13

4.6K 209 24
                                    

- To jak to było? - zapytała Eva zanim zdążyłam się wygodnie rozsiąść. Super, są wszyscy, którzy są dla mnie ważni... Powiem to tylko raz i będzie z głowy.

***

Unikałam Blaise'a jak ognia. W sumie, to przecież przezywają go Diabeł (tak, to moja zasługa... ale to było zanim zerwaliśmy), czyli ogień piekielny to dla niego chleb powszedni. Eh, teraz cokolwiek on zrobi, czy powie, to denerwuje mnie nawet bardziej niż Ciotter z Filchem w jednym. Kilka razy próbował ze mną porozmawiać... Nigdy się to dobrze nie skończyło.
Był kolejny "atak". Tym razem ucierpiała jakaś Krukonka, prefektka. Zmieniono godzinę ciszy nocnej na wcześniejszą i odwołano nocne zajęcia z astronomii.

W dzień moich trzynastych urodzin nie dałam się zaskoczyć tak, jak to zrobiłam rok wcześniej. Wstałam około piątej rano. Szybko się umyłam i bardzo ciepło ubrałam. Do kieszeni płaszcza wsadziłam MP3 i trochę słodyczy z świąt (które jakimś cudem jeszcze przetrwały), i udałam się na błonia. Miałam ochotę na coś ostrzejszego... Bo już nie czułam smutku, czy żalu. Czułam się niepewnie, a raczej po prostu nie byłam pewna. Dlatego Mudvayne był idealnym wyborem. Dało powera i odrzuciło napięcie. Byłam gotowa do powrotu. Do powrotu do ludzi.

- Gdzie Ty byłaś?! Od godziny wszędzie Cię szukamy! - zawoła w moją stronę Ana, kiedy tylko weszłam spowrotem do szkoły.

- Tym razem, to ja chciałam Was zaskoczyć! - odparłam rozpromieniona. Podbiegłam do niej, chwyciłam za rękę i pociągnęłam w stronę pokoju wspólnego Ślizgonów. - No to dawaj! Pokazuj mi co tam dla mnie macie! - biegłyśmy, zwijając się ze śmiechu. Brakowało mi tego.

Blaise'a nie było, ale zostawił dla mnie pakunek - krawat z broszką, który dostał ode mnie na swoje urodziny i karteczkę:

Przepraszam. Pewnie chcesz to spowrotem. Będę cieszył się Twoim szczęściem.
Diabeł.

Chwyciłam krawat, roniąc łzę i pobiegłam w stronę dormitorium chłopaka. Ktoś próbował mnie powstrzymać, ale nie odwracając wzroku, odpowiedziałam tylko:

- Zajmę się tym sama on nie martwcie się, pospiesze się. Czekajcie na mnie z tortem.

Zapukałam delikatnie, po czym uchyliłam drzwi, wsuwając głowę w szparę, pytając sucho:

- Mogę na sekundkę? - Zobaczyłam przerażenie w oczach chłopaka i już myślałam, że odmówi, ale w chwili kiedy chciałam już zawrócić, przytaknął. Weszłam, zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam na czyimś łóżku na przeciwko Diabła. - Nie, nie chce tego z powrotem. Chcę żebyś Ty to miał. - wyciągnęłam rękę z "podwójnym prezentem".

- Ale... - zaczął, ale nie dałam mu skończyć.

- Chociaż nas już nie ma... - skrzywił się i spuścił wzrok w dół. - To nie oznacza, że nas nie było. Chcę żebyś miał jakąś pamiątkę. - spojrzał na mnie, uśmiechnęłam się. - To było dobre i miłe Blaise, ale po prostu się skończyło... - wziął swoją własność.

- Dobrze. Dziękuję. - szepnął, abym nie usłyszała, że załamuje mu się głos. Nie ja powinnam go teraz pocieszać, bo sobie biedaczek nadzieję zrobi. Wstałam i na pożegnanie rzuciłam tylko cichutko:

- Trzymaj się.

***

Złączyliśmy dwa stoły w bibliotece. Eva, Ana, Bay, Natalie, Simon, Johny i ja postanowiliśmy od tej środy co tydzień do końca roku spotykać się i wspólnie uczyć do egzaminów końcowych. Jak na naukę było naprawdę przyjemnie; czasami ktoś zarzucił jakimś żartem. Ci, którzy czuli się na siłach w jakimś przedmiocie pomagali tym, którym szło gorzej, nie zabrakło również praktyki.
Wyszłam pierwsza, bo byłam strasznie głodna, a kolacja miała być za parę minut. Reszcie się tak nie spieszyło, bo Snape ich nie zatrzymał po lekcji, dzięki czemu zdążyli na obiad w odróżnieniu ode mnie. Na parterze spotkałam Mike'a i jego kumpla:

- Hej, braciszku! Hej, Chester! Co tam u Was? - przywitałam się.

- To jest Twój brat? - usłyszałam za sobą jakiś męski głos, nie kojarzyłam go. Zanim zdążyłam jakkolwiek zaareagować, mój brat w jednej sekundzie podniósł rękę z różdżką i krzyknął:

- Expelliarmus! - zaklęcie świsnęło mi kilka centymetrów od twarzy. Już miałam pytać się brata co mu odwaliło, ale usłyszałam dźwięk upadającej osoby i różdżki na posadzkę. Obróciłam się. Leżał tam McCommor.

- Co Ty robisz, Florian?! - zapytał ostro Mike.

- Zemsta, zasrany Gryfonie. Skoro nie mogę udupić Ciebie, zajmę się Twoją małą siostrzyczką! - wykrzyczał ze złości.

- Zginiesz, McCommor! - ryknął mój brat i szybkim krokiem zaczął się zbliżać w stronę Ślizgona.

- Stój! Sama się tym zajmę. - powiedziałam stanowczo. - Trzymaj go Chester. A Tobie, Mike, dzięki. Jestem wdzięczna, ale ten gnój nie może myśleć, że nie umiem sama się bronić. Podeszłam do leżącego chłopaka. Pochyliłam się nad nim. - Nie pozwalaj sobie! - kopnęłam go w twarz, łamiąc mu przy tym nos. Flo zawył z bólu. - Przyjrzyj mi się! Tak wygląda Twój nowy wróg. - wysyczałam i odwróciłam się w stronę Wielkiej Sali.

- No nieźle, Mayka! Pierwszy raz widzę dumę w oczach Twojego brata. - pochwalił mnie kumpel Mike'a. Uśmiechnęłam się do nich i zniknęłam za drzwiami.

***

Szczerze, śmieszą mnie te spojrzenia Floriana; wściekłość i respekt w jednym. W sumie nie jest taki zły. Po prostu nie umie się pogodzić z porażką z Gryfonem. A poza tym, nie powinnam mu się już więcej narażać, bo jest kapitanem drużyny Ślizgonów w quidditchu, do której chcę przystąpić w przyszłym roku. Z drugiej strony, dzięki temu brutalnemu zdarzeniu nie nienawidzimy się z bratem aż tak bardzo jak wcześniej.

Heavy // with Draco MalfoyWhere stories live. Discover now