Rozdział 7 "Dziedziczka"

741 67 3
                                    


Moje współlokatorki oraz Kali stwierdziły, raczej poradziły mi, abym nie zagłębiała się w tajniki czarnej magii. Czyli mówiąc wprost, żebym nie używała jej w praktyce i ograniczała się do czytania o niej. Ponoć, że jest to niezdrowe dla mojego umysłu oraz ciała. Poszłam za ich radą, rzadko czytam księgi o tej dziedzinie. W sumie to góra raz-dwa na miesiąc.

Mieliśmy teraz obronę przed czarną magią. Ponownie ćwiczyliśmy zaklęcie Rozbrajające, bo nie wszyscy uczniowie je opanowali. Elisabeth Lee – Gryfonka, stanęła naprzeciw mnie.

- Expelliarmus. - machnęła różdżką, wytrącając moją z dłoni. Wylądowała przy nauczycielu. Profesor Smith podniósł ją i przyjrzał się jej dokładnie.

- Skąd ją masz? - spytał, gdy chciałam, aby mi ją oddał.

- Moja matka ją zostawiła. - odrzekłam.

- Wiesz, że to różdżka Salazar Slytherina?

- Tak, Pan Ollivander mi o tym powiedział. Tylko, nie wiem kim jest ten Salazar.

Nauczyciel spojrzał na mnie zdziwiony. Oparł się o biurko, zamknął na chwilę oczy w zmyśleniu.

- Salazar Slytherin, Rowena Ravenclaw, Helga Hufflepuff oraz Godryk Gryffindor. Czworo wielkich czarodziejów oraz założyciele Hogwartu. Jesteś dziedziczką Slytherina. - stwierdził.

- Co? Ale skąd pan to wie?

- Różdżka, to po pierwsze. Tylko potomkowie Salazara mają tą różdżkę. Po drugie na ostatniej lekcji użyłaś wężomowy. A ten niezwykle rzadki dar posiadają tylko jego potomkowie. - jego twarz była zaniepokojona. Chciałam o coś spytać, gdy zadzwonił dzwon oznajmiający koniec lekcji. Wszyscy wyszli z klasy, oprócz mnie. Nauczyciel obrony zabrał swoje rzeczy i udał się do gabinetu, a ja za nim.

- Panie profesorze.

- Tak, Alice?

- Czy znał pan jakiegoś innego dziedzica?

- Cóż, nie. Jednak Kiedy byłem na drugim roku, był jeden chłopiec, który także posiadał ten dar, ale nie był on dziedzicem założyciela.

- Kto to?

- Nie wiesz? - potrząsnęłam głową. - Harry Potter.

- Ale czy to coś złego, ten dar?

- Cóż, nie wiem czy jest to coś złego, ale nie był on używany prze dziedziców w dobry sposób.

- Czyli?

- Otwierali oni Komnatę Tajemnic.

- Co to?

- To miejsce stworzone prze Slytherina. Widzisz, on był jedynym ze wszystkich założycieli, który nie chciał, aby do szkoły uczęszczały mugolaki. Dlatego stworzył ją i umieścił tam bestię, która miał pozbyć się wszystkich uczniów „brudnej krwi". - wyjaśnił.

Dokładnie przemyślałam słowa nauczyciela. Podziękowałam za odpowiedź i popędziłam do Wielkiej Sali na obiad. Podczas jedzenia zastanawiałam się, jaka to mogła być bestia i czy nadal tam jest? „Harry Potter", przypomniałam sobie imię, o którym wspomniał profesor, może do rodzina Syriusza i Toma. Teraz mieliśmy podwójne eliksiry. Więc mogłam się go zapytać. Skończyłam jeść, poszłam do dormitorium po książkę od eliksirów. Zatrzymałam się i podeszłam do Kali.

- Kali?

- Tak?

- Czy wiesz coś o bestii w Komnacie Tajemnic?

- Zależy o co pytasz.

- Co to za bestia?

- To król węży, bazyliszek.

- Bazyliszek?

- Tak. Uciekaj, bo zaraz na lekcje się spóźnisz. - pogoniła mnie.

- O racja. - pomachałam jej i pobiegłam do sali.

Usiadłam koło Syriusza.

- Hej. - przywitał się.

- Cześć. - uśmiechnęłam się do niego. Nauczyciela jeszcze nie było, więc miałam szansa. - Syriusz?

- Tak?

- Czy Harry Potter to Twój dziadek?

- Tak, a co?

- A, czy on... umiał... rozmawiać z wężami?

- Tak, ale tylko w szkole, po pokonaniu Voldemorta, już nie.

- Czemu?

- Nie wiem do końca, ale to miało związek z przeszłością, kiedy dziadek stracił rodziców.

- Stracił rodziców? Czemu? Co się stało?

- Voldemort ich zabił.

Po tych słowach zrobiło mi się strasznie smutno.

A co jeśli ja naprawdę jestem jego prawnuczką? Źle czuje się z tym, że prawdopodobnie MÓJ pradziadek zabił pradziadków Syriusza i Toma.

Moje przemyślenia przerwał nauczyciel, który rozpoczął lekcję.

~Czas wolny~

Szłam korytarzem, chciałam skręcić, kiedy usłyszałam rozmowę grupki uczniów. Spojrzał na nich lekko zza rogu, to byli Gryfoni.

- A co jeśli Komnata znów zostanie otwarta? - szepnęła jedna.

- Przecież ta bestia nie żyje.

- A może ma małe, albo co. Ja się boję. Znowu mugolaki będą ginąć.

- Mówię Wam ona jest niebezpieczna, trzeba ją stąd usunąć, za nim zacznie siać zło.

- Zwariowałeś?! To prawnuczka samego Vol-Vol-demorta. Zginiesz, jeśli tylko dowie się, że chcesz jej zaszkodzić.

To mnie dobiło. Ale nie zamierzałam uciec, nie. Skręciłam w ich stronę.

-Hej. - powiedziałam do nich z uśmiechem.

Wszyscy się wzdrygnęli, ale jedna Gryfonka odpowiedziała mi. Jej głos drżał ze strachu przede mną. W sumie było to nawet trochę zabawne. Nic o mnie nie wiedzą, a już się mnie boją, bo myślą że jestem czyjąś prawnuczką. Poszłam dalej do biblioteki. Usiadłam przy stoliku, gdzie siedzieli uczniowie z różnych domów. Wszyscy zadrżeli, prócz Ślizgonów. Inni udali, że skończyli odrabiać i uciekli od stołu.

Banda idiotów.

__________________________________________________________________

Dziękuje Wam bardzo za ponad 100 odsłon i za wszystkie gwiazdki!

False Accusations/Niewinna [Zakończone]Where stories live. Discover now