Wjechaliśmy do Peach Springs, chyba najsławniejszego miasteczka na trasie, które po wybudowaniu autostrady i straceniu na znaczeniu trasy 66, omal nie wymarło. Aktualnie znów odżyło i trzymało się świetnie na powierzchni około 17km².  

Wzdłuż drogi ciągnęły się zabudowania, chociaż większość z nich wciąż wyglądała na niezamieszkałe od siedemdziesięciu lat. Minęliśmy też małą stację benzynową w trakcie rozbiórki i zostaliśmy zmuszeni do zatrzymania się, kiedy starsza kobieta przepędzała swoje bydło przez drogę. 

- Ameryka nigdy nie przestanie mnie zadziwiać - przyznałam. 

- To dość specyficzny kraj - przyznał Niall. - Ale ile mamy tu zabawy!

- Upiłam się do nieprzytomności, składałam zeznania na policji i pogryzł mnie pies. Dla mnie to nie jest definicja zabawy - prychnęłam. 

- Źle na to wszystko patrzysz - zaśmiał się Niall, wrzucając jedynkę i ruszając powoli do przodu. Kiedy sięgnął ręką do drążka, przypadkowo dotknął palcami mojego nagiego kolana i poczułam się dziwnie, chociaż to było tylko przez przypadek

Zawsze za dużo sobie dopowiadałam.

- Tak? Więc, według ciebie, jak powinnam na to spojrzeć?

- Spróbowałaś amerykańskiego alkoholu, na własnej skórze przekonałaś się o ich systemie karnym i... - zaciął się na chwilę, szukając odpowiednich słów. - I rozwinęłaś się kulturowo poprzez wizytę w szpitalu i doszłaś do wniosku, że amerykańskie psy są o wiele gorsze, niż te brytyjskie. 

Gdy w końcu to z siebie wyrzucił, odwrócił głowę w moim kierunku i uśmiechnął się perliście. Ewidentnie był z siebie dumny, że dał radę wymyślić coś takiego. 

Prychnęłam i wyciągnęłam nogi przed siebie, chociaż przez klimatyzację nie czułam już palców u stóp. 

- Brzmi jak jakieś sprawozdanie - powiedziałam. - I mija się z prawdą.

Minęliśmy pierwsze zabudowania i po mojej prawej stronie znajdowały się znowu jakieś stepy, zaś po lewej parę pojedynczych budynków, które były znacząco oddalone od drogi i również wyglądały na opuszczone. To miasteczko mnie dołowało.

Po minięciu znaku informującego nas o odległościach do następnych miast, nie było już żadnych zabudowań. Tyle po mieście. 

Byłam trochę zawiedziona, bo wzór tego miasteczka był nawet w bajce "Auta" i naprawdę, spodziewałam się czegoś lepszego. 

Po wyjeździe z miasteczka droga rozszerzyła się i teraz były dostępne po dwa pasy w jedną stronę, chociaż ruch i tak był niewielki. Niall dodał gazu i samochód wypruł do przodu.

Siedemdziesiąt mil dalej wjechaliśmy do Seligman, które wręcz tętniło życiem. I na każdym kroku można było napotkać jakiś znak odwołujący się do drogi 66.

Brunet zjechał na parking przed restauracją Roadkill. Jej nazwa była niezbyt zachęcająca.

- Znowu chcesz jeść? - prychnęłam, odpinając pas.

- Kierowanie samochodem jest naprawdę męczące - powiedział to takim tonem, że gdyby nie ten zdradziecki uśmiech, uwierzyłabym. Zaśmiał się i sięgnął po butelkę wody za moje siedzenie. Upił trochę i kiedy miał buzię wypełnioną napojem, policzki miał wydęte jak jakiś chomik. Ostro walczyłam ze sobą, by ich nie ścisnąć. Dałam sobie z tym spokój, kiedy uprzytomniłam sobie, że brunet pewnie oplułby mnie całą i zapaskudził połowę auta, a ja musiałabym to posprzątać. - Poza tym słyszałem, że mają tu najlepsze burgery na całej trasie.

long way home | n. horanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz