Przez chwilę był on w szoku i złapał się za nos, z którego zaczęła wypływać czerwona fontanna krwi. Szybko jednak się pozbierał i zaczął bić się z rudym.  Próbowałam odciągnąć Rona, lecz ten mnie odepchnął. Jego siła odrzuciła mnie trochę dalej na podłogę, zdzierając sobie lekko naskórek z dłoni. To rozpętało istną wojnę. Blaise i Teodor dołączyli do okładania Weasley'a, a paru niezbyt mądrze wyglądających Gryfonów pomagało Weasley'owi w walce z uczniami Domu Węża. Snape, McGonagall i Dumbledore ruszyli w kierunku zamieszania. W celu przerwania walki użyłam na Ronie zaklęcia legilimencji i zobaczyłam przez chwilę jego wspomnienia związane głównie z Hermioną. To go rozproszyło, przez co nauczyciele mogli wszystkich porozdzielać. Zdecydowana większość skończyła poobijana, z niewielkimi rozcięciami.

- Co tutaj się stało? - zapytał dyrektor.

Pansy zaczęła gorączkowo tłumaczyć co się stało, wymachując przy tym bardzo rękoma. W tym samym czasie podszedł do mnie Harry i podał mi rękę. Pomógł mi wstać.

- Nic ci nie jest? - zapytał.

- Nie... - powiedziałam.

Potter spojrzał na moją dłoń, z której leciało trochę krwi.

- Lepiej będzie jak ktoś ci to opatrzy - powiedział.

- Taa... Nie trzeba, nic mi nie będzie - odparłam wymijająco i się odwróciłam.

Harry złapał mnie za nadgarstek. Spojrzałam na niego z niezrozumieniem.

- Przepraszam za niego, ostatnio jest... strasznie wybuchowy.

- Nie musisz przepraszać, w końcu to jego wina - odpowiedziałam chłodnym tonem.

Chłopak kiwnął głową. Zauważył chyba, że nie miałam dzisiaj ochoty na jakąkolwiek rozmowę i odszedł.

- Idziemy? - usłyszałam przy uchu głos Teodora, który objął mnie w talii i oparł swoją głowę na moim ramieniu.

Kiwnęłam głową i wyszliśmy razem z Wielkiej Sali.

***

Szliśmy w milczeniu przez błonia skąpane w świetle gwiazd i księżyca. Na niebie nie było ani jednej chmurki, dzięki czemu można było swobodnie Księżyc oraz gwiazdozbiory.

- Uwielbiam noc - powiedziałam.

- Przecież boisz się ciemności - odpowiedział z uśmiechem na twarz Nott.

Wzruszyłam ramionami.

-To taki trochę paradoks. Jakby nie wystarczyło bycie wybrykiem natury - powiedziałam po chwili.

Podeszliśmy do jeziora. Niebo odbijało się w gładkiej tafli wody. Czułam jak jej bliskość mnie orzeźwia.

- Umiesz kontrolować żywioły? - zapytał.

Spojrzałam na niego lekko zaskoczona. Nie spodziewałam się, że mnie o to zapyta.

- Na razie uczę się tkać ogień, co niezbyt mi idzie - powiedziałam. - Ale wychodzi mi kontrolowanie wody - dodałam po chwili.

Opowiedziałam mu o moim śnie. Był doskonałym słuchaczem, nie przerywał ani nie zadawał krępujących pytań.

- Tak więc niezbyt mi wychodzi z ogniem, nie wiem dlaczego - zakończyłam swoją opowieść .

Usiedliśmy na pomoście zwieszając nogi przy wodzie.

- Może dlatego, że twoim żywiołem jest woda, nie uczyłaś się go, a potrafisz nad nim panować. No wiesz ogień... woda... to przeciwieństwa - powiedział po chwili.

Wzruszyłam ramionami.

- To całkiem możliwie - odparłam.

Siedzieliśmy wsłuchując się w ciszę.

- Może spróbujesz coś zaczarować tą wodą - zaproponował niepewnie Teo.

- Mogę spróbować - powiedziałam i wstałam.

Stanęłam na samym krańcu pomostu i zamknęłam oczy. Wyczuwałam obecność wody. Czułam, jakby to była część mnie, jakby ta lodowata ciecz płynęła w moich żyłach. 

Wyciągnęłam lekko zgięte ręce przed siebie i powoli podnosiłam je, jakby to był ciężar. Usłyszałam chlupot wody i otworzyłam oczy. Słup wody podnosił się razem z moimi ruchami. Po chwili go opuściłam. Spróbowałam teraz wyciągnąć mniejszą ilość wody i ruchami rąk uformowałam ją w kulę. Spięłam palce, a woda zamarzła. Następnie swobodnie pomachałam przed sobą dłońmi, a kula lodu się roztopiła i zamieniła w wodną mgiełkę.

 Postanowiłam ochlapać chłopaka. Podeszłam do niego i wyciągnęłam z wody cienki strumień, który na niego skierowałam. Jego włosy przykleiły się do czoła, zasłaniając mu widoczność. Po chwili wypluł wodę, odgarnął włosy i podniósł brew. Wyglądało to komicznie. Zaczęłam się niekontrolowanie śmiać.

- Chciałaś wojny to ją będziesz mieć - powiedział podchodząc do jeziora i ochlapując mnie.

Pisnęłam, gdy lodowata woda przemoczyła moje ubrania. Odpowiedziałam kolejną dawką wody, lecz ją ominął i do mnie podbiegł. Podniósł mnie i stanął na brzegu pomostu.

- Może powinienem cię tam wrzucić? - powiedział.

- Nie odważysz się - wysapałam zmęczona tą wodną bitwą.

- Czyżby? - obniżył mnie jeszcze bliżej wody.

Spojrzałam w stronę wody i przy okazji zauważyłam sporych rozmiarów bliznę na jego przedramieniu. Nie byłoby to nic niezwykłego, gdybym ją widziała przed wakacjami. 

Wyglądała na nową. Miała kształt półksiężyca odbity od wyjątkowo ostrych zębów. Mieniła się srebrnym blaskiem.

- Teodor...

Opuścił mnie on na podłoże. Wzięłam do ręki jego odsłonięte przez podwiniętą koszulę przedramię. Próbował opuścić rękaw, aby ją zasłonić, ale powstrzymałam go łapiąc go za przedramię. Dotknęłam tej blizny. W porównaniu z resztą ciała była ona gorąca, parzyła moją skórę.

O cholera.

~

Dzięki za 1k wyświetleń <3


Hereditatem |d.mWhere stories live. Discover now