodzimy ze szpitala i teraz mogę być wobec niego szczery. Przez pół godziny, które tam spędziliśmy, dawał do zrozumienia Jasonowi, że się do niego nie umywa i jest umysłowo ograniczony. Znów muszę się za niego wstydzić. Oddycham głęboko i zaczynam niepewnie:
-Dlaczego tak traktujesz Jasona? Może jest wartościowy, ma mnóstwo zalet...

- I jedną, główną wadę - wygląd. Co z tego, że facet ma mnóstwo zalet, skoro musisz go zamykać w szafie, bo wstyd go komukolwiek pokazać?

Beautiful Sadness Where stories live. Discover now