43. Trough Ana's eyes

2.6K 154 5
                                    

Czekałam na ten dzień bardzo długo. Zawsze byłam typem osoby, która ekscytowała się dosłownie każdym wydarzeniem, a w dodatku te wszystkie rozmowy, które w ostatnim czasie zdawały się traktować tylko i wyłącznie o balu, w jakimś stopniu się do tego przyczyniły.

Już dawno wybrałam sukienkę przy konsultacji z choćby Bay, a Jack zaprosił mnie w ostatniej chwili, w której było to jeszcze stosowne, co niemalże wywołało między nami kłótnię. Zresztą, ostatnimi czasy nie układało się nam najlepiej. Bal miał więc być miejscem pojednania.

W dzień balu byłam dosyć zdenerwowana przygotowaniami, ale w całej szkole dało się czuć tę świetną atmosferę. Niektóre osoby z Ravenclaw (w tym oczywiście większość moich znajomych i ja) pomagały przygotowywać dekoracje i powiem szczerze, że byłam bardzo zadowolona. Uczestniczyły w tym też flądry z Beauxbatons, ale i tak efekt końcowy był powalający, przynajmniej dla mnie. Wielka Sala, ale też i korytarze oznajmiały głośno i wyraźnie, że ten dzień będzie wyjątkowy.
Kiedy nadszedł czas właściwych przygotowań (mam na myśli zadbanie o wygląd) wszystkie dormitoria dziewcząt były pełne gwaru, co chwilę coś upadało na ziemię, albo słychać było jakieś piski. Z minuty na minutę coraz trudniej było mi uwierzyć, że to same Krukonki robiły ten cały harmider; byliśmy przecież uważani za raczej... spokojną grupę. W każdym razie, w końcu udało mi się z Bay opuścić to miejsce i zejść do pokoju wspólnego, który wypełniony był... Chłopakami. Zwartymi i gotowymi, ale często wyraźnie znudzonymi. Obydwie z Bay prezentowałyśmy się naprawdę nieźle i widać było po nas, że nie możemy się doczekać. Jack i Barney Harris czekali na nas na dole. Mój wzrok skupił się na Jacku, który uśmiechnął się szeroko na mój widok i mimowolnie odwzajemniłam uśmiech. On też wyglądał przyjemnie, w odświętnych szatach z niebieskimi akcentami. Poczekaliśmy jeszcze chwilę na Simona, który wziął ze sobą jakąś młodszą dziewczynę, Deborę. Razem wyglądali całkiem ładnie, więc byłam w stanie wybaczyć głupotę bijąca z jej oczu.

Wychodząc z naszej wieży zobaczyłam Lunę Lovegood, ubraną w różową sukienkę, niecodzienną, ale miłą dla oka. Nie przyjaźniłam się z nią, ale lubiłyśmy się. Pomimo tego, że miała wiele niedorzecznych poglądów, to i tak darzyłam ją sympatią za ciekawe pomysły i otwartość. Nawet Luna wyglądała pięknie. Całą szóstką udaliśmy się do wielkiej sali.

Bal otworzył walc, który zaczęli uczestnicy turnieju. To wszystko wyglądało tak bajkowo... W końcu natknęłam się na Mayę, która była z... Malfoyem? O matko. Wiedziałam, że się lubią, są razem w drużynie i w ogóle, ale no kurde. Nigdy nie przepadałam za gościem. Westchnęłam cicho, podchodząc do nich sama, bo Jack poszedł z kimś porozmawiać. Nie mogłam jednak udać, że nie prezentowali się świetnie. Od razu było widać po nich, że są częścią arystokracji, a także Domu Węża. Miałam nadzieję, że ja sama prezentuję się równie imponująco.

- Cześć, Mayu! - przytuliłam się do niej, kiedy tylko mnie zobaczyła. Odniosłam wrażenie, że dobrze się bawiła.

- Hej, Ana, nie mogłam cię znaleźć! Nie uwierzę, jeśli powiesz, że nie jesteś zadowolona z tych fantastycznych dekoracji! - uśmiechnęłam się szeroko.

- Wiesz, spędziliśmy nad nimi prawie cały dzień, więc miło mi, że się wam podobają... W ogóle, cześć Draco. - powiedziałam miło, bo nawet jeśli kogoś nie lubiłam, to starałam się zachowywać przyzwoicie. Blondyn uśmiechnął się nieznacznie i kiwnął głową, po czym wymamrotał jakieś powitanie i dodał, że sala wygląda naprawdę nieźle.
Podziękowałam mu, chociaż nie byłam pewna, na ile procent szczere były te słowa, ale w końcu...i taki komplement jest dobry od księcia Slytherinu, czyż nie? Usłyszałam sarkastyczny głosik w mojej głowie. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. - Musimy koniecznie razem potańczyć, ale wiesz, kiedy będzie lepsza muzyka. Słyszałam, że potem mają grać Fatalne Jędze! - pisnęłam, bo pomimo tego, że generalnie byłam fanką mugolskiej muzyki, to od zawsze słuchałam Jędz. Zresztą często z Mayą, więc wiedziałam, że i ona będzie podekscytowana. Zobaczyłam, jak Malfoy ukradkiem przewrócił oczami, ale po prostu to olałam. Oczy Ślizgonki rozbłysły.

- Pewnie! Znajdziemy się, pewnie pod sceną! - zaśmiała się, na co skinęłam głową.

-Dobra, to znajdę cię później. - Przyjaciółka zgodziła się, a ja wróciłam do mojego grona znajomych.

Bal toczył się w najlepsze, sama byłam już mocno zmęczona, bo kilkoro Gryfonów (choćby Fred i George) przemycili jakąś ilość alkoholu, którą "niektórzy" spożyli, ale sam taniec również zabierał sporo energii. Znowu zgubiłam Jacka, ale jakoś bardzo się tym nie przejmowałam, bawiłam się naprawdę świetnie! Zaraz miały grać Jędze, więc planowałam odszukanie Trevelyn, Evy i Bay, ale najpierw chciałam wyjść na chwilę na korytarz, żeby zaczerpnąć odrobiny świeżego powietrza. Po chwili postanowiłam jednak wyjść jeszcze dalej, wiedząc, że na błoniach były te wszystkie dekoracje, wszechobecny śnieg i ogólna, magiczna atmosfera. Myślałam o tym, jakie to wspaniałe święta, bałam się wręcz, że to sen.
Ale nie długo.
Dosłownie zaraz koło wyjścia zobaczyłam Jacka obściskującego się z inną dziewczyną. Od razu ją rozpoznałam. Cynthia, chyba należała do Gryffindoru, bo miałam z nią runy. Tej burzy rudych loków nie dało się pomylić z innymi.
Czując jak moje gardło się zaciska, a oczy napełniają łzami, niewiele myśląc, podeszłam do nich szybkim krokiem. Dłonie same zacisnęły mi się w pięści.
Zdążył mnie zobaczyć dosłownie sekundę przed tym, jak mój sierpowy dosięgnął jego szczęki. Bolało. Raczej nigdy się nie biłam.

- Co ty sobie do cholery wyobrażasz?! - wrzasnęłam do niego, za wszelką cenę usiłując się jednak nie rozpłakać. Skupiłam całą swoją złość na nim, bo Cynthia mogła nie wiedzieć. Chociaż z drugiej strony trudno było mi w to uwierzyć.

- Wiesz, Ana, uspokój się, to nie tak jak myślisz... - wymamrotał, na co parsknęłam.

- Nie odzywaj się do mnie! - Odwróciłam się na pięcie i pobiegłam z powrotem w stronę zamku.

Naprawdę nie chciałam płakać. I tak musiałam wrócić do Wielkiej Sali, więc jedną ręką ocierałam łzy i zakrywałam twarz, a drugą otwierałam drzwi. Usłyszałam jak ktoś mówi przez mikrofon, że Jędze pojawią się na scenie za 10 minut. Świetnie, przez to wszystko nie zostanę przecież na koncercie. Wróciłam na swoje miejsce, na którym zostawiłam torebkę i na szczęście nie udało mi się zwrócić na siebie niczyjej uwagi, chociaż łzy płynęły już dosyć mocno. Ruszyłam do wyjścia, ale po drodze na kogoś wpadłam. Tym kimś był Malfoy.

- Przepraszam... - bąknęłam, usiłując go wyminąć. Jednak tuż obok stała Maya. Rzuciła mi pytające spojrzenie, a Draco odszedł kilka kroków, za co byłam mu teraz bardzo wdzięczna.

- Jack... On... I Cynthia... Na dworze... - Udało mi się tylko wykrztusić, bo gardło znowu zaczęło mi się zaciskać.

Heavy // with Draco MalfoyOnde as histórias ganham vida. Descobre agora