32.

190 10 7
                                    

W szatni są pustki - jak zazwyczaj. Prawie zawsze kończę trening ostatni, dlatego sam się przebieram. Szybko zmieniam klubowy strój na cywilne ubrania. Zamykam szafkę. Zamknięta. Okej, telefon mam w kieszeni, kluczyki do samochodu rowniez. Reszta gratow jest w torbie. Mam nadzieję, że rozchodze nogę do jutra. W domu fizjoterapeuta się nią zajmie, a ja pójdę wcześniej spać. Może do rana mięśnie dość się zregeneruja.
Wychodząc z szatni staje na chwilę w drzwiach. Patrzę na białą bluzkę z numerem "7" która wisi w gablocie tuż nad moją szafka. Całuję dwa palce a następnie wskazuje nimi w kierunku koszulki. Kiedy mnie już nie będzie, to właśnie ona będzie przypominać o mnie. To właśnie ona była, jest i będzie szatą króla...
Fuck, zapomniałem o włosach. Po treningu na pewno wyglądają jak jedno wielkie nieszczęście. Przed lustrem szybko poprawiam fryzurę. Po paru ruchach ręką uznaje, że nie jest tak źle. I tak jutro fryzjer do mnie zawita.
Idę korytarzem, gdy nagle ktoś kładzie mi rękę na ramieniu.
- Ty jeszcze tu? - mówi Nacho
- Jak widać. - odpowiadam z uśmiechem.
- Gdzie zwial Ci mały tym razem? Pilnuj go, on jest zbyt cenny.
- Mi to mówisz? Spokojna głowa, gdzieś tam biega z dziewczynami.
- Słyszałem że grasz jednak jutro! To zajebiscie stary!
- Ta, ale 50 minut. W tym czasie uda mi się strzelić średnio 3 gole! - mówię śmiejąc się razem z naszym naczosem.
- Nie zatrzymuje Cię dłużej. Leć do dziecka.
- Siema. - żegnam się z nim uściskiem dłoni. Gdy odchodzę parę metrów od niego słyszę wołanie:
- O właśnie! Zajrzyj na Instagrama! - woła za mną. Moja reakcja na to jest gest w postaci uniesienia ręki do góry i pokazanie kciuka. Nawet się na niego nie popatrzyłem. Wiem, że jestem okropny, ale jedyne o czym marzę to położyć się do łóżka.
Gdy tylko widzę w oddali dziewczyny, Zayna, Marcelo i juniora od razu słyszę krzyk:
- A oto i idzie księżna Krystyna!
- Wiesz ze każda monarchinii potrzebuje przydupasa?! Najlepiej żeby wyglądał jak dzikus z Afryki! - odgryzam się pilkarzowi.
- Czuję się jak w przedszkolu. - mówi Oli. - A ty byś się wstydził. Marcelo chociaż przypomina swoich przodków z gatunku homo sapiens sapiens. Ty za to w ogóle nie jesteś do nich podobny. - dodaje w moją stronę.
- Właśnie. - przytakuje jej Marcelo. Co za zdrajca.
- Tak dla sprostowania to jedyne co on ma afrykańskie to fryzurę. Nie chwalił Ci się moimi przodkami? O tym już pewnie zapomniał. Moja babka pochodziła z Afrykii, a dalszą rodzinę mam w Australii.
- Nie chwal się już. Będą chcieli wiedzieć to sobie w internecie poczytaja... propo internetu: wejdź na insta.
- O co wam wszystkim chodzi z tym instagramem? - pytam się. - Nie ważne. Młody trzymaj kluczyki i wejdź już do auta. - rzucam synkowi pilota do Bugatti. - Pójdę tylko się odmeldowac i możemy lecieć.
Wchodzę do gabinetu sekretarki.
- Cześć Cris! Co tak szybko dzisiaj? - pyta się mnie sekretarka.
- Kostka..
- Oł.. słabo.
- Tylko nie odnotowuj tego w komputerze. Samo przejdzie za pare godzin.
- No nie wiem.. Jak coś Ci się stanie jutro?
- Nic mi nie będzie. Zapisz że wychodzę i koniec. - mówię otwierając drzwi by wyjść.
- Cristiano! Chodź tu na chwilę. - woła za mną.
- Tak? - wracam do jej gabinetu.
- Przyszedł do ciebie jakiś list i paczka. Gdy zmieniałam Marike ze zmiany leżały na półce. - kobieta podaje mi dwa przedmioty.
- To wszystko? - pytam się.
- Jeszcze 5 kartonów z listami. Ale nie zawracaj sobie dzisiaj nimi głowy. Nie uciekna.
- Jak wezmę jeden do domu to nic się nie stanie. - mówię podnosząc tekturowe pudło. Ile to waży? 20 kg? Więcej się nie dało, prawda? - Do zobaczycha jutro. - mówiąc to zamykam drzwi nogą z racji tego, że ręce mam niestety zajęte.
- Co tam masz? - pyta się mnie Marcelo
- Karton z listami, jakiś list i paczkę. - odpowiadam
- Daj mi to pudło, zaniose Ci je do auta. Nie przeciazaj teraz tej nogi. - proponuje mi chłopak.
- Umiem o siebie zadbać.
- No właśnie o to chodzi że nie. Dbasz o wszystkich dookoła a o siebie najmniej, nie biorąc pod uwagę wyglądu oczywiście. - on nie byłby sobą, gdyby tego nie dodał.
- Dobra masz, tylko ostrzegam, nie jest za lekkie.
- Ile takie gówno może ważyć. - Piłkarz bierze karton do rąk. - cofam swoje słowa. - mówi szybko odchodząc z kartonem w ręku.
- Macie jakieś plany na jutro? - pytam się pozostałych jednocześnie otwierając kopertę.
- W sumie to nie, a co? - Oli odpowiada za wszystkich.
- Pomyślałem, że możecie wstąpić do Parku Retiro. W lecie jest tam przepięknie. Kwiaty, szum liści.. z resztą co ja wam będę mówił. To trzeba zobaczyć będąc w Madrycie.
- Ja jestem za. Ali? - pyta przyjaciółki
- Chętnie.
- Zayn?
- Dla mnie spoko. - odpowiada chłopak.
- Gdzie to jest? - brunetka zadaje tym razem mi pytanie.
- Wschodnia część Madrytu, 10-15 minut od stadionu autem. Zależy od ruchu. - wyciągam z koperty list. Był adresowany ze Stanów. Papier kredowy, ktoś się postarał. Rozkladam kartkę.

Jestem kim jestem, i nic tego nie zmieni...Where stories live. Discover now