Rozdział 2 "Przydzielenie"

1K 80 7
                                    

Wszyscy nowi uczniowie szli po wielkich schodach, aż do czasu gdy na naszej drodze nie stanęła kobieta w ciemnozielonej sukni i czarnej szacie. Była szczupła i wysoka. Ostre rysy twarzy sprawiały wrażenie przebiegłej i chytrej, a zarazem miłej i dobrodusznej. Miała długie, czarne, kręcone włosy do talii, a szare, nic nie wyrażające oczy dodawały kobiecie tajemniczości.

- Witajcie w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie! - uniosła ręce, jakby chciała nam wszystko pokazać tym jednym gestem. - Nazywam się Laura Abbott. - przedstawiła się. - Tak zaraz przekroczycie próg tych drzwi i dołączycie do reszty uczniów. Za nim jednak usiądziecie, przydzielimy Was do Waszych domów. Zwą się Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw i Slytherin. Podczas pobytu w tej szkole, każdy dom zastępuje Wam rodzinę. Za osiągnięcia otrzymujecie punkty, za złamanie zasad odejmujemy je. Punkty dodajemy, a dom który ma ich najwięcej otrzymuje Puchar Domów. - wyjaśniła, po czym wprowadziła nas do wielkiej sali, w której mieściły się cztery długie stoły od wejścia do prawie samego końca. Tam zaś był poziomy stół na podeście, gdzie zapewne siedzieli nauczyciele i reszta pracowników. Na schodku przed stołem znajdował się drewniany stołek, na którym stał kapelusz, taki jak w baśniach mają czarownicę, choć tutaj nazywają to tiarami, tak słyszałam.

Kiedy profesor Abbott przekroczyła próg pomieszczenia, Tiara zaczęła... śpiewać?!

Tysiąc lub więcej lat temu,

Tuż po tym, jak uszył mnie krawiec,

Żyło raz czworo czarodziejów,

Niezrównanych w magii i sławie.

Śmiały Gryffindor z wrzosowisk,

Piękna Ravenclaw z górskich hal,

Przebiegły Slytherin z trzęsawisk,

Słodka Hufflepuff z dolin dna.

Jedno wielkie dzielili marzenie,

Jedną nadzieję, śmiały plan:

Wychować nowe pokolenie,

Czarodziejów potężnych klan.

Takie są początki,

Tak powstał każdy dom,

Bo każdy z magów upartych

Zapragnął mieć własny tron.

Każdy inną wartość ceni,

Każdy inną z cnót obrał za swą,

Każdy inną zdolność chętnie krzewi,

I chce jej zbudować trwały dom.

Gryffindor prawość wysławia,

Odwagę ceni i uczciwość,

Ravenclaw do sprytu namawia,

Za pierwszą z cnót uznaje bystrość.

Hufflepuff ma w pogardzie leni

I nagradza tylko pracowitych.

A przebiegły jak wąż Slytherin

Wspiera żądnych władzy i ambitnych.

Póki żyją, mogą łatwo wybierać

Faworytów, nadzieje, talenty,

Lecz co poczną, gdy przyjdzie umierać,

Jak przełamać śmierci krąg zaklęty?

Jak każdą z cnót nadal krzewić?

Jak dla każdej zachować tron?

Jak nowych uczniów podzielić,

By każdy odnalazł własny dom?

To Gryffindor wpada na sposób:

Zdejmuje swą tiarę - czyli mnie,

A każda z tych czterech osób

Cząstkę marzeń swych we mnie tchnie.

Więc teraz ja was wybieram,

Ja serca i mózgi przesiewam,

Każdemu dom przydzielam'

I talentów rozwój zapewniam.

Więc śmiało, młodzieży, bez trwogi,

Na uszy mnie wciągaj i czekaj,

Ja domu wyznaczę wam progi,

A nigdy z wyborem nie zwlekam.

Nie mylę się też i nie waham,

Bo nikt nigdy mnie nie oszukał,

Gdzie kto ma przydział, powiem,

Niech każde z was mnie wysłucha.

Skończyła, a my czekaliśmy poniżej, naprzeciw niej. Pani Laura zaś obok nakrycia głowy.

- Zanim zaczniemy, profesor Spor pragnie Wam coś powiedzieć.

Ze środkowego krzesła wstał brązowowłosy mężczyzna, wyglądał na około czterdzieści lat. Miał na sobie szaro-białą szatę. Miał delikatne rysy twarzy i jasną cerę.

- Jak każdego roku są sprawy, na które kładę nacisk. Po pierwsze, pierwszoroczni mają absolutny zakaz wchodzenia do Zakazanego Lasu. Po drugie przypominam, że nie wolno wchodzić na korytarz, na trzecim piętrze. Ten kto złamię ten zakaz, późnej starości nie dożyję. - ogłosił, po czym usiadł. Profesor Abbott trzymała w ręku zwinięty pergamin, po chwili rozwinęła go lekko i spojrzała na nas.

- Gdy wyczytam Wasze nazwisko, podejdziecie tu a ja nałożę Wam na głowę Tiarę Przydziału, która wskaże Wam wasze domy.

Kobieta wyczytywała po kolej różne osoby. W końcu padło moje nazwisko:

- Alice Riddle.

Wszyscy spojrzeli na mnie ze strachem w oczach, nawet niektórzy nauczyciele. Jeden patrzył na mnie ze zdziwieniem. Po chwili słyszałam różne szepty. Znowu. Znowu to samo. Czemu ja? Pytałam samą siebie w myślach. Przełamałam się i usiadłam na stołku. Poczułam na głowie Tiarę Przydziału, a na sobie spojrzenia innych. Tylko czemu nie były to spojrzenia zaciekawienia, do jakiego domu trafię, tylko przerażenia.

- No proszę jaki talent, jaka moc! Wielka, wielka moc i taki sam talent. Spryt, przebiegłość, bez porównania SLYTHERIN! - wykrzyczała Tiara.

Zeszłam ze stołka. Po sali nie rozeszły się głośnie oklaski, jak w przypadku innych. Były one raczej wymuszone. Jeszcze bardziej skołowana i zła usiadłam do stołu i uśmiechnęłam się do innych. Kilka osób mi odpowiedziała, a reszta szeptała. Przydzielanie zakończyło się, dyrektor wyczarował jedzenie i wszyscy zabrali się do jedzenia. Nie miałam zbytniego apetytu, ale postanowiłam spróbować kilku dań, były naprawdę dobre.

********************************************

Kolejny rozdział, mam nadzieje że jest ciekawe.

False Accusations/Niewinna [Zakończone]Where stories live. Discover now