- Rozumiem, Maya. Sorki za to wcześniej... Nie będę Ci robił wyrzutów o to z kim się przyjaźnisz, ani nic podobnego.

- Ale... Super! - tym razem to ja rzuciłam mu się na szyję. - Ale skąd ta zmiana podejścia? - uniosłam lewą brew w górę, nie dowierzając nagłej zmianie, która nastąpiła w moim bracie.

- Dominique. Rozmawiałem z Dominique i przemówiła mi do rozumu. - zaśmiałam się na cały głos. - Cicho - syknął, powstrzymując się od śmiechu. - Jesteśmy prawie pod drzwiami, mogą nas usłyszeć. - zamknęłam się, ale jeszcze pchnęłam go lekko z biodra.

***

- Chciałem Was poinformować, że z powodu zaistniałego incydentu Ministerstwo Magii zadecydowało, że szkołę będą pilnowali dementorzy. - po tych słowach dyrektora można było usłyszeć szepty i oburzone prychnięcia. - Ale spokojnie moje drogie dzieci, te stworzenia mają absolutny zakaz przekraczania murów szkoły i atakowania uczniów, lecz nie prowokujcie ich, proszę... to może się dla Was bardzo źle skończyć. - usiadł, a uczta się rozpoczęła.

- Ciotter nie musi nawet ich prowokować, jak tylko ich widzi to już sra w gacie. - powiedziałam, aby rozluźnić trochę atmosferę przy stole. Zdecydowanie mi się udało, wszyscy, którzy usłyszeli mój żart wybuchnęli niepowstrzymanym śmiechem. Ja sama niemal się dławiłam (wszyscy dobrze znali mnie z tego, że zawsze śmiałam się ze swoich żartów, nawet wtedy, gdy były tak suche, że ja jedyna się śmiałam).

- Dobry pocisk, Trevelyn! - zawołał w moją stronę Draco. - Tylko się nie udław, bo nie zagrasz w sobotę meczu. - już chciałam mu odpyskować, ale Flo odezwał się pierwszy:

- Jak to nie grasz w najbliższym meczu?! - zawołał lekko skołowany. Najwidoczniej usłyszał tylko połowę wypowiedzi Platyniaka.

- Spokojna Twoja głowa, kapitanie. Oczywiście, że zagram. Puchoni to cioty, zmieciemy ich z boiska!

- I tak ma być! - zawtórował mi Flint. Nadal typka nie lubiłam...

***

- Zastanawiam się, Natalie, czy to dobrze, że jeszcze "dodatkowo" wybrałyśmy tę astronomię... - dziewczyna pokręciła głową. Coś się w niej zmieniło... Ach no tak! Przestała związywać włosy. - Ładnie Ci w rozpuszczonych. - palnęlam, zbaczając z tematu.

- Hę?

- W rozpuszczonych włosach Ci lepiej. - wyjaśniłam.

- Aaaa, dzięki. - powiedziała Sanders. - Co Ci nie pasuje w zajęciach z Melisandrą Batty?

- Może to, że jest środa, za pięć dwunasta w nocy, jestem już zmęczona, a zajęcia się jeszcze nie zaczęły, a na dodatek jutro zaczynamy od dwóch godzin eliksirów?! - zapytałam retorycznie z nutką agresji w głosie.

- Oj nie marudź. Nocne zajęcie nie będą częściej niż raz w miesiącu, a w eliksirach jesteś świetna, więc nawet jak będzie nowy temat, to nic Ci nie sprawi trudności. - powiedziała na obronę moja współlokatorka.

- To miłe, dzięki. Ale to nie zmienia faktu, że zasnę na tej głupiej Wieży Astronomicznej!

- Tylko nie spadnij. - zażartowała i pchnęła mnie w górę schodów na sam szczyt.

I tak jak się obawiałam - zasnęłam po niecałych 20 minutach i co gorsza Natalie wykrakała, i niewiadomo jakim cudem wypadłam za barierkę wciąż będąc w objęciach Morfeusza! Obudziłam się dopiero jak poczułam ostre szarpnięcie. Otworzyłam błyskawicznie oczy i coś mi nie pasowało.

- Dlaczego Was wszystkich widzę? - spytałam obecnych na wieży Ślizgonów i Krukonów, którzy mieli dziwne, bliżej nieokreślone miny.

- Może dlatego, dziecko, że lewitujesz w powietrzu poza wieżą? - odezwała się profesor Batty. - Zmarszczyłam czoło i popatrzyłam w dół.

- O cholera! - zawołałam zszokowana. Nie widziałam pod sobą żadnego gruntu... tylko ciemność.

- Słownictwo, Trevelyn! Minus 5 punktów dla Slytherinu. - powiedziała, wciąż prowadząc kurs mojego lewitowania swoją różdżką. No właśnie! Pierwszy raz widzę jej różdżkę. Była niezwykła: wyjątkowo długa (normalnie z 15 cali), srebrzysta i idealnie dopasowana do dłoni.

- Ma Pani cudowną różdżkę. - powiedziałam z bladym uśmiechem (bo jednak wciąż wisiałam w powietrzu!) - Byłaby Pani profesor tak miła i zechciałaby mnie odstawić na stały grunt? - zapytałam błagalnym tonem. Nie opowiedziała, tylko wykonała moją prośbę. - Dziękuję bardzo.

- Na dzisiaj to dla Ciebie koniec lekcji. Ale masz nadrobić materiał i na następne zajęcia nocne przyjść zwarta i gotowa. - powiedziała w odpowiedzi.

- Oczywiście. Dziękuję. Dobranoc. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się w duchu (bo przecież nie mogłam pokazać pani Melisandrze, że cieszę się z powodu niebycia na lekcji) i udałam się prosto w stronę lochów. - Szmaragd luksusu. - szepnęłam w stronę potężnych drzwi ukrytych za trzema głazami. Weszłam. - Kto układa te debilne hasła?

- Prefekci. - odpowiedź padła z kanapy. Światło padało tylko od kominka, więc nie widziałam rozmówcy, ale on mógł widzieć mnie. - Napij się ze mną, Maya. - chyba znam ten głos.

- Flo?

- Nie kto inny. - gdy podeszłam bliżej zobaczyłam, że chłopak uśmiecha się.

- Wybacz, Florian, ale mam 13 lat, więc zrozum, że ograniczę swoje spożywanie alkoholu.

- To znaczy?

- Będę piła tylko wtedy, kiedy będę miała ku temu dobrą okazję. - puściłam mu oczko.

- Jesteś pewna? - przytaknęłam. - Jak sobie chcesz. A ten... Co tu robisz o tej porze? Już dawno po ciszy nocnej.

- Miałam lekcję astronomii, ale... Skończyłam troszeczkę wcześniej.

- To znaczy? - zapytał zaciekawiony.

- To głupie. - odpowiedziałam prędko.

- No dawaj, mała.

- Eh, pewnie i tak wszyscy będą o tym trąbić przy śniadaniu. - podparłam ręce na biodrach i rzekłam. - Zasnęłam i nieświadomie wypadłam za barierki.

- Nie gadaj! - zaśmiał się tak głośno, że zapewne obudził wszystkich w promieniu 5 kilometrów.

- Ciszej, baranie. Daj ludziom spać. - próbowałam go uciszyć.

- Tobie chyba wystarczy spania do końca życia. - znowu się zaśmiał.

- Przesuń się. - warknęłam i usiadłam na kanapie. - I dawaj Ognistą.

- Ale...

- Dawaj, muszę przygotować się na jutrzejsze dogryzki i na dwie godziny ze Snape'em. - Nalał do szklanki odrobinę złocistego płynu i podał mi ją. Wypiłam i z trudem przełknęłam, łapiąc się za gardło. - Na Merlina! To jest piekielny ogień, czy inne licho! - McCommor znowu się zaśmiał.

- Co to za komentarz, hahahahahahahah. - udawał, że ociera łzy śmiechu. - A tak na serio, to co Ty gadasz? Na imprezie na luzie to wypiłaś. - uniósł pytająco brwi.

- Nie wiem. Wtedy nie czułam, że to tak obrzydliwie gorzkie. To pewnie przez wir zabawy. - prychnęłam. - Alkohol nie jest dla mnie. Accio pierniczki. - minęło kilka sekund i na moich kolanach wylądowała paczka czekoladowych pierniczków, która wcześniej leżała pod moim łóżkiem. Florian dorwał jednego.

- Widzę, że nigdzie się stąd nie wybierasz.

- Zgadza się. - powiedziałam i zajęłam się pożeraniem pierniczków.

Heavy // with Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz