Rozdział 21 „U Potterów"

402 26 6
                                    

Wczoraj przyjechałam do rodzinnego domu Syriusza i Thomasa. Jestem ty dopiero od kilkunastu godzin, a już pokochałam tych ludzi. Albus i Bella są naprawdę mili. Wczorajszy dzień spędziłam razem z rodziną Potterów na rozmawianiu, oglądaniu telewizji i graniu w mugolskie planszówki. Pod koniec dnia, chłopcy kłócili się w czyim pokoju będę spała, a raczej z kim w pokoju. Skończyło się na tym, że bracia spali w pokoju Thomasa, a ja Syriusza. Pokój miał czerwone ściany prócz jednej, przy której stało białe łóżko z brązowo-żółtą pościelą. Ta była pokryta fototapetą z logiem drużyny Harpi z Holyhead. Widać, że jest wielkim fanem tej drużyny i sportu. Na półkach ma puchar za wygrany mecz, a także zdjęcie drużyny Gryfonów. Na ścianach są porozwieszane szaliki w kolorach Gryffindoru oraz plakaty z piłkami quidditcha. Przy biurku jest wejście na balkon, naprzeciw niego biurko oraz szafa. Obok drzwi wejściowe, następnie witryna i biblioteczka. Pomieszczenie było bardzo przytulne. Położyłam się spać około dwudziestej trzeciej.

Obudziły mnie delikatne promienie słońca, drażniące moje powieki. Otworzyłam oczy, które po chwili przetarłam. Zmieniłam pozycję na siedzącą. Ziewając spojrzałam na zegarek, wiszący naprzeciw łóżka. Wskazywał ósmą trzydzieści. W tym momencie rozległo się ciche pukanie do drzwi.

- Proszę. - powiedziałam zachrypniętym głosem. Do pokoju weszła wysoka, szczupła postać. Widziałam blado-żółtą sukienkę na ramiączka, sięgającą odrobinę nad kolana. Prócz tego, opadające na ramiona, niezbyt długie, brązowe włosy. Dopiero po chwili zorientowałam się kto przyszedł.

- Dzień dobry, Alice. Wyspałaś się? - spytałam melodyjnym głosem kobieta.

- Tak, dziękuje.

- Za dziesięć minut śniadanie w jadalni. - oznajmiła, po czym z uśmiechem na ustach i gracją wyszła z pokoju.

Przeciągnęłam się, założyłam szary szlafrok na koronkową, fioletową koszule nocną, wzięłam ubrania, po czy ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i założyłam krótkie, jeansowe spodenki, a do tego biały T-shirt z wielkim fioletowym napisem „You have a problem? Well hard". Po ubraniu się zeszłam do jadalni, w której zebrana była już cała rodzina, no prawie, brakowało Belli.

- Dzień dobry. - powiedziałam, a czarodzieje odpowiedzieli mi z uśmiechem.

Usiadłam obok Thomasa, a po chwili do pomieszczenia weszłam kobieta z talerzem pełnym różnorodnych kanapek. Nalałam sobie herbaty i sięgnęłam po kanapkę z pomidorem. Przy stole panowała wspaniała atmosfera. Syriusz, prawie cały czas dokuczał na różne sposoby bratu, a Albus ich pouczał.

Po skończonym posiłku, pomogłam posprzątać braciom. Ich rodzice poszli do pracy, a ja wraz z rodzeństwem Potter poszliśmy na spacer. Okazało się, że niedaleko nich mieszka ich ciotka, Lily Luna Potter, a raczej Nott. Chłopcy chcieli, abym ją poznała, więc ruszyliśmy w stronę jej domu. Niestety, nikogo nie było w domu. Lekko zrezygnowani skierowaliśmy swe kroki na plac nieopodal Doliny Godryka. Dzieciaki śmiały się na cały głos, ganiając jeden za drugim i wspinając się na „pajęczynę". My zagadaliśmy się o eliksirach oraz wróżbiarstwie. Najwidoczniej nie tylko ja uważałam, że ten przedmiot jest bez sensu. Prócz tego rozmawialiśmy o Filch'u:

- Jestem pewna, że gdyby było to możliwe, Filch ożeniłby się ze swoją kotką. - zaśmiałam się.

- Jestem ciekawy jakim cudem ona żyje tak długo. Koty przecież nie są nieśmiertelne. - rzekł Syriusz.

- On chyba po prostu po śmierci każdej następnej, adoptuję taką samą kotkę i tak samo ją nazywa, Pani Norris. - stwierdził Thomas.

- To byłoby dziwne, ale możliwe. - pokiwałam głową.

Rozmawialiśmy naprawdę długo, wszystkie dzieciaki zniknęły z placu zabaw, a słońce powoli chowało się za horyzont. Chcieliśmy już wracać, gdy nagle poczułam dziwny chłód.

- Czy mi się wydaję, czy naprawdę zrobiło się tak zimno. - spytałam pocierając dłonie o siebie.

- To nie wróży za dobrze. - ciszę przerwał Thomas.

- Lepiej wracajmy. - zaproponował drugi chłopak.

Przytaknęliśmy. Mijaliśmy właśnie bramkę, która zamarzła. Zatrzymałam się przy niej i spojrzałam na metal.

Przecież jest lato? Czemu bramka zamarzła?

- Ej chłopaki coś tu jest nie ta.. A! - uniosłam głowę, a przed sobą zauważyłam zakapturzoną istotę. Wyglądała jak duch w czarnej szacie. Była przerażająca, nie tylko z wyglądu, ale dawała uczucie strachu i smutku. Istota machnęła ręką, a ja runęłam na ziemię. Dementor zbliżył się do mnie. A ja poczułam się jakby wyciągano ze mnie szczęście.

- Alice! - usłyszałam znajome głosy.

Co raz słabsza dłoń szukała różdżki, kiedy przedmiot był w bezpośrednim posiadaniu, uderzyłam go w twarz. Dementor odleciał od mnie niedaleko. Wstałam i zaczęłam biec w stronę chłopaków. Nie mogliśmy używać tu czarów, co było wielkim minusem. Choć sama nie wiedziałam, jak mogłabym go pokonać. Nagle z jakiegoś domu wybiegł dorosły mężczyzna, stanął przed nami i wypowiedział zaklęcie, które gdzieś już słyszałam.

- Expecto Patronus! - Z jego różdżki wystrzelił biały promień, który przemienił się w coś a' la tarczę. Blondyn spojrzał na nas, ale szybko skupił wzrok na mnie.

- Nic Ci nie jest? - spytał.

- Nie tylko jest mi trochę słabo. - odpowiedziałam.

Mężczyzna przedstawił się jako Peter Smith. Odprowadził nas do domu Potterów. Albus i Bella serdecznie mu podziękowali za uratowanie nas. Ja zaś zostałam nakarmiona czekoladą i napojona ciepłym mlekiem. Po tym poszłam spać.

____________________________________________________________

821

Przepraszam, że dawno nie było rozdziału, a ten jest krótki, ale zaczął się rok szkolny, więc będzie tego mniej. Chciałam też Wam bardzo podziękować za 103 gwiazdki. Ponadto możliwe, że niedługo pojawi się pewien zwiastun. Ale czego nie zdradzę. 

False Accusations/Niewinna [Zakończone]Where stories live. Discover now