8

6.5K 248 82
                                    

- To co, Maya, idziemy? - zapytał mnie Zabini tuż po tym, jak zapukał w uchylone drzwi do mojego dormitorium.

- Och, Blaise, wybacz, ale nie mogę. - powiedziałam ze smutkiem w głosie.

- Co?! Ale dlaczego... Przecież byliśmy umówieni, mieliśmy spędzić razem całą niedzielę. - Zauważyłam, że był lekko poirytowany.

- Wiem, wiem, przecież nie zapomniałam. Niestety, kiedy już miałam wychodzić, usłyszałam rozpaczliwe miauczenie Mikiego. Zachorował. - udawałam zrozpaczoną, ale tak naprawdę byłam niezwykle wkurzona. Ta tępa Pancy zostawiła jakieś resztki jedzenia na podłodze! A tyle razy prosiłam, żeby żadna z dziewczyn tego nie robiła, bo mój kot nie może jeść byle czego!

- Aha, czyli kot jest ważniejszy ode mnie? - zadając to pytanie zrobił taką minę, że miałam ochotę mu solidnie przyłożyć.

- Cholera, Zabini! Ty się potrafisz sam sobą zająć, a zwierzę? raczej nie, co? I to w dodatku chore zwierzę? Pewnie, że wybiorę teraz opiekę nad pupilem niż migdalenie się i wałęsanie z Tobą po szkole! Czego Ty ode mnie oczekujesz!

- Czego?! Może tego, żebyś poświęcała mi chociaż trochę uwagi! A nie tylko Ci Twoi przyjaciele-srele! - wygarnął mi.

- Ha! Wiedziałam! Tu w ogóle nie chodziło o Mikiego. Okłamałeś mnie, powiedziałeś, że już ich polubiłeś, ale teraz widzę... Przecież wiesz, jak bardzo jest dla mnie ważna moja ekipa. - Nie dam mu się tak łatwo. - I jeszcze ta Twoja chora zazdrość. - Wstałam z łóżka, odkładając delikatnie mojego pupila na poduszkę i podeszłam do niego z prędkością światła. Trzymałam palec wskazujący centymetr przed jego twarzą i dodałam: - Tak się nie będziemy bawić. Nie będę wybierała pomiędzy Wami, nigdy! - zamilkł na chwilę.

- Nie to miałem na myśli... Maya, ja...

- Skończ! Mówisz jedno, myślisz drugie. Nie chcę mi się teraz tego słuchać. - stanowczo mu przerwałam.

- I co teraz mam zrobić? - zapytał zmieszany.

- Najlepiej wyjdź. - odpowiedziałam, wypychając go lekko za drzwi, po czym je zamknęłam. Wypuściłam głośno powietrze i rzuciłam się na łóżko.

- Widzisz? Coraz częściej tak jest. Nieistotne powody i wielka draka. Powoli zaczynam mieć dość... Uwielbiam go: jest miły, opiekuńczy, zabawny, ale ostatnio coś się knoci. - oznajmiłam Mikiemu, który skomentował to mruknięciem.

***

- Hej, Eva! Założę się, że zjem więcej dyniowych pasztecików niż Ty.

- Ach tak, Trevelyn? Zobaczymy! Przyjmuję zakład. - Shawn była tak pewna swojej wygranej, że zapomniała, że przed chwilą zjadła dwie piersi z kurczaka i tartę bananową, a ja dotychczas zdążyłam się tylko napić soku.

- Stawiam galeona na Owieczkę! - zawołał Simon ze stołu Krukonów. Ana, która siedziała obok niego od razu stanęła za mną murem, krzycząc:

- Oj nie wygłupiać się, Dave. My z Efron stawiamy na Mayę po dwa galeony!

- Potwierdzam. - dopowiedziała Bay.

Zabrałyśmy się z Evką za jedzenie. Kątem oka widziałam Zabiniego spoglądającego na mnie z tęsknotą. Jeszcze się nie pogodziliśmy... Kurde, nawet teraz? Kiedy wpycham sobie trzy paszteciki do buzi naraz? Chyba serio było mu głupio za tę kłótnię w dormitorium...

- Pasuję... - wymamrotała Shawn po przełknięciu dziewiątego paszteciku.

- Tak?! Nie uznam tego dopóki tego nie powiesz. - oznajmiłam, oblizując palce u lewej ręki.

- Ale co mam powiedzieć?

- Oj, oj, Ty już dobrze wiesz. - odparłam chwytając za kolejną przekąskę, moją dwunastą.

- O matko! Ale się uwzięłaś - prychnęła. - No dobra... Maya Trevelyn pokonała mnie, Evę Shawn w zawodach w jedzeniu, pasuje? - złapała się rękami za brzuch.

- Jak najbardziej, moja kochana. - puściłam jej oczko, po czym zjadłam ostatniego, trzynastego pasztecika. Na dzisiaj ewidentnie koniec z jedzeniem.

Po dziesięciu minutach wszyscy byliśmy już w drodze do swoich dormitoriów, gdy nagle ludzie zatrzymali się na środku korytarza. Po chwili dało się słyszeć jakieś panicznie krzyki. O co chodzi? Podeszłam bliżej, ciągnąc Natalie za nadgarstek. To, co zobaczyłyśmy sprawiło, że wstrzymałyśmy oddech - między dwoma oknami na ścianie nabazgrane były wielkimi literami słowa, migoczące w świetle marnej pochodni:

KOMNATA TAJEMNIC ZOSTAŁA OTWARTA. STRZEŻCIE SIĘ, WROGOWIE DZIEDZICA.

Były napisane krwią. Nikomu nie było do śmiechu. I nagle kolejny przeraźliwy krzyk:

- To kotka Filcha, Pani Norris! - załkała nasza "ulubiona" Parkinson. Zwierzę było przyczepione do pochodni za ogon. Nie ruszało się.

***

Właśnie zasypiałam, oparta głową o bark Blaise'a na najnudniejszym przedmiocie w historii Hogwartu, czyli historii magii, kiedy stało się coś niezwykłego. Ktoś się zgłosił, przerywając tym wykład profesora Binnsa.

- Proszę, panno...

- Granger. - no tak, to mogła być tylko Hermiona. Już miałam znowu przymknąć oczy, bo byłam przekonana, że dziewczyna zada pytanie dotyczące tematu, ale nie.

- Czy mógłby nam Profesor opowiedzieć coś na temat Komnaty Tajemnic? - usłyszałam i automatycznie usiadłam prosto jak struna. Czy ona naprawdę spytała o komnatę? Byłam w szoku.

- Wykładam historię magii - powiedział sucho. - Zajmuję się faktami, a nie jakimiś mitami czy legendami. - Tym zdaniem chciał zakończyć swoją wypowiedź na ten temat i powrócić do wcześniejszej paplaniny, ale tę Gryfonkę nie tak łatwo było uciszyć. Wiedzieli o tym wszyscy, no, najwidoczniej oprócz pana Binnsa.

- Panie Profesorze, ale czy legendy przypadkiem nie opierają się na faktach? - Dobre. Zaczynałam ją lubić.

- No cóż... Zgadza się, ale - No pewnie, że jest jakieś "ale", ehh, czy on serio myśli, że jakoś z tego wybrnie? - legenda, o której wspomniałaś, jest głównie sensacją, wręcz niedorzeczną opowieścią. - Zamilkł, nie chciał już o tym mówić, ale kiedy zobaczył, że po raz pierwszy wszyscy go uważnie słuchają, kontynuował. - Niech no pomyślę... - bla, bla, bla coś o czterech założycielach naszej szkoły - Doszło do sporu między Salazarem Slytherinem i Godrykiem Gryffindorem, który dotyczył nauki magii mugoli, w wyniku którego założyciel Domu Węża opuścił zamek - zacisnął wargi. - To tyle jeśli chodzi o godne zaufania źródła historyczne w tej opowieści.

- Ale co z tą komnatą? - zapytałam zniecierpliwiona.

- Właśnie do tego dążyłem - Ta jasne, bo Ci uwierzę pomarszczony żółwiu. Westchnął. - Wokół owych wiarygodnych faktów powstała fantastyczna legenda o Komnacie Tajemnic. Zgodnie z nią Salazar miał zbudować w zamku tajemną komnatę, o której nie wiedzieli inni założyciele Hogwartu. Legenda mówi, że zapieczętował ją magicznym zaklęciem, tak, że nikt nie może jej otworzyć, dopóki w szkole nie pojawi się jego prawdziwy i prawowity dziedzic. Tylko ów dziedzic może przełamać pieczęć czarów, otworzyć Komnatę Tajemnic, uwolnić uwięzioną w niej grozę i oczyścić szkołę ze wszystkich, którzy nie są godni, by studiować magię. - skończył. Jedyną reakcją, na jaką było nas stać po takich... Hmmm... Mocnych słowach, było maksymalne wybałuszenie oczu, na które nauczyciel zareagował:

- Ale oczywiście, to wszystko, to zwykły mit! Nie macie czego się obawiać. - uśmiechnął się blado.

Heavy // with Draco MalfoyWhere stories live. Discover now