****


-Przestań wreszcie ingerować w moje życie!-Ian wymija mnie i stawia przed Amy talerz z zupą.
-Jesteś okrutny. Skoro rozmawialiście, to może...
-Daj mi spokój. Zajmij się własnymi problemami. Nie masz swojego życia?-Warczy, bardziej agresywnie. Kapituluję. Wygląda na to, że ani Adrien, ani Ian nie są skłonni do współpracy. Liczyłem, że chociaż w jakimś stopniu udac mi się coś naprawić, a dzięki temu choć na chwilę zapomnę o tym, że nie mam żadnych wieści na temat Clive'a. Poddaję się i siadam przy stole naprzeciw Amy, niechętnie grzebiącej w kremie z marchwi.
-Fajnie jest w przedszkolu?-Pytam. Amy otwiera usta, ale Ian wychyla się zza framugi i oświadcza stanowczo:
-Nie przerywaj jej, jak je! A ty nie gadaj przy jedzeniu!
-Dobra.-Szepczę, wstaję od stołu i wychodzę z kuchni. Przecież nie będę się jej przyglądać, jak je!
-Co u Ciebie w ogóle? Jak sobie radzisz?-Opieram się ramieniem o framugę i patrzę, jak Ian z zapałem poleruje jakąś mosiężną figurkę.
-Dobrze. Wszystko się poukładało i udaje mi się planować dni tak, by mieć czas na pracę, zdołać Amy zawieźć, oraz odebrać z przedszkola i by mieć dla niej wolną chwilę, aby nie poczuła się odrzucona.-Odpowiada ze spokojem. Super... Myślałem, że chociaż coś jest nie tak, żeby móc stworzyć nadzieję, że Adrien jest mu potrzebny.
-A co... Ze ślubem?-Pytam niepewnie. Ian odstawia figurkę i bierze się za wycieranie ramki ze zdjęciem roześmianej Amy, siedzącej na stercie jesiennych liści.
-Jakim ślubem?-Marszczy brwi.
-Waszym. Skoro to już definitywnie koniec, to chyba powinniście to jakoś... Sądowo unieważnić. Przecież Adrien oddałby ci małą. Z tym by nie było problemu.-Wzruszam ramionami i siadam w fotelu, za jego plecami. Nic nie mówi, tylko starannie, metodycznie wyciera szkło.
-Pomyślę o tym w wolnej chwili.-Rzuca, żebym się odczepił, ale moja chora wyobraźnia w połączeniu z nadzieją od razu zaczynają mi podpowiadać, że niepewność słyszalna w jego głosie może jednak o czymś świadczyć.


