- Razem z Alice mam szlaban u Filcha. - powiedział, drapiąc się po karku.

- Wow! U tego zgreda? Przyznaj się, na czym Was przyłapał?

- Ymm... No ten... Byliśmy wczoraj po lekcjach na dworze, a wiesz, że padało.

- I tylko za to, że ubrudziliście błotem posadzkę, dał Wam karę? - zapytałam zdziwiona.

- Taaa. Teraz jak nie ma z nim Pani Norris, to nawet za kichnięcie w pobliżu niego możesz dostać ochrzan!

- W takim razie postaram się go unikać. - stwierdziłam. - I co będziecie musieli robić? Czyścić kible mugolskimi szczoteczkami? - ze wszystkich sił starałam się powstrzymać śmiech, nie chciałam jeszcze bardziej go dołować.

- Będziemy musieli tak dokładnie wypolerować zbroje na pierwszym i drugim piętrze, aby ten zasrany charłak mógł się w nich przejrzeć... - zatrzymaliśmy się, bo właśnie dotarliśmy po salę. Nikogo jeszcze nie było.

- To chyba jakiś żart?! Współczuję Wam bardzo. - Nic już nie odpowiedział, tylko mnie przytulił. Moment, co? Andrew mnie przytulił?

- Potrzebujesz po prostu zwykłej rozmowy. - odsunęłam go na chwilę, żeby mógł zobaczyć mój pokrzepiający uśmiech. - Będę na Ciebie czekać na Wieży Astronomicznej, przyjdź jak tylko Filch Cię puści.

- Skąd wiesz, że potrzebuję się wygadać? - zapytał lekko zawstydzony. Zmarszczyłam brwi.

- Przecież znamy się już tak długo! To chyba oczywiste! - Ponownie się przytuliliśmy.

Gdy poczułam, że się rozluźnił, puściłam go i zobaczyłam, że już wszyscy  uczniowie przyszli. Zabini też. Popatrzył na mnie z wyrzutem, a ja posłałam pytające spojrzenie; chciałam podejść i dowiedzieć się, o co znowu mu chodzi, kiedy przyszedł Snape i zniweczył moje plany. O co temu chłopakowi chodziło?! No o co?! Czy ja nie mogę wspierać przyjaciela, nie obawiając się przy tym o pretensje z jego strony?!

***

Zbliżała się pierwsza w nocy, a Andrew wciąż nie przychodził.

- Jakikolwiek ten stary dozorca jest okrutny, nie trzymałby ich aż tak długo. - Zaczynałam martwić się coraz bardziej. - Muszę to sprawdzić.

Szłam po terenach zamku najciszej jak potrafiłam - sama nie chciałam dostać  szlabanu, ani nie miałam też zamiaru nikogo budzić. Już prawie przeszukałam całe pierwsze piętro, został mi tylko korytarz z wejściem do klasy historii magii. Skręciłam w prawo i to, co zobaczyłam, osłupiło mnie na kilka sekund - Milce i Mikkelsen leżeli bez ruchu na ziemi pod dwoma rycerzami, którzy z obu stron strzegli drzwi do sali profesora Binns'a. Gdy powróciło moje trzeźwe myślenie, podbiegłam do nich w celu sprawdzenia, co mogło im się stać. Nie umiałam tego stwierdzić. Nie było czasu na bieganie po szkole i szukanie nauczycieli, więc przyłożyłam sobie różdżkę do gardła, aby wzmocnić swój głos i krzyknęłam ile miałam sił w płucach. Wiedziałam, że zapewne obudziłam cały zamek, ale to gwarantowało natychmiastową reakcję, a o to właśnie mi chodziło. Nie minęły dwie minuty, a już pojawiła się pierwsza osoba - profesor McGonagall, a zaraz po niej pani Pomfrey (obie miały swoje gabinety na tym piętrze). Na następne osoby już nie zwracałam uwagi.

- Co tu się stało, dziecko?! - zapytała mnie przerażona i zdenerwowana profesor McGonagall.

- Ja...Ja...Ja nie wiem. Od razu jak ich zobaczyłam to... - nie wiedziałam co mam mówić. Ciągle byłam w szoku. Pani Pomfrey przykucnęła przy dwójce Gryfonów, aby im się dokładniej przyjrzeć. Po chwili powiedziała:

- Minerwo, oni żyją! - Zwróciła się do nauczycielki. Kamień spadł mi z serca. Oni żyją! Andrew żyje!

- To w takim razie co z nimi? - spytałam. No bo skoro żyją, nie ruszają się i ciężko było wyczuć ich puls, to co im mogło dolegać?

- Spotkało ich to, co kotkę naszego dozorcy. Zostali spetryfikowani. - odparła z powagą. Po czym skinęła do jakichś ludzi, którzy zabrali Mikkelsena i Milce w stronę Skrzydła Szpitalnego.

- Ale dlaczego ich?! Przecież Andrew jest czystej krwi! Czy to był przypadek?! Przecież ostrzeżenie dotyczyło wrogów dziedzica! Dlaczego oni?! - pytałam jak opętana.

- Już spokojnie, Mayu. - opiekunka Gryffindoru położyła mi rękę na ramieniu w geście wsparcia. - nie powinnaś była tego oglądać, to musiało być dla Cieb...

Nie słuchałam już jej. Puściłam się biegiem w stronę szpitalnej sali.
Czułam, że powinnam tam się udać. Usiadłam obok łóżka Andrew i złapałam go za rękę, szepcząc:

- Wyjdziesz z tego, przyjacielu. Wtedy wszystko mi opowiesz... Dlaczego Ci się to przytrafiło i tak najwidoczniej miałeś zbyt dużo na swoich barkach. - Zaczęłam cicho łkać.

- Panno Trevelyn, jutro będę musiał zadać pani parę pytań. - rzekł do mnie profesor Dumbledore, który nagle wyłonił się z cienia. Po czym dodał z troską w głosie: - brat odprowadzi panią do dormitorium. Proszę odpocząć. Wszystko będzie dobrze. - uśmiechnął się delikatnie.

***

Minął tydzień od przykrego zdarzenia na pierwszym piętrze. Właśnie jedliśmy śniadanie, kiedy Eva wbiegła z hukiem do Wielkiej Sali. Dosiadła się do nas ciężko dysząc.

- Dzisiaj! Klub Pojedynków! - wydusiła w końcu z siebie.

- No nareszcie! - zawołała Natalie, a reszta jej zawtórowała.

- Może trochę więcej szczegółów? - odezwał się Simon.

- Wiem jeszcze tylko to, że podzielą nas na dwie grupy. Ci od czwartego roku wzwyż zaczynają po obiedzie, a pierwsze, drugie i trzecie klasy po kolacji.

Mike! Mike jest na czwartym roku! Muszę się tam jakoś wkraść! Nigdy nie wiadomo co ten człowiek znowu wymyśli...

Heavy // with Draco MalfoyWhere stories live. Discover now