49.

104 9 5
                                    

Żwawym krokiem przechodzę przez stadion skutecznie omijając watahy hien. Czasem znajomość skrótów na serio się przydaje. Dzięki temu na boisko dotarłem w nie całe 3 minuty.

Truchtem wychodzę z tunelu witany oklaskami. Ręką wykonuję gest jakbym dociskal coś do ziemi, czyli moje słynne ucuszenie publiczności.
Niech Madridistas lepiej się zajmą meczem, a nie mną.

Idąc w kierunku ławki rezerwowych spoglądam na telebim z czasem i wynikiem. 5-2! No nie źle! Do końca podstawowego czasu jeszcze 5 minut. Zerkam szybko na boisko. Na pierwszy rzut oka nasi wydają się być wypoczeci jak po wakacjach a Osasuna ledwo truchta! Genialnie! Chyba jedyny plus dzisiejszego dnia, który i tak zaczął się fatalnie. Czy można ogłosić upadek "wielkiego" Cristiano Ronaldo? Szczerze nie mam pojęcia. Piłkarsko nic mi nie brakuje, ale jako partner, syn, ojciec czy nawet przyjaciel jestem beznadziejny.

Podchodzę do Zidanea i klepiąc go krzyczę w kierunku drużyny:
- Dalej! Na prawo! - trener jakby czytał mi w myślach pokazuje gest, który ma oznaczać że właśnie po prawej zrobi się pusto.

- Jak się czujesz? - pyta po cichu Francuz zakrywajac swoje usta dłonią by nikt nie wyczytał z ich ruchu co mówi.

- Lepiej, niż wygladam. - odpowiadam z usmieszkiem stosując taktykę zakrytych warg. Jeszcze raz podskakuje w miejscu by rozgrzać trochę zastałe mięśnie i zagrzac kolegów do walki i udaje się do niegrajacych piłkarzy Los Blancos.
Nastepnie siadam na ławce obok zmienionego już Kroosa.

- Zajebiscie dużo Cię ominęło. Marcelo wstrzelil się drugi raz z woleja a Asensio z karniaka..

- O nie! - zaczynam z ironia. - Zabierze mi tytuł Penaldo! - po tym zaczynam się śmiać jak to mam w zwyczaju robić z siebie.

- A tak w ogóle, bo nie zacząłem od najważniejszego.. Jak.. - W tym momencie przerywa mu głos komendatora.

ZMIANA W DRUŻYNIE KRÓLEWSKICH. SCHODZI MAR.. - gościu podpuszcza kibiców.

- celo!! - publiczność dokancza.

NA JEGO MIEJSCE WCHODZI FÁBIO..

- COENTRÃO!!

Od razu po tym zmieniony Brazylijczyk z rozpędu chwyta bidon z piciem i podbiega w moją i Toniego stronę.

- Ron!..opsrancu mój! Ja się czujesz? - mówi całkiem zdyszany zmieniając klubowa koszulkę na czystą i siadając obok nas, zakładając nogę na nogę i opierając je o oparcie jednego z siedzeń przed nami. Muszę przyznać że siedzenie w drugim rzędzie ma swoje plusy. Oparcie na nogi i jesteś zakryty przed kamerami.. no dobra tylko kawałek. Ale i tak się liczy!

- Właśnie o to miałem pytać. - Kroos uśmiecha się zadziornie drapiac się po podbródku.

- Dobrze. Normalnie. - odpowiadam masując z nudów kolano.

- Stop. Możesz mniej szczegółowo? Bo nie mogę przyswoić tylu informacji na raz. - Swój wywód zaczyna Marcelo. Weźcie go ode mnie, błagam.

- O Boże.. . Tylko pozszywali mi kilka dziur i opatrzyli nogę. To tylko wyglądało tak strasznie. - Założyli mi wielgasne usztywnienie na kostkę.. Jak mam się czuć?! Pomyśl chłopie! Połowa treningów mnie ominie!

- Wiesz.. Jak ty to mówisz to na serio nie wiadomo czy to prawda.

- Karolina go tam w tym gabineciku przebadala na pewno dobrze.. - Vieira zaczął się śmiać a za nim Vazquez i reszta ławki. W tym ja.

- Ktoś z zewnątrz zaczął już plotkowac? - pytam z lekkim zdezorientowaniem w głosie. Toni i Marcelo patrzą na mnie tylko pytajaco. - Ogar chłopaki. - zakrywam usta reka. - W sensie o mnie i o Karoli. Przyjechaliśmy razem pod Bernabeu i do tego akcja na boisku..

Jestem kim jestem, i nic tego nie zmieni...Where stories live. Discover now