***

Cała w skowronkach zajadałam się jajecznicą, kiedy podszedł do mnie Chester Airey.

- Hej, Ches, co Cię do mnie sprowadza?

- Cześć, młoda. Przyszedłem pogratulować Ci wygranej. - mówiąc to, zrobił lekki ukłon. - I chciałem również Ci przekazać wiadomość od Mike'a.

- A co? Stracił nogi albo mowę, że nie mógł się sam pofatygować? Oczywiście nie mam nic przeciwko temu, że Ty przyszedłeś, zawsze miło Cię widzieć, ale wiesz... Nie widziałam się z nim od kilku dni. Żyje on w ogóle?

- Dzięki, Chas! Bardzo miło z Twojej strony, Ches! - powiedział, udając mój głos, po czym się zaśmiał.

- Och przestań, wiesz, że się cieszę, że mi pogratulowałeś...

- Ech, gdzie zniknął ten szacunek do straszych? - zapytał retorycznie tęsknym głosem. - A co do Mike'a, to tak, żyje i nie jest w żaden sposób upośledzony...

- No chyba, że umysłowo. - wtrąciłam niegrzecznie.

- Pominę. - powiedział groźnie, ale równocześnie puścił mi też oczko, co dało mi znak, że się ze mną zgadza. - Prosił, żebym przekazał, abyś się zjawiła o siedemnastej przy Sowiarni.

- Proszę? Od kiedy on ustala godziny naszych spotkań? Coś się stało? - Airey zbladł i uciekał wzrokiem na boki.

- Nic, nic. Wiesz, muszę lecieć. Powodzenia na lekcjach. Pa. - i już chciał uciec w drugą stronę, ale w ostatnim momencie zdążyłam złapać go za szatę.

- Cheees? Co jest grane? - spytałam ostro. Nie podobała mi się ta sytuacja. - Czy dzieje się coś złego? - chłopak chciał się wyrwać, ale po kilku nieudanych próbach odpuścił. Wziął głęboki wdech i powiedział:

- Młoda! Nie mogę Ci tego powiedzieć, rozumiesz? Zabronił mi. Jest moim przyjacielem... - puściłam go.

- Dobra. - warknęłam. - I tak jestem Ci wdzięczna. Tylko mam jeszcze małą prośbę.

- Tak?

- Przekaż mu, że go zabiję. - Nic już nie powiedział, zaśmiał się i poszedł w kierunku drzwi.

***

- Czaisz, Ana? - zapytałam przyjaciółki, kiedy szłyśmy do niej po lekcjach, aby mogła mi dać notatki z nieszczęsnej nocnej lekcji astronomii. Musiałam poprosić o nie Krukonkę, bo Natalie uważa, że ona wszytko zapamiętuje z lekcji z profesor Batty i nie musi niczego notować. Szczęściara...

- Tak, tak. - mruknęła, nawet na mnie nie patrząc.

- Tak? W takim razie, powiedz mi proszę o czym mówiłam.

- O quidditchu?

- Nie. - powiedziałam z nieukrytą satysfakcją, już wiedziałałam, że dziewczyna coś ukrywa.

- Z czego się tak cieszysz?

- W ogóle mnie nie słuchasz.

- I to jest powód do radości?

- Nie, to irytujące.

- No to?

- No to co? - westchnęła.

- Oj no, z czego się cieszysz?

- Ty mi powiedz.

- Co? - nie odpowiedziałam, tylko popatrzyłam na nią wyczekująco. - Och! No dobra... Chodzi o Murka. - Trafiona!

- Co z nim? - zaciekawiła mnie, bo na wczorajszym spotkaniu nawet o nim nie wspomniała.

- Chyba mi się podoba. - na te słowa klepnęłam się w czoło otwartą dłonią i powiedziałam:

- To odkryłaś Amerykę.

- O co Ci znowu chodzi? - zapytała poirytowana.

- O to kochana, że ustaliłyśmy to już dawno.

- No wieeem. Ale teraz jest inaczej...

- Czyli? - Zaczęła mi wszystko tłumaczyć tak szybko, że aż ledwo byłam wstanie przyswoić informacje wypływające z jej ust.

Po godzinie byłam wolna i pełna informacji na temat każdego szczegółu związanego z Jackiem. Byłam zadowolona - zdobyłam notatki i pozwoliłam przyjaciółce się wygadać, dało się odczuć, że gnębił ją ten temat.
Zostało mi tylko kilka minut do spotkania z bratem, więc stwierdziłam, że nie zdążę odłożyć notatek. Z pomocą różdżki posłałam je prosto do mojego dormitorium i szybkim krokiem udałam się w stronę Sowiarni. Stanęłam pod wieżyczką punkt siedemnasta, ale nigdzie nie widziałam swojego brata. Czyżby to był zwykły żart? Nieee. Wtedy Chester by się tak nie zachował. Nie musiałam się długo zastanawiać, bo kilka sekund później usłyszałam głos, cudowny głos Shawna. Szedł do mnie powolnym krokiem, śpiewając:

When you fall asleep tonight just remember that we lay under the same stars

And hey
I know there are some things we need to talk about

And I can't stay
Just let me hold you for a little longer now

And take a piece of my heart
And make it all your own
So when we are apart
You'll never be alone 

Przy ostatnim wersie dzieliło nas już tylko kilkanaście centymetrów. Uśmiechałam się jak głupia. Kiedy skończył, rzuciłam mu się w ramiona.

- To nie fair, że możesz każdą sprawę załatwić śpiewem. - powiedziałam, udając obrażoną.

- A to czemu? - zapytał, nie wypuszczając mnie z objęć. Wiedział, że udaję.

- Bo ja nie mam niezawodnego sposobu na przeproszenie Cię... - odparłam smutno.

- Jak to? Wystarczy, że się do mnie uśmiechniesz. - szepnął mi wprost do ucha. Przeszedł mnie ciepły dreszcz. Jak on to robi? Nieważne, grunt, że wszystko się ułożyło. Zapamiętałam też sobie, że muszę podziękować bratu. No i Airey'owi.

Heavy // with Draco MalfoyWhere stories live. Discover now