Właśnie wchodziłam po schodach, gdy nagle usłyszałam odgłosy kłótni dochodzące z mojego dormitorium. Zaniepokojona przyspieszyłam kroku. Zdecydowanym ruchem otworzyłam drzwi i wpadłam do środka. To co zobaczyłam przekroczyło moje wszelkie wyobrażenia. 

Cały pokój wyglądał, jakby wybuchła w nim co najmniej mugolska bomba. Czyiś stanik wisiał na żyrandolu, na podłodze leżały porozwalane kosmetyki wypełnione najdroższymi markami a w tle na etażerce zauważyłam butelkę wina skrzatów. To wszystko wyjaśniało. 

Na szczęście moja część pozostała nietknięta w prawie idealnym porządku. No właśnie, prawie. Świeżą pościel pokrywała czerwona plama nieznanej mi substancji. Gdy dziewczyny w końcu zauważyły moją obecność, spojrzały w moją stronę ze strachem w oczach. Parsknęłam śmiechem.

- Silene, my nie...

- Odkupimy ci ją napra... - nie dokończyły, bo pokazałam im, żeby się przymknęły.

Podeszłam do łóżka i jednym ruchem różdżki pozbyłam się problemu.

- Po co pijecie przed imprezą? - zapytałam rozbawiona.

- No wiesz, żeby się lepiej przygotować. Chcesz trochę? - zapytała wesoło Pansy.

Pokręciłam przecząco głową. Od Draco wiedziałam, że alkohol osłabia kontrolę nad umiejętnościami magicznymi, co w moim przypadku jest bardzo nie wskazane. Poza tym, miałam do tego wyjątkowo beznadziejnie słabą głowę.

- No dalej - jęknęła szatynka.

Pozostałam nieugięta co do tej kwestii.

- Cóż, może nie napijesz się teraz z nami, ale musisz dać się nam zrobić na bóstwo - powiedziała Astoria, zeskakując z łóżka i lądując z gracją zawodowej baletnicy.

Jęknęłam niezadowolona. Chciałam tylko kawy, kocyka i książki. Czy jestem aż taka wymagająca?

- Coś za coś kochana - zaszczebiotała młodsza koleżanka, wieszając się mi na szyi.

Przewróciłam oczami.

- Niech się dzieje wola Salazara - powiedziałam i zaczęłam przygotowywać się psychicznie na następne dwie godziny przygotowywań.

***

Po paru godzinach przeglądając się stałam przed lustrem.

Dziewczyny postawiły w mojej metamorfozie na minimalizm. Miałam na sobie krótką, niebieską sukienkę oraz buty na płaskiej podeszwie, które swoją drogą wywalczyłam, ponieważ nie miałam ochoty zrobić sobie krzywdy na szpilkach już w drugim tygodniu szkoły. Pomalowały moje usta neutralnym kolorem i pokryły go błyszczykiem. Dodatkowo, zrobiły delikatne kreski na powiekach. Włosy zostały częściowo zaplecione w warkocze i spięte z tyłu, jednak to co pozostało spływało luzem w dół moich pleców. Całość została dopełniona delikatną, srebrną biżuterią, która jako jedyna została nienaruszona z mojego codziennego wyglądu. 

Nie byłam piękna, tylko olśniewająca

 - I jak wrażenie? - zapytała Astoria, pociągając łyk wysoko procentowego trunku prosto z butelki.

- Niesamowite - odpowiedziałam, wciąż będąc pod wrażeniem przemiany.

- Oto nam chodziło - powiedziała Pansy, która siedziała przy lustrze u moich stóp po turecku i poprawiała bordową, matową szminkę.

Gdy skończyła wstała, otrzepała niewidzialny pyłek z ubrań i poprawiła włosy.

- Dziewczęta, chodźmy podbić tą imprezę - oznajmiła i ruszyła pewnym siebie krokiem, niczym prawdziwa modelka.

***

Gdy tylko zeszłyśmy do Pokoju Wspólnego uderzyła we mnie mieszanina zapachów, począwszy od alkoholu, przez słodkie perfumy, na męskich kończąc. Wszędzie było pełno ludzi. Część nawet z innych domów. Miałam ochotę wyjść już po pierwszych sekundach. Otuchy dodawał mi jedynie mój wygląd, przez który czułam się po prostu cudownie.

Przez chwilę nieuwagi wpadłam na dość nieźle już wstawionego Ślizgona.

- Ja naprawdę...

- Nie szkodzi, taka piękna kobieta nie powinna przepraszać - powiedział szatyn, a ja spłonęłam rumieńcem.

Po chwili uświadomiłam sobie, że przecież ten koleś jest pijany. Jutro i tak nie będzie tego pamiętał.

- Czy zechcesz ze mną zatańczyć, madame? - zapytał się niczym prawdziwy gentelman.

- Avec plaisir, monsieur - odpowiedziałam po francusku.

Dalej ruszyliśmy na parkiet. Przy naszym pseudo-tańcu mieliśmy mnóstwo śmiechu. Co chwilę na kogoś wpadaliśmy, ale to nam nie przeszkadzało. 

Przetańczyliśmy parę kawałków, gdy stwierdziłam, że pójdę się czegoś napić. Odeszłam od parkietu i podeszłam do oddalonego bufetu. Nalewałam sobie soku dyniowego, gdy nagle poczułam jak silne ręce obejmują mnie w talii. Uśmiechnęłam się myśląc, że to Teodor, jednak się myliłam.

- Znowu się spotykamy, skarbie - usłyszałam zachrypnięty głos Jaspera przy uchu.

Zesztywniałam. Zaczął składać mokre pocałunki na mojej szyi, a ja próbowałam się uwolnić. On jedynie wzmocnił uścisk.

- Dalej jesteś taka... ostra - powiedział obracając mnie przodem do siebie.

Trzymał mnie cały czas blisko siebie. 

- Odpierdol się ode mnie - warknęłam.

Uśmiechnął się z ironią po czym zaczął namiętnie mnie całować. Oddałam się mu, lecz w najmniej dla niego spodziewanym momencie ugryzłam go w wargę. Chłopak się odsunął ode mnie, a ja splunęłam na niego mieszaniną krwi i śliny. 

Wyrwałam się i zaczęłam uciekać. W drodze przez opuszczony korytarz zdążyłam zgubić buty. Zatrzymałam się łapiąc oddech. Byłam przerażona. Myślałam, że mi się udało, lecz poczułam, że ktoś mnie łapie i dmuchnął jakimś proszkiem we mnie. Początkowo zaczęłam się ksztusić, lecz chwilę później traciłam świadomość.

~

No to nieźle się porobiło. Nie zapominajcie o gwiazdkowaniu i komentowaniu jeśli chcecie więcej. Do zobaczenia w następnym rozdziale.

xoxo

Hereditatem |d.mWhere stories live. Discover now