****

Sandy i Zeke pojawiają się w samo południe, gdy wracam z pracy. Facet jest sympatyczny, kulturalny, nie za młody i nie za stary. Nie ma dziwnej fryzury, nie wygląda na ćpuna, ani niedorozwoja i nie śpiewa religijnych pieśni. Rozmawia z nami normalnie, chyba ma poczucie humoru. Przyjazny jest. I tyle. Prawie zupełnie zapominam o wczorajszym, nagłym upadku Clive'a. A może ataku? Sam nie wiem, jak to nazwać, a jeśli czegoś nie rozumiem, to mnie niepokoi.
- Jak się czujesz? – Pytam, kiedy siedzimy wieczorem przy kolacji.
- Dobrze. Co z tobą? Jesteś w jakiejś zmowie z Sandrą? – Potrząsa głową z niedowierzaniem. Nie wiem, co o tym myśleć, bo Clive nie chce mi nic powiedzieć. Albo naprawdę nic mu nie jest... Nie wiedzieć czemu wydaje mi się, że coś ukrywa. Ale może to dlatego, że ciągle wynajduję problemy. Nie wyobrażam sobie, co by było, gdybym go teraz miał stracić.

****

Kiedy w czwartek rano pani dyrektor wzywa mnie do swojego gabinetu spodziewam się, że znowu chce rozmawiać o wycieczce. Okazuje się jednak, że temat konwersacji dotyczyć będzie czego innego. W środku, oprócz dyrektorki siedzą Chris i jakaś chuda kobieta z długim nosem, zapewne jego matka. Kiedy staję w drzwiach, patrzą na mnie jak na seryjnego mordercę. Nie! Teraz stracę pracę. Pani dyrektor prosi, bym usiał, a potem mówi, że matka Chrisa przyszła do niej z nietypową sprawę.
- Czy to prawda, że pan molestuje Christophera? – Pyta. Tracę równowagę, powstrzymuję się, by nie wybuchnąć śmiechem. Ja? Kiedy? Gdzie?
- Nie. – Oświadczam, bo co jeszcze mogę dodać? Patrzę na Chrisa.
- Kłamie! – Wrzeszczy wysokim głosem matka chłopaka.
- Mają państwo na to jakieś dowody? – Pytam. Kobieta wstaje z miejsca.
- Ja to skieruję do sądu!
- Proszę się uspokoić. Spokój jest wskazany. – Prosi pani dyrektor, a ja czuję się, jak w jakiejś dziwnej farsie. Nie wiem, co mógłbym zrobić. Jestem przekonany, że zdołają mnie wrobić. Dzieciaki są wredne, mściwe, pomysłowe. Potrafią krzywdzić.
- Opowiedz o tym. – Matka Chrisa głaszcze go po głowie, jak małe dziecko. Rozpuszczony dzieciar!
- Nie mogę. – Jęczy dziwnie Chris. Aha... Czyli ja mu zrobiłem aż taką krzywdę, że nie może o tym mówić? Nie, no ja go zaraz zabiję i będą mieć pretekst, żeby mnie podać do sądu. Pani dyrektor też chyba im nie wierzy, ale nie może bagatelizować takich oskarżeń. Mówi, że skoro nie mam nic do powiedzenia mogę wrócić na lekcję, a potem wrócimy do tej sprawy. Matka Chrisa coś jeszcze za mną woła, ale nie słyszę. Oni mnie zniszczą. Jestem tego pewien.

****

- Nic się nie stanie. Dyrekcja im nie uwierzy. Ani sąd. Przecież nic na ciebie nie mają. – Pociesza mnie Clive, gdy wracam do domu. Nie byłbym tego taki pewien... Ale chcę mu wierzyć. Obserwuję jak wyciąga z szafy szklankę, napełnia ją wodą, a potem, w ułamku sekundy szklanka upada na ziemię i roztrzaskuje się w drobny mak. Milczymy obaj, patrząc na to z przerażeniem.
- Co się stało? – Pytam.
- Szklanka wyślizgnęła mi się z dłoni. – Mówi spokojnie i pochyla się, by posprzątać.
- Zostaw. Widziałem, że zadrżała ci ręka. – Wstaję. Dlaczego on coś przede mną ukrywa?
- Ścierpła mi dłoń. Na moment. Posprzątam. – Upiera się. Nie wiem, co mam zrobić, jak mogę mu pomóc.
- Przestań. – Proszę, kucając naprzeciw niego, zbierając większe kawałki szkła. Clive podnosi się powoli, oddycha spokojnie. Chcę wierzyć, że to kwestia jakiegoś osłabienia. Patrzę na niego ze smutkiem, z dołu.
- Nie patrz na mnie, jak na oszusta. – Mówi głośno, z pretensją w głosie. Czuję, że ma jakąś tajemnicę. W końcu jest lekarzem, musi coś podejrzewać. Dlaczego udaje? Wyrzucam szkło, wycieram podłogę i wychodzę bez słowa. Gubię się we własnych domysłach i przerażają nawet mnie samego. Nie umiem przejść obok tego obojętnie. Dzieje się coś złego. Tylko nie wiem co.

****

- Dlaczego uważasz, że on coś ukrywa? Może to naprawdę nie jest nic złego? – Mark wzrusza ramionami, kiedy pojawiam się u niego kolejnego dnia. Muszę z kimś tym pogadać, a nie chcę martwić Sandy.
- Nie wiem. Boję się.
- Więc dlaczego teraz z nim nie siedzisz?
- Za dużo o tym myślę, kiedy jestem blisko. – Wyjaśniam.
- Nie mam pojęcia, jak ci pomóc. – Wzdycha. Sam nie wiem co z tym zrobić, więc nie mogę wymagać od niego rozwiązywania moich problemów. Gubię się, chyba popadam w paranoję. Tworzę najczarniejsze, najbardziej przerażające scenariusze, a potem wmawiam sobie, że to nie może być prawa. Wczoraj Clive nie miał już żadnych niepokojących objawów. Albo ja po prostu nic nie zauważyłem... Znowu nic nie wiem. Milczenie doskwiera, więc zmieniam temat:
- Z kim się spotykasz?
- Z nikim się nie spotykam.
- Pisałeś do kogoś w sobotę. Przez kilka godzin. – Odpowiadam. Mark uśmiecha się lekko.
- Poznaję dopiero takiego jednego faceta. – Mówi. Wykazuję podejrzane, chyba zbyt entuzjastyczne zainteresowanie.
- Kto to? – Pytam. Mark wywraca oczami. Chce z tego robić tajemnicę? Dlaczego? Przecież spotkanie kogoś to fantastyczna sprawa!
- Poznacie go może w sobotę... Widzimy się w ogóle w sobotę?
- Nie wiem. Ian i Adrien są skonfliktowani, bo walczą o Amy. To znaczy, nie walczą, ale Ian tak sądzi. To skomplikowane.
- Co się stało?
- Adrien wziął Amy na parę dni i Ian sądzi, że on chce mu ją odebrać. – Wyjaśniam. Mark nic z tego nie rozumie. Ja też nie rozumiem. Rzadko rozumiem Iana i sposób w jaki postępuje. Jestem zmęczony tym wszystkim. Tym pobiciem, dziwnymi zachowaniami Clive'a, oskarżeniem o molestowanie, wizją wycieczki i ustawianiem życia Iana i Adriena. Łatwo można się pogubić, utonąć w tym całkiem I mnie to przerasta.

Beautiful Sadness Where stories live. Discover now