empire state of mind

Start from the beginning
                                    

- No, to opowiadaj – pochylił się ku mnie, opierając łokcie na udach i splatając ze sobą dłonie. – Co tam się działo w wielkim świecie?

Uniosłam brwi ku górze. Będąc w szkole średniej oczekiwałam, że jeśli spotkam kogoś znajomego po latach, to będę już taką szprychą, że na sam mój widok opadnie mu szczena. Będę mieć za sobą pełno sukcesów, a przed sobą kolejne i samo dobre życie. Mogłabym być już zaręczona z kimś pokroju Christiana Greya, może bez tych jego psychicznych pobudek seksualnych.

Tymczasem wszystko ułożyło mi się nie tak, jak chciałam.

Westchnęłam i uśmiechnęłam się krzywo.

- Po części wiesz. A dalej... nic ciekawego.

- Ale pracujesz, nie mieszkasz pod mostem?

Wybuchłam śmiechem. Głośnym, prawdziwym i kiedy nie mogłam się uspokoić, dotarło do mnie, że wcale nie chcę. Nie śmiałam się tak od dłuższego czasu i zapomniałam, jakie to uczucie, kiedy nie możesz nabrać powietrza, a brzuch boli cię tak, jak po solidnych pięćdziesięciu wykonanych brzuszkach. Brunet patrzył się na mnie z naprzeciwka, na marne próbując ukryć swoje rozbawienie. Nawet nie powiedział nic śmiesznego, a ja i tak się śmiałam. Ale przecież Niall t a k i właśnie był i doskonale o tym pamiętałam.

- Dostałam pracę – wymruczałam pod nosem. – Pracuję w jednym z takich wieżowców.

- To tłumaczy twój strój – ponownie zjechał mnie wzrokiem i przechylił głowę na jedną stronę, uśmiechając się kąśliwie. – W ogóle do ciebie nie pasuje ta kiecka.

Wygładziłam sztywny materiał ubrania i wyprostowałam się bardziej, chociaż nie sądziłam, że to w ogóle możliwe. Niall bardziej rozsiadł się wygodnie, nogi miał w lekkim rozkroku, a ramiona zarzucił na szerokie oparcie metalowego krzesła.

Prezentowaliśmy kompletnie dwa inne światy:

Niall – był wyluzowany, śmiał się, w dupie miał maniery i etykietę, trzymał łokcie na stole, gdy jadł zamówione przez siebie ciastko i sprawiał wrażenie, że niczym się nie martwił. Miał na sobie wygodne ciuchy, jego włosy były roztrzepane przez wiatr, na dodatek ten zarost...

Ja za to siedziałam, jakbym połknęła kij. Na sobie miałam obcisłą ciemnoszarą sukienkę, która wręcz topiła się w betonowym mieście. Buty wcale nie były wygodne, cisnęły mnie w palcach i od kiedy tylko je założyłam marzyłam o tej chwili, kiedy będę mogła je z siebie zrzucić. Włosy, które nie sięgały mi ledwo do ramion, jak kiedyś, zostały upięte w dostojnego koka. W uszach kryły się kolczyki imitujące perły, dłonie były wypielęgnowane i pozbawione szpecących, poobgryzanych paznokci. Moja kosmetyczka stanowczo o to dbała.

Zaczęłam się wstydzić tego, jak wyglądam. Po raz pierwszy od lat poczułam, że nie jestem sobą.

- A co z tobą? Co cię tu przywiało? – spytałam. Chłopak już miał odpowiedzieć, kiedy jego telefon rozdzwonił się. Z tylnej kieszeni wyciągnął komórkę i pokazując mi wskazujący palec, co oznaczało, że zajmie mu to tylko minutkę, chwilkę, wstał od stolika i odszedł kawałek. Przez chwilę uważnie słuchał, co ktoś ma do powiedzenia, potem rzucił parę krótkich słów i roześmiał się głośno. Przez chwilę prowadził jeszcze jakąś rozmowę, potem rozłączył się i wrócił do stolika.

- Przykro mi, kochanie – mruknął, dopijając swoją kawę. Nawet nie zajął swojego poprzedniego miejsca. – Ale muszę już lecieć.

- Hej – wstałam za nim, ale on nawet nie zdążył odejść na krok. – Mogę twój numer telefonu? Znaczy... Skoro na siebie wpadliśmy i znaleźliśmy kontakt, warto go podtrzymać.

Niall chwycił mnie za łokieć, przyciągnął delikatnie do siebie, a ja byłam tak tym zaskoczona, że omal nie potknęłam się o własne stopy. Przysunął usta do mojego policzka. Jego zarost podrapał delikatnie moją skórę, a ciepły oddech owiał moją szyję, kiedy cmoknął mnie na pożegnanie.

- Nie zmieniłem go, perełko – mruknął i w sekundę przebiegł ruchliwą ulicę. Pomachał mi z drugiej strony, zanim zdążył zanurkować do czarnego... zaraz. Czy ja dobrze widziałam?

Czy on jeździł...

Porsche Cayenne?

Tego samego dnia, lecz późnym wieczorem, oparta o blat kuchennej wyspy we własnym mieszkaniu, wpatrywałam się tępo w ekran mojego smartfona. Nie miałam zielonego pojęcia, jak powinien wyglądać pierwszy sms wysłany do Horana po tylu latach.

Lola: betonowa dżungla, w której marzenia się spełniają, tu nic nie jest niemożliwe
Jesteś teraz w Nowym Jorku! 

Tęsknił ktoś? 😜

ps nie planowałam drugiej części, ale zaczęłam czytać królewską klatkę i załamałam się tym, że znam mniej więcej zakończenie i musiałam się pocieszyć, bo to kolejna książka, która ciągnie mnie w dół i muszę mieć gdzie się odbić (no i chodziło mi po głowie parę rzeczy, a nie mogłam tego wrzucić do książki, którą od dawna staram się napisać - Ciernie, na moim profilu, autorska 100%, zapraszam serdecznie)

long way home | n. horanWhere stories live. Discover now