- O, hej, Maya. - przywitał się wesoło. Serio, chyba dopiero trafiając na moją rękę ogarnął, że się tu znajduję. - Co mówiłaś? - spytał. Spojrzałam na niego krzywo. - No, sorry, biegłem za chłopakami...

- Wiem. - przerwałam mu. - To teraz nieistotne. - spojrzał na mnie zaskoczony. - Powiedz mi lepiej co Ci się stało w nos. - chłopak sprawiał wrażenie jakby dopiero co sobie o tym przypomniał. Pokręcił głową. - Jest złamany. - stwierdziłam po bliższych oględzinach. - Episkey. - wypowiedziałam zaklęcie, wcześniej wyciągając różdżkę z buta. Blondyn syknął cicho.

- Mogłaś mnie ostrzec. - powiedział z pretensją.

- No tak, wybacz, głupia jestem, że naprawiłam Ci nos. - pokręciłam głową,  rozbawiona jego zachowaniem. - Złamać Ci go jeszcze raz? - zażartowałam. Na jego twarzy zabłądził lekki uśmiech.

- Dzięki. - bąknął.

- Powiesz mi teraz, kto Cię tak urządził? - spytałam, jednocześnie wyjmując chusteczkę z kieszeni bluzy, którą na sobie miałam.

- Granger... - wymamrotał po dłużej chwili. Zachichotałam, pewnie mu się należało. - Śmieszy Cię to? - zapytał jakimś takim śmiesznym tonem. Nie odpowiedziałam, tylko rzuciłam Aquamenti na chusteczkę, którą trzymałam w lewej ręce i bez zastanowienia przyłożyłam ją do twarzy Dracona i delikatnie zaczęłam zmywać mu krew spod nosa. Spiął się pod moim dotykiem. Zaskoczyłam go... Szczerze mówiąc, siebie też. Po prostu zadziałałam. Przedłużałam tę chwilę jak tylko mogłam; blondyn nie odrywał ode mnie wzroku. Gdy nie miałam już czego zmywać, odsunęłam się speszona. Staliśmy w bezruchu przez dłuższą chwilę. Żadne z nas nie widziało, co powiedzieć. Nie dzieliła nas zbyt duża przestrzeń, więc bez problemu czułam jego zapach, co w pewnym momencie przypomniało mi o jego szaliku, który dzisiaj wyjątkowo znajdował się na mojej szyi. Strasznie wiało, a ten w kolorach Domu Węża jak na złość gdzieś wsiąkł gdy akurat go potrzebowałam.

- Twój szalik... - poruszyłam się gwałtownie, chcąc go ściągnąć, czym wyrwałam Dracona ze stanu zamyślenia. Powstrzymał mnie jednym ruchem ręki, kładąc swoją dłoń na mojej.

- Masz lodowate dłonie... - szepnął, bardziej do siebie niż do mnie, po czym spojrzał mi w oczy. - Nie ściągaj go. - powiedział. - Wyjątkowo muszę przyznać, że ktoś inny lepiej wygląda w mojej własności. - rzekł i przywołał na swoją twarz jego słynny łobuzerski uśmiech.

- Dziękuję, z chęcią go zachowam. - odparłam i odwróciłam się od chłopaka, aby podążyć tam gdzie był mój początkowy cel. Jeszcze chwila i zatraciłabym się w tych jego stalowych tęczówkach... Po kilku krokach szepnęłam jeszcze do siebie: - Szkoda, że szalik stracił już swój zapach...

***

Stojąc na pagórku, skąd miałam idealny wgląd na dom Hagrida i jego ogród, zauważyłam znikających właśnie za drzwiami trzech mężczyzn: tego bydlaka - kata, profesora Dumbledore'a i chyba Ministra Magii. Już wiedziałam, że zaraz będę świadkiem czegoś bestialskiego... Kątem oka zauważyłam wychodzącą tylnymi drzwiami chatki Złotą Trójcę. Dobrze, przynajmniej nauczyciel ONMS miał czyjeś wsparcie. Zrozumiałam, że na razie z akcji nici, więc usiadłam tyłem do ogrodu Hagrida, opierając się o pobliski kamień dość dużych rozmiarów. Nie chciałam też natrafić na trójkę Gryfonów, więc skuliłam się, aby nikt mnie nie zobaczył i odpłynęłam do krainy rozmyśleń. Po jakiś ośmiu, może dziesięciu minutach usłyszałam nerwowe skrzeczenia hipogryfa, chwilę potem trzask drzwi i głośne rozmowy mężczyzn. Nie wstałam od razu - nie do końca byłam przekonana, czy chcę widzieć egzekucję. Jednak gdy usłyszałam nerwową wypowiedź ministra:

Heavy // with Draco MalfoyWhere stories live. Discover now