****


Kiedy ktoś puka do drzwi mieszkania Clive'a, nie jestem pewien, czy otworzyć. Otwieram dopiero, gdy Sandra przysyła wiadomość, że czeka pod drzwiami.
-Cześć.-Uśmiecha się, wsparta na ramieniu jakiegoś dziwnego faceta, z długimi, rudymi dredami, odzianego w skórzaną kurtkę.
-Cześć.-Wpuszczam ją do mieszkania, razem z tym obcym mężczyzną, który potencjalnie może być przecież seryjnym mordercą.
-Kto to?-Pytam, by przerwać niezręczną ciszę i siadam na brzegu kanapy, patrząc na nich wyczekująco. Sandy uśmiecha się od ucha do ucha.
-To jest Sufjan, poznaliśmy się jakiś czas temu, przez portal randkowy.-Oświadcza. Zastanawiam się, kiedy skończył się ostatni jej związek i jakim cudem zdołała już poznać kogoś nowego, ale rozmyślania przerywa mi jej głos:
-Poznajcie się. To jest Sufjan. Pracuje jako konserwator zabytków, a w wolnych chwilach rzeźbi w mydle. A to Vincent, partner mojego brata.-Przedstawia nas sobie. Przygarbiony Sufjan gwałtownie się prostuje, patrzy najpierw na mnie, potem na nią i konspiracyjnym szeptem mówi:
-Nic mi o tym nie mówiłaś!
-O czym?
-O tym!-Celuje we mnie palcem. Odruchowo wstaję.
-Mówiłam ci, że mam brata.-Sandra wzrusza lekko ramionami. Widać, że nic z tego nie rozumie, tak samo jak ja.
-Ale nie mówiłaś, że... Nie, to niemożliwe! Boże! Jak to tak?!-Sufjan zaczyna histeryzować, unosi ręce do głowy, mamrocze coś pod nosem i rzuca dookoła przerażone spojrzenia. Mam wrażenie, że zaraz zacznie biegać po ścianach, jak jakaś opętana laska z filmu o egzorcyzmach. O co chodzi?
-To jest niezgodne z tym, co zapisano w Piśmie Świętym! To się nie godzi! To jest obrzydliwość i nie potrafię zrozumieć, jak mogłaś to zataić!-Podnosi głos.
-Ale co? To, że mój brat jest gejem? Myślałam, że to bez znaczenia. A Vincent jest fantastycznym facetem, liczyłam, że się poznacie, potem zostaniesz częścią naszej rodziny...
-O nie, nie, nie.-Potrząsa głową i cofa się o krok, jakbym miał go pogryźć. Sandra zaczyna się denerwować. Opiera ręce na biodrach, staje obok mnie i mrozi go wzrokiem.
-Dawaj telefon.-Wyciąga rękę.
-Po co?-Pyta i spogląda na mnie niepewnie.
-Dawaj!
-Co robisz?
-Usuwam mój numer z twojego telefonu, na wypadek gdybyś chciał do mnie zadzwonić, żeby mi powiedzieć na przykład o Bogu, czy czymś tam.
-Ale dlaczego? Przecież wszystko może się jeszcze naprawić! Znam taką fantastyczną kobietę... Jest znajomą mojej matki i ona prowadzi takie sesje, które naprawdę skutecznie to leczą i...-Zaczyna opowiadać z pasją facet, a Sandra z impetem ciska jego komórką o ścianę. Spogląda na nią jak na wariatkę, zbiera z podłogi rozsypane części. Potrząsa głową.
-Wspomnisz moje słowa.-Mamrocze i kieruje się w stronę wyjścia.
-Ty! I pamiętaj, że ja pamiętam, jak wyglądasz! I dopóki nie wyjmiesz głowy z dupy, będę cię obrzydzać każdej potencjalnej partnerce!-Woła za nim Sandra, a on ze spokojem opuszcza mieszkanie. Stoimy przez chwilę w milczeniu – wzburzona Sandy i zdezorientowany ja.
-Przykro mi, że znowu ci nie wyszło. To chyba pośrednio moja wina.-Wzdycham.
-Niech spada. Może w końcu znajdę kogoś normalnego, komu nie będzie przeszkadzać fotografia, mój brat, ani to, że nie lubię z kimś spać w jednym łóżku, a przy tym nie będzie maniakiem religijnym, złodziejem, ani innym popaprańcem.-Macha wzgardliwie ręką i idzie do kuchni, więc robię to samo.
-Nie przywiązałaś się do niego?-Pytam i siadam przy stole.
-Co ty?! Dopiero go poznawałam... To znaczy, był fajny, rzeźbił fajne zwierzątka z mydła i miał przyjemny głos, ale nic poza tym. Nie będę płakać, jeśli to masz na myśli.-Wyjmuje z lodówki warzywa i dzbanek z bulionem.
-Nie masz własnego jedzenia?-Pytam, bo zaczynam się w tym gubić.
-Mam. Ale postanowiłam tu wpaść i posiedzieć do wieczora, żeby dotrzymać ci towarzystwa.
-Naprawdę?-Jęczę.
-Nie cieszysz się? Chłopie! Ja cię ratuję od nieuchronnej depresji! Musisz mieć jakieś towarzystwo. Czekaj! Wiem! Może pójdziemy do kina.-Uśmiecha się i klaszcze w dłonie. Ona mnie wykończy!
-Nie chcę iść z tobą do kina.
-A co jest ze mną nie tak?-Pyta oburzona.
-W sensie... W ogóle nie chcę iść do kina.-Wzdycham.
-To co chcesz robić? Może pogadamy? Nie zostawię cię tu tak samego.
-A może ja właśnie chcę być sam?
-Nie możesz, bo za dużo myślisz.-Potrząsa głową, a potem stawia przede mną deskę do krojenia, kładzie na niej nóż, zasypuje mnie warzywami i rozkazuje:
-Krój! I żebym cię nie przyłapała na myśleniu!


****


-Clive odzyskał przytomność...-Mówi Sandra, kiedy odbieram od niej telefon kolejnego wieczora.
-I co z nim?-Pytam, niemal upuszczając aktówkę i wpadając na idącego z naprzeciwka faceta.
-Mówię przecież! Wtrącasz się. Nic strasznego. Nie ma uszkodzonych żadnego narządu wewnętrznego. Jest jedynie poobijany, ma wybite trzy palce i nie pamięta ostatnich kilku dni. Samego wypadku, ani tego, co było potem, ale podobno to minie i wspomnienia wrócą. Wtedy przesłucha go policja.-Informuje mnie. Jestem uradowany.
-Kiedy mogę się z nim zobaczyć?
-Jutro? Dzisiaj była tam mama i go trochę wyeksploatowała.-Sandy parska śmiechem.
-Kiedy go wypuszczą?
-Za tydzień, jak się upewnią, że wszystko gra. No i przez dwa tygodnie będzie musiał siedzieć w domu, bo ma gips na trzech palcach prawej ręki. I błagam, nie pozwól mu wrócić wcześniej do pracy, bo wiem, że zrobi wszystko, żeby nie siedzieć bezczynnie.
-Postaram się.-Odpowiadam i staram się nie okazywać szczególnie swojej radości, zwłaszcza, że nie jestem w mieszkaniu, a na ulicy otacza mnie mnóstwo ludzi. Mogliby to niewłaściwie zrozumieć... Odruchowo zerkam czasami na mijane osoby. Kiedy dostrzegam Ashley opartą o ścianę jednego z budynków, początkowo nie zwracam na to uwagi, zaabsorbowany rewelacjami przekazywanymi mi przez Sandrę. Kiedy jestem bliżej dostrzegam, że jest zupełnie zamroczona, gada coś do siebie i śmieje się co chwila, głośno i niekontrolowanie. Patrzę na nią przerażony i informuję Sandy, że oddzwonię rano. Próbuję nawiązać kontakt z Ashley. Najpierw się śmieje, a potem wymachuje na oślep rękami, kiedy próbuję spojrzeć jej w oczy. Jest zupełnie naćpana. Niemal do nieprzytomności. Nie wie, co się z nią dzieje i mnie nie poznaje. A przecież była na odwyku! Przecież ma syna, miała wrócić do szkoły i zacząć żyć od nowa...

Beautiful Sadness Where stories live. Discover now