Rozdział 14 "Wymiana"

483 37 0
                                    

Wczoraj zaczęły się ferie zimowe, uczniowie powyjeżdżali ze szkoły do rodzin, a ja... siedzę w pokoju i ćwiczę zaklęcia, na wężu. Naprawdę mi się nudzi, więc co raz przekształcam Kali w inne zwierzę lub w kielich, albo inne ciekawe przedmioty, jak buty, torebka i dziennik. Wszystko z wężowej skóry. Nie jest to mega ciekawe zajęcie, ale chyb lubię wysłuchiwać narzekań Kali, jak to mam okropny gust, no i jaka to ja jestem okropna, wykorzystując ją jako lekarstwo na nudę.

- Przestań w końcu. Jak tak Ci się nudzi idź z kimś pogadaj, albo poczytaj. - syknęła na mnie zła Kali.

- Problem w tym, że nie mam z kim pogadać. Nie mogę iść do Pokoju Życzeń, albo do Komnaty Tajemnic, żeby pogadać z Tomem, ani do Jęczącej Marty, bo tam nie ma obrazów, ani nie mam z kim gadać. - westchnęłam i opadłam na łóżko.

- No to pogadaj z jakimś człowiekiem.

- Chętnie. - uśmiechnęłam się do niej. - Tylko, że wszyscy, z którymi miałam dobry kontakt wyjechali! - krzyknęłam.

- To już naprawdę nie masz z kim gadać?

- Tak, no zostają mi jeszcze portrety poprzednich dyrektorów – profesora Snape'a i profesora Dumbledore'a.

- Musisz sobie znaleźć więcej przyjaciół.

- Serio? Wiesz z chęcią, tylko przez moje durne nazwisko i ostatnie morderstwa wszyscy się mnie boją! - zdenerwowałam się.

Kali pokręciła głową i popełzła do swojego terrarium. Westchnęłam ciężko, schowałam różdżkę do szaty i ruszyłam do gabinetu dyrektora. Weszłam po usłyszeniu pozwolenia na wejście.

- Coś się stało Alice?

- Ja chciałam zapytać, czy teraz kiedy nie ma nikogo z moich przyjaciół, to mogę chodzić sama, na przykład na dwór? Wiem, że nie powinnam, ale...

- Rozumiem, tak możesz. Tylko jak wychodzisz, to korytarzami gdzie są obrazy, a na zewnątrz nie oddalaj się zbytnio od zamku. - odpowiedział z uśmiechem dyrektor.

- Dziękuję. Do widzenia. - pożegnałam się i wyszłam. Poszłam na chwilę do pokoju, aby zmienić ubrania. Na spacery wolałam jednak swoje mugolskie ciuchy.

Sięgnęłam do kufra i wyciągnęłam z niego parę czarnych jeansów, fioletowy sweter i czarną skórzaną kurtkę z futerkiem w środku. Do tego brązowe kozaki, w które schowałam różdżkę. Sięgnęłam po książkę z zaklęć i uroków, po czym ruszyłam korytarzami pełnymi obrazów przed zamek. Swe kroki skierowałam nad jezioro, na północ od zamku. Lubiłam tam przesiadywać. Od zawsze lubiłam wodę, emanowała od siebie spokojem, a w przypadku rzek lub strumieni, energią i zapałem. Wyczarowałam sobie kocyk, na którym się położyłam i zaczęłam czytać. Na szczęście nie padał śnieg, choć trochę szkoda bo jak na razie było go bardzo mało, a to rzadkość w Anglii.

Nie wiem ile tam siedziałam, wróciłam do szkoły, kiedy poczułam że niedługo odmarzną mi palce. Byłam w pokoju wspólnym, ogrzewając się przy kominku.

Czemu tu musi być tak zimno? Za to właśnie nie lubiłam tego domu. Nie tylko w pokoju wspólnym i dormitoriach było zimno, ale atmosfera pomiędzy Ślizgonami, często taka była. No, a przynajmniej, gdy nie byli oni przyjaciółmi. Tak było tylko w tym domu. Oczywiście, kiedy już się z kimś przyjaźniłeś, miałeś pewność że ten ktoś będzie Ci lojalnym przyjaciele. Tym przypominaliśmy, w pewnym momencie Gryfonów, choć nasza lojalność była nieugięta, to niekiedy zimna, przez co nie przypominała przyjacielskiej wierności, a wymuszonej.

- Masz,bo zamarzniesz. - ktoś podsunął mi pod nos kubek z gorącą czekoladą.

- Dzięki. - spojrzałam na tą osobą. Napój podała mi szczupła, ale niska szatynka, której kręcone włosy swobodnie opadały na ramiona.

- Jestem Emily Crush, uczennica z wymiany.

- Z wymiany? To tu jest coś takiego? - zdziwiłam się.

- Yhm. Raz do roku, z różnych szkół. Aby poznać poