Rozdział 29 „Twój strach Cię zabije"

374 28 2
                                    

Poniedziałek, znowu. Kolejna nie przespana noc. Dlaczego? Od soboty mam koszmary z tym jak zabijam Emily. Widziałam to tak jakbym była w tej celi i ją torturowała. To było okropne. Niby dopiero dwie noce, ale zapowiada się na dłużej. Co więcej nie wyglądałam jak ja. Byłam ubrana w czarną szatę z kapturem, ubiór był poplamiony krwią, były świeże i zaschnięte plamy i to nie tylko Emily. Moje włosy były o wiele dłuższe, a kły miałam trochę jak u wampira, ostre, tylko krótsze niż u tych stworzeń. Uśmiechałam się obłędnie, tak jakby jej ból sprawiał mi przyjemność.

Poszłam do łazienki, przeprowadziłam swój codzienny, poranny rytuał, po czym ubrałam szaty i ruszyłam do Wielkiej sali. Było naprawdę wcześnie, więc większość jeszcze spała, ale ja po prostu się bałam. Zjadłam śniadania, nie wiedziałam za bardzo co ze sobą zrobić. Skierowałam swe kroki na błonie. W końcu dotarłam do jeziora, usiadłam nieopodal wody i wpatrywałam się w chmury. Było ciemno. Słońce jeszcze nie wzeszło i najwidoczniej się do tego nie śpieszyło. Po kilku minutach uznałam, że siedzenie na śniegu, przed świtem, to nie najlepszy pomysł. Wstałam z ziemi i prostym zaklęciem ciepła stopiłam śnieg wokół siebie. W kieszeni kurtki znalazłam zgnieciony w kulkę papier. Usiadłam na suchej już trawie i wyciągnęłam przez siebie kartkę. Wycelowałam w niego różdżką, po chwili świstek unosił się nad ziemią, płonąc. Przysunęłam kolana pod brodę opierając się na nich. Zamknęłam oczy, nie chciałam zasypiać, ale nie potrafiłam. Po chwili zasnęłam.

~Ciemny, zimny korytarz. Dzięki światłu księżyca dało się choć trochę coś zobaczyć, w tym kamienne podłogi i ściany. Pomieszczenie nie było bardzo duże, ale na pewno było pod ziemią, ponieważ okna były wysoko i było przez nie widać iż znajdują się kilka centymetrów nad gruntem. Nagle po pokoju rozniósł się krzyk bólu. Pobiegłam ku jego źródła. Stałam przez celą, w środku były dwie postacie. Jedna skryta za czarną szatą z kapturem, a druga klęczała na podłodze w podartym ubraniu. Miała wiele ran ciętych i blizn. Z ciała lała się krew sprawiając, że nogo ofiary topią się w niej. Postać w kapturze trzymała w dłoni różdżkę i rzucała różnymi zaklęciami, raniącymi dziewczynę. Nie mogłam patrzeć na tę rzeź.

- Dosyć! - krzyknęłam.

Postać spojrzała na mnie. Zamroziło mnie. Była przerażająca. Pod szatą miała ciemnoczerwoną suknie. Oczy przesiąknięte szaleństwem oraz chęcią mordu i uśmiech. Psychopatyczny uśmiech zadowolenia. Najgorsze, że to... byłam ja. Mój mroczny sobowtór wycelował we mnie różdżką i wypowiedział dwa słowa:

- Avada Kedavra! - zdążyłam jedynie zasłonić dłonią twarz.~

Obudziłam się z krzykiem. Wciąż byłam na podwórku, w tym samym miejscu. Z tą różnicą, że był już dzień. Cała się trzęsłam. Znowu ten koszmar. Znowu ona. Niespodziewanie poczułam ból prawej dłoni. Spojrzałam na jej wewnętrzną stronę. Miałam na niej wyryte słowa „Nightmare Alice". Ciekła z nich krew. Szybko włożyłam rękę do wody, aby obmyć ranę, po czym zmieniwszy liść w bandaż zawiązałam ranę. Nie wiedziałam która godzina, ale byłam pewna, że lekcje albo już trwają, albo zaraz się rozpoczną. Pobiegłam do dormitorium po książki. Spojrzałam na zegar, wskazywał dwie minuty przed dziesiątą.

- O nie, zaraz zaczyna się obrona! - w pośpiechu zabrałam książki i ruszyłam w stronę trzeciego piętra.

Zabił dzwon, druga lekcja właśnie się zaczęła, a ja byłam na parterze.

Nie ma wyjścia trzeba się deportować. Pomyślałam, zatrzymałam się i deportowałam się pod klasę od obrony przed czarną magią. Otworzyłam cicho drzwi. W klasie byli tylko uczniowie. Ani śladu po nauczycielu. Weszłam do pomieszczenia i zajęłam swoje miejsce koło Belli.

- A gdzie pan Smith? - spytałam.

- Nie wiadomo, ale z tego co wiem to w szkole go nie ma. Ponoć, że złapał jakąś ospę.

- Gdzie tam on po prostu jest wilkołakiem. - odezwała się dwójka Gryfonów.

- Bardzo śmieszne. Nie słuchaj tych idiotów. Lubią robić sobie żarty, no wiesz Huncwoci tych czasów.

- Huncwoci?

- No, chyba wiesz kto to?

- Tak, i mugole także. To jest w ich słowiku.

- Tak, tak wiem. Ale tu w szkole od czasów ojca Harry'ego jest taka „moda" na Huncwotów. - zrobiła cudzysłów w powietrzu.

- Moda?

- No co nowe pokolenie są nowi Huncwoci. - wyjaśniła.

- A moim zdaniem profesor Smith złapał ospę trola. - odwróciła się do nas blond Puchonka.

- O fuj. - jęknęła szatynka.

- Ospa trola? Co to?

- To najgorsza choroba, no dobra nie najgorsza ale okropna. Masz takie wielkie krosy, a strupy wyglądają jak kamienne. Czujesz się okropnie, wszystko Cię boli jeszcze dwa tygodnie po chorobie. - wytłumaczyła.

- Ble.

- Witajcie uczniowie. - zza drzwi prowadzących do gabinetu nauczyciela od OPCM wyszedł biało włosy mężczyzna o srebrnych oczach. Drugi nauczyciel tego przedmiotu Scorpius Malfoy.

- Dzień dobry panie profesorze. - krzyknęli wszyscy chórem.

- Ponieważ waż nauczyciel jest aktualnie poza szkołą ja poprowadzę tę lekcję. Proszę nie zadawać żadnych pytań odnośnie profesora Smitha, bo i tak na nie nie odpowiem. - ostrzegł i zszedł da nas. - Dzisiaj nauczę Was ulubionego przez uczniów zaklęcia, które ominęliście w tamtym roku. Mówią o ridiculous. Jest to zaklęcie, które wywołuje się poprzez śmiech. To co tu widzicie, to szafa. W niej zamknięty jest... no kto wie?

Podniosłam rękę, a nauczyciel udzielił mi głosu.

- To bogim.

- Bardzo dobrze, czy ktoś wie jak on wygląda?

Znowu się zgłosiłam i dostałam pozwolenie na odpowiedź.

- Nie ma konkretnej formy. Przyjmuje postać strachu, innej osoby.

- Bardzo dobrze. Dziesięć punktów dla Slytherinu. Teraz poproszę Was abyście ustawili się w kolejkę.

Wszyscy zrobili o co nauczyciel poprosił. Wytłumaczył co mamy robić, po czym otworzył szafę. Pierwsza była Nicole. Bogim przybrał formę wampira. Po rzuceniu zaklęciem, stworzenie było ubrane w różową sukieneczkę. Wszyscy wybuchli śmiechem. U innych osób było równie zabawnie. Aż przyszedł czas na mnie. Stanęłam przed motylem, w co zamieniała węża, jakaś Gryfonka. Owad przybliżał się i oddalał, i tak kilka razy. W mojej głowie pojawił się obraz Nightmare Alice, która zaraz pojawiła się przede mną. Znowu to samo. Nie mogłam się ruszyć. Byłam sparaliżowana. Nauczyciel stanął przede mną i bogim zmienił się na obraz jakiegoś mrocznego miejsca*, po czym został zmieniony w radosne zdjęcie z balonikiem.

- Dobrze, dobrze. Koniec lekcji. To było za silne Alice. Nie mam pojęcia kto to był, ale nie można przeginać ze strachem, bo może on zabić. - upomniał mnie nauczyciel. Wszyscy wyszli z klasy. Ja byłam zdruzgotana. Od razu poszłam do Komnaty Tajemnic.

____________________________________________________________________________________

1060

*jeśli ktoś czytał "Harry Potter i przeklęte dziecko" chodzi mi o świat, w którym władał Voldemort. Sorry za spoiler.

Nightmare Alice, zainspirowałam się Nightmare Moon z My little pony. Nie, nie oglądam tego, ale kiedyś i owszem.

Cóż mam nadzieje, że rozdział się podobał. I pytanie do Was. Czy chcielibyście special o perspektywie Toma Riddle'a? 

False Accusations/Niewinna [Zakończone]Where stories live. Discover now