.25.

613 111 24
                                    

 - Coś się złego stało?- zapytał Baekhyun, gdy kelner przyniósł nam nasze zamówienie, które składało się z dwóch kawałków czekoladowego ciasta, mojego espresso oraz mocha Baekhyuna.

 - Nic się nie stało.- odpowiedziałem, popijając swoją mocną kawę, jednocześnie tracąc apetyt na moje dotychczas ulubione cisto -Dlaczego pytasz?

 - Wydajesz się dziś taki... przygnębiony.

Odchyliłem głowę, wypuszczając ze świstem powietrze z ust, gdy przypomniałem sobie moje dzisiejsze spotkanie z Sandarą. Ten dzień, mogłem spokojnie porównać z tym w którym dowiedziałem się, że moja żona, wyszła za mnie jedynie dla pieniędzy. W obu przypadkach, był to jeden z najgorszych dni w moim życiu. Po tym jak mnie oszukiwała, mogłem spodziewać się nieczystych zagrywek z jej strony, ale nie miałem pojęcia, że będzie zdolna posunąć się tak daleko.

 - Musiało się coś stać. Martwię się o ciebie.- przyglądał mi się ze zmartwieniem w oczach, a ja uśmiechnąłem się do niego smutno. To, że martwił się moim zachowaniem, było jedyną rzeczą jaka podniosła mnie na duchu w tamtym dniu.

 - Spotkałem się dziś z Sandarą.- zakomunikowałem, widząc jak chłopak, prawie natychmiastowo markotnieje. Absolutnie niepotrzebnie się zamartwiał, nie miałem zamiaru do niej wracać. To nie przeszło mi nawet przez myśl, od kiedy wiem, że Baekhyun chociaż stopniowo odwzajemnia uczucia, którymi go darze. 

 - O, naprawdę? W jakiej sprawie?- zapytał smętnie, grzebiąc małym widelczykiem w swoim deserze.

 - W sprawie rozwodu. Za długo już to odkładałem, chcę mieć to za sobą.- odpowiedziałem, starając zapewnić go, że dostatecznie skreśliłem mój związek z Sandarą.

 - Więc czemu jesteś taki markotny?- dopytał, nie będąc już tak przygnębionym, jak chwilę temu.

 - Sandara powiedziała...- przerwałem, obawiając się reakcji starszego na wiadomość, którą miałem mu do przekazania. Sam się z tym jeszcze nie pogodziłem z tym, co usłyszałem zaledwie kilka godzin temu. -Powiedziała mi, że jest w ciąży.

Kilka godzin wcześniej, tego samego dnia.

Przeszedłem przez szklane drzwi kawiarni w której byłem umówiony z Sandarą. Od razu po wejściu, zauważyłem drobną blondynkę, siedzącą wśród wielu stolików. Machała do mnie dłonią, jednocześnie pijąc powoli wodę przez plastikową rurkę. 

Szybko wyminąłem wszystkie stoliki, stojące na mojej drodze i bez słowa przywitania, usiadłem na przeciwko mojej żony. 

 - Nie mówiłeś mi w jakiej sprawie chcesz się spotkać. Czyżbyś żałował wyrzucenia mnie z domu, te kilka miesięcy temu?- zapytała z szelmowskim uśmiechem na ustach. Prychnąłem pod nosem, bez słowa, wyjmując z mojej czarnej aktówki papiery rozwodowe, którymi rzuciłem jej niemal w twarz. 

 - Za niedługo, skontaktuje się też z tobą mój prawnik. Załatwmy to szybko i bezproblemowo. - powiedziałem oschle, gdy blondynka wzięła w swoje ręce plik kartek. Miałem już wstać z krzesła i kierować się ku wyjściu z kawiarni, gdy zatrzymał mnie głos Sandary.

 - Myślę, że będzie z tym mały problem.- powiedziała z wyczuwalną nutką zadowolenia w głosie. 

 - O co ci chodzi?- zapytałem, ściągając brwi i zastanawiając się nad sensem jej słów.

 - Uwzględniłeś w tym wszystkim, nasze dziecko?- uśmiechnęła się chytrze, pokazując szereg białych zębów.

 - O czym ty pieprzysz?- podniosłem się nagle z krzesła, czując jak krew zaczyna buzować w moich żyłach. Nie pomyślałem, że byłaby zdolna posunąć się tak daleko, by wrobić mnie w ojcostwo. 

 - O naszym przyszłym dziecku.- powiedziała, po czym wstała z krzesła, ukazując przy tym sporych rozmiarów brzuch, przykryty materiałem czarnej sukienki, którą miała na sobie. W tym samym czasie, wytrzeszczyłem oczy, gapiąc się w jeden punkt, którym był ciążowy brzuch mojej żony.

 - T-to nie może być moje dziecko.- niemal wykrzyczałem, nie zważając na otaczających nas ludzi.- Nie spaliśmy ze sobą od ponad roku, więc nie wmówisz mi, że to ja jestem ojcem tego dziecka.- wysyczałem przez zęby, tym razem patrząc jej prosto w oczy.

 - A nie pamiętasz, gdy siedem miesięcy temu, wróciliśmy do domu podpici z imprezy urodzinowej Jongina, a ty kleiłeś się do mnie?- zapytała z szyderczym uśmiechem, a ja przeklinałem na siebie w myślach za swoją słabą pamięć po spożyciu alkoholu. -Przespaliśmy się wtedy, a ty tego nie pamiętasz.

 - W takim razie, czemu wcześniej nie powiedziałaś mi, że jesteś w ciąży?

 - Zanim się dowiedziałam, wywaliłeś mnie z domu. Czekałam, aż opamiętasz się i wrócisz do mnie, ale nie oczekiwałam, że wrócisz z papierami rozwodowymi.- powiedziała rozbawiona, spoglądając na plik kartek, leżących na stoliku przed nią.

Gdy ja, wciąż stałem osłupiały wiadomością o moim domniemanym ojcostwu, Sandara sięgnęła do swojej torebki, wyjmując z niej czarno-białe zdjęcie. Gdy podała mi je w ręce, okazało się być ono zdjęciem USG. 

W czasie, gdy oniemiały, przyglądałem się fotografii mojego rzekomo, nienarodzonego dziecka, Sandara zdążyła ulotnić się z kawiarni, pozostawiając mnie samego z jednym wielkim mętlikiem w głowie.

Teraz.

Chłopak opuścił widelczyk, który odbił się z hukiem o podłogę. Szybko jednak po niego sięgnął, odkładając go następnie na stolik przy którym siedzieliśmy. 

Przez jakiś czas, nie wymieniliśmy ze sobą ani jednego zdania. Moje serce niebezpiecznie szybko i boleśnie waliło o moje żebra. Obawiałem się, że zrujnuje to naszą relację, która ostatnio zaczęła podążać w dobrym kierunku.

 - Który to miesiąc.- usłyszałem szept Baekhyuna, przez który wyprostowałem się i wbiłem w niego spojrzenie, mimo że głowę miał spuszczoną.

 - Siódmy.

 - Byliście wtedy jeszcze razem, prawda?- starał się mówić obojętnym głosem, ale mogłem wyczuć, że tylko udaje.

 - Baekhyun.-westchnąłem, łapiąc go za jego dłoń, która leżała na stoliku, a gdy w końcu uniósł głowę, mogłem zobaczyć, że jego oczy są pełne smutku. -To dziecko nic nie zmienia.- powiedziałem, patrząc mu głęboko w oczy.

 - Boje się...- przerwał, znów spuszczając głowę -...że gdy okaże się to prawdą, wrócisz do niej, by stworzyć dla dziecka normalny dom.- mówił z już nieukrywanym bólem w głosie.

 - Nie mów tak Baekhyun.

Siedzieliśmy naprzeciw siebie, między dzielącym nas stolikiem, więc wstałem z krzesła, by znaleźć się bliżej niego. Usiadłem na miejscu zaraz koło niego, chwytając w moje dłonie, te jego mniejsze, które zdążył przenieść na swoje kolana.

Nie mogłem patrzeć na bruneta w takim stanie. Serce krajało mi się, gdy widziałem, jak jego twarz pogrążona jest w smutku i to w dodatku z mojej winy.

 - Nawet, gdy okaże się, że to moje dziecko, nigdy do niej nie wrócę.- mówiłem do niego, jednocześnie głaszcząc kciukiem wierzch jego dłoni.

 - Nie chcę cię w żaden sposób ograniczać, Chanyeol.- spojrzał na mnie, a ja jęknąłem z bezsilności, przysuwając się bliżej bruneta, by objąć ramionami.

 - Baekhyun, proszę nie mów tak.

 - Taka jest prawda.

 - Baekhyun, nigdy do niej nie wrócę. Po tym co mi zrobiła, nigdy jej nie wybaczę. Nie chcę być z nikim innym, oprócz ciebie.- niemal wyszeptałem ostatnie słowa. 

Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony i dopiero wtedy, doszedł do mnie sens moich własnych słów. Spuściłem głowę, czując czerwień, wkradającą się na moją twarz. Usłyszałem cichy śmiech Baekhyuna, przez który poczułem się jeszcze bardziej zażenowany. Jednak myśl, że choć trochę się rozweselił, sprawiła, że na moją twarz, niemal natychmiastowo wpłynął uśmiech.

*************************

Byłoby mi miło, gdybyście wyrazili swoją opinię o tym rozdziale w komentarzach :)

You are my last chance ||Chanbaek||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz