- Rozumiesz.. jeśli wygramy turniej, to będzie trzeba opublikować " Drogę do La Liga"..

- Nie dopuszczam do siebie myśli, że to nam nie wyjdzie.

- I tak trzymaj brachu. - klepie mnie po ramieniu i tanecznym krokiem odchodzi w kierunku swojej szafki.

Wzrokiem wracam do smartfona, gdy czuję lekkie wibracje.

" Gratulacje braciszku. Cała Madera jest z tobą! "

Gdy czytam wiadomość od Katii myślami uciekam daleko, daleko stąd. Czyli tam, gdzie aktualnie przebywa moja starsza siostra. Na rodzinnej wyspie. Tamtejsi ludzie są prości. Cieszą się nawet z najmniejszych blachostek. Są dumni ze swojego rodaka - ze mnie. Tylko że ja nie jestem tego godny. Jeszcze nie teraz. Może już niedługo.. może.

Z zamyślenia wyrywa mnie hałas wywołany przybyciem trzech Los Blancos z łazienki. Podnoszę głowę z nad telefonu i lekko zamglonym wzrokiem spoglądam w ich stronę.

- Crisztiano, twoja kolej! - Marcelo podchodzi do mnie i przybija ze mną sztame. - Startuj, wiem że tylko na to czekasz.

- Dzięki za pozwolenie.. nianiu. - droczę się z nim czochrajac jego jeszcze ciepłe afro od suszarki.

Zabieram ręcznik i resztę potrzebnych gratow do kąpieli z szafki. Szurajac klapkami powoli udaję się do łazienki. Otwieram drzwi do pomieszczenia i od razu zalewa mnie fala potu. Pary tu w chuj, a skwar jak na sacharze. Przecieram czoło wierzchem dłoni, uważając na malutki szew nad łukiem brwiowym. Rozglądam się niepewnie po łazience w poszukiwaniu wolnego prysznica. Większość jest zajęta, ale po czasie jaki się już myja wnioskuję że kończą.

Po chwilowym zamyśleniu w oczy rzuca mi się kabina w kącie. Idealna. Zazwyczaj wybieram te na uboczu.. chyba że nie mam wyboru to nie wybrzydzam z tych środkowych. W tej sytuacji biorę to co dają.

Gdy podchodzę bliżej, a para w okół już nieco opadła zauważam, że jest w miarę czysta. Nie ma jakiś zachlapan ani niczego w tym stylu.. ciekawe co za czyscioch się tu myl.

Stojac przed lustrem ściągam przepoconą koszulkę i podkoszulek. Ręką sięgam powoli w stronę dużego plastra w okolicy żeber. Jest okropny, niewygodny.. i chyba mi już nie potrzebny. Szczególnie pod wodą. Powoli zdzieram opatrunek zaciskając zęby. Nie wiem czym to było wysmarowane.. Super glue?! W każdym razie przyssalo się do mnie niczym napalona małolata. Bez tego czegoś jest o wiele lepiej, ale i tak widok małych szwów przyprawia mnie o dreszcze. Dobrze ze nie są w jakimś widocznym miejscu, ale i tak mnie denerwują.

Zostawiając górne partie ciała, przechodzę do tych dolnych. Jednym ruchem zrzucam z siebie korki, getry i spodenki, zostając w  samych bokserkach. To samo robię z usztywnieniem na nodze, które chyba nie jest niezbędne. Jakoś sobie bez niego poradzę, z resztą jak już nie raz.

Moja ręką zjeżdża w dół, a mój palec haczy o gumkę w bokserkach, by je zdjąć, kiedy coś mnie powstrzymuje.

- Siiiiiiiiiiiiiii!- Z oddali dochodzi do mnie głośny krzyk, stlumiony ścianą i szumem wody. Chłopaki pewnie jak zwykle wiwatuja na cześć bohaterów meczu (czyli całej kadry). Śpiewają imiona zawodników i robią ogólnie hałas. No ale gdy nadchodzi pora na mnie to zawsze słychać tylko jedno. Mój okrzyk zwycięstwa stał się również przedrzeznieniem. Jakby to Marcelo powiedział: mówi się trudno amigo.. za sławę trzeba płacić.

Gdy jestem już zupełnie nagi wchodzę do kabiny i odkrecam zimna wodę. Chłodne struzki spływają po moim ciele elektryzujac każda jego komórkę. Niska temperatura drażni się z moją skóra powodując gesia skórkę i tym samym mnie pobudza. Głowę unosze do góry tak, by woda spływala mi centralnie na twarz. Ręką przeczesuję włosy, by ich kosmyki nie spadaly na czoło. To jest to.. właśnie tego uczucia mi brakowało odkąd wszedłem na stadion.

Jestem kim jestem, i nic tego nie zmieni...Where stories live. Discover now