Rozdział 17

110 19 4
                                    


Ja i Clive jesteśmy umówieni. Nie wiem nawet, czy mogę tak to nazwać. Po prostu zaprosiłem go do siebie na kolację. Postanowiłem wyjść z inicjatywą i zmusić go do zrobienia kroku naprzód. I chyba trochę się stęskniłem. Siedzę przy stole, kiedy bez przywitania wpada do mojego mieszkania, zamyka za sobą drzwi, wlatuje do kuchni jak huraganowy wiatr i stawia na stole butelkę wina.

- Mam dla ciebie doskonałą wieść. Mój ojciec i jego znajomy, który jest światowej klasy geniuszem i autorytetem, w dziedzinie transplantologii, zgodzili się zrefundować rok leczenia metodą HAART... - Klaszcze w dłonie. Zapowietrzam się.

- Rok leczenia kosztuje... Dave o tym wspominał... Ile? Sto trzydzieści pięć tysięcy? - Wstaję z miejsca. Nie wiem, co mam zrobić, bo to do mnie nie dociera.

- Dokładnie. - Kiwa głową. Robię krok w jego stronę.

- I twój ojciec chce to opłacić? - Dopytuję. Clive uśmiecha się, przygryzając wargę.

- Zgadza się.

- Oszalał?

- Chodzi raczej o to... On ma świadomość, że nawet po pół roku leczenia ilość wirusów wciąż jest wykrywalna w krwi. Nie wyleczymy go całkiem nigdy, ale wydłużymy jego życie i podniesiemy jego... Jakość? Nie. Komfort. Poza tym HAART ogranicza ilość powikłań związanych z przebiegiem choroby. Jest mniejsze prawdopodobieństwo, że zapadnie na jakąkolwiek chorobę towarzyszącą. Ponadto pomaga odbudować układ odpornościowy, a właśnie o odporność tu chodzi. - Odpowiada Clive. Nie wiem, czy w sumie powinienem się cieszyć, czy jednak martwić, że to i tak nie pomaga w stu procentach.

- Poza tym moja mama też mocno się w to angażuje. Wraz ze swoją kuzynką planują założyć fundację zbierającą pieniądze na jego leczenie... - Wyplątuje się z szalika i wychodzi do przedpokoju. Idę za nim.

-I myślisz, że ktoś pomoże?

- Sandy chce charytatywnie sprzedawać swoje prace, żeby wspomóc koszty leczenia. - Odwiesza płaszcz.

- Twoja rodzina jest niesamowita.

- Nie. Albo może za długo z nimi przebywałem... Pewnie dlatego wydaje mi się, że to normalne. - Wchodzi do kuchni, staje przy zlewie, odkręca kran z ciepłą wodą. Kręcę z niedowierzaniem głową.

- Jesteście dziwni, ale niesamowici. - Powtarzam.

- Mogę to uznać za komplement? - Pyta i siada przy stole.

- Tak... Ty też jesteś niesamowity. Gdyby nie ty, oni nigdy by się o tym nawet nie dowiedzieli. - Stawiam przed nim talerz, sięgam do szafki, po kieliszki. Rozlega się pukanie do drzwi. Kto to, u licha?

- Nie otworzysz? - Clive unosi jedną brew i odbiera ode mnie kieliszek.

- Nie wiem, kto to.

- Od tego jest zamontowany wizjer!

- Ale... Miało być tak pięknie. Nie chcę psuć wieczoru...

- A jak to coś ważnego? Jeśli możesz komuś na przykład uratować życie? - Kładzie mi rękę na plecach i wypycha mnie do przedpokoju. Otwieram drzwi i zaskoczony cofam się o krok

- Cześć, Vincent! - Stoi przede mną uśmiechnięta, rumiana i radosna Ashley, we własnej osobie.

- Cześć. Co ty tu robisz? - Pytam głupkowato i lustruję ją wzrokiem.

- Mam przepustkę z wariatkowa. Za dwa dni wracam.

- Pomogli Ci? - Pytam, a dziewczyna przepycha się obok mnie i wchodzi do mieszkania. Kiwa głową w odpowiedzi. To wszystko jest tak nierealne, że nie umiem wydusić z siebie słowa.

Beautiful Sadness Where stories live. Discover now