31

3.3K 175 11
                                    

Wiedziałam, że nigdy nie zapomnę ostatniego meczu pomiędzy Slytherinem i Gryffindorem - wygraliśmy Puchar Qiudditcha, to prawda, ale to nie było łatwe... Na początku szło jak po maśle, mieliśmy znaczną przewagę nad lwiątkami. Kiedy właśnie wykonałam, z góry pod ostrym kątem, precyzyjny rzut do środkowej obręczy przeciwników, usłyszałam krzyk wielu kibiców; z początku myślałam, że to reakcja na moją udaną akcję, lecz szybko odrzuciłam ten pomysł, gdy odwróciłam się z zamiarem powrócenia na środek boiska. Ze strachem w oczach patrzyłam na dziejącą się sytuację - Florian, nasz kapitan, właśnie osuwał się po całej długości lewej obręczy, wyglądało na to, że stracił przytomność... Od razu przypomniała mi się sytuacja z treningu i Alice, ale niestety, tym razem nie byłam wstanie mu pomóc. Za późno dostrzegłam problem. Wszystko działało się tak szybko. Obserwowałam opadające ciało chłopaka, jeśli nikt niczego nie zrobi, Ślizgon może mieć uszczerbki na zdrowiu do końca życia. Chciałam coś zrobić, cokolwiek, ale czułam się bezsilna, lecz na szczęście w ostatnim momencie, gdy Florian był już tylko kilkanaście centymetrów nad gruntem zatrzymał się gwałtownie i po niecałej sekundzie opadł na ziemię bezwładnie - ktoś zdążył mu pomóc, w taki sposób, że przynajmniej nie złamie każdej kończyny... Rozejrzałam się za wybawicielem, ale zamiast niego moją uwagę przykuła szczerząca się ścigająca Gryffindoru, wspomniana wcześniej Alice Milce. Wkurzyłam się, nie ma co. Podleciałam do niej, krzycząc:

- Cieszy Cię, to, że ktoś poprawił Twoją robotę z treningu?! Co, Milce?! Masz nadzieję, że teraz wygracie tak?!

- I tak i nie! - odkrzyknęła z satysfakcją. Prychnęłam wściekła.

- Co to do cholery ma znaczyć, Milce?! - zapytałam, zaciskając mocniej palce na trzonku miotły.

- A to, parszywa Ślizgonko, że nikt nie musiał po mnie poprawiać! - syknęła, a ja spojrzałam na nią jak na wariatkę, nie wiedząc co może mieć na myśli. - To znowu ja mu przywaliłam! - zawołała i zarechotała, wymachując mi pałką przed oczami. Dopiero teraz zwróciłam na to uwagę, Milce jest ścigającą, nie używa pałki... nie powinna jej mieć.

- Ty przebrzydła, mała... - nie dane mi było dokończyć, bo usłyszałam donośny gwizdek mówiący, że gra, po usunięciu przeszkód (bezwładnego ciała McCommora) zostaje wznowiona.

- A co drugiego, tak, myślę, że teraz wygramy, skoro nie macie już tego swojego niezawodnego - wypowiedziała to słowo sarkastycznie - obrońcy. - dopowiedziała, jakby w ogóle nie słyszała mojej wcześniejszej, niedokończonej wypowiedzi. Uśmiechnęła się jeszcze ironicznie zanim poleciała do reszty swojej drużyny.

- Bole, Pucey, Flint i Derric! Kiedy tylko jesteście w pobliżu obręczy, bronicie rzutów! Ale nie za wszelką cenę! Skupiamy się na ataku! Nie damy tak sobą pomiatać! - wrzasnęłam do kumpli, nie obchodziło mnie w tym momencie, że to Flint jest zastępca kapitana i to on powinien coś zaradzić na nasz "problem", byłam wściekła i nabuzowana, czułam chęć zemsty na tych pieprzonych oszustach, wzięłam sprawy w swoje ręce.
Ja rozumiem ostrą grę, ale nie nokautowanie zawodnika przeciwnej drużyny z premedytacją i to w dodatku kiedy akcja nie toczy się w jego pobliżu! O nie, kuna! Tego już za dużo!
W kolejne dwadzieścia kilka minut wynik zmienił się diametralnie z siedemdziesięciu do dziesięciu na sto do dziewięćdziesięciu... nadal wygrywaliśmy, ale przez tę głupią zasadę, że nie można zamieniać zawodnika w trakcie gry, nasze szanse na pewną wygraną z każdą chwilą malały. Nie traciliśmy determinacji, o nie, nie, nie, co to, to nie! Ślizgoni się nie poddają! Ale nieobecność kapitana zasiała nam w głowach niepewność... mieliśmy szczęście, że obrońca Gryfiaków, Oliver Wood miał wtedy wyjątkowo złą formę, jako tako wyrównywało to nasze szanse.
Wtedy po szybkim podaniu do Adriana, który miał wraz z Marcusem przeprowadzić niezawodną akcję tuż przy obręczach przeciwników, dojrzałam Milce podlatującą do mojego brata z zamiarem wyrwania mu pałki. Tego już było za wiele, znowu chciała perfidnie oszukiwać i jeszcze do tego wykorzystać mojego brata. Mike się jej nie dał, więc kolejnym jej celem był drugi pałkarz, jeden z bliźniaków Weasley.

Heavy // with Draco MalfoyWhere stories live. Discover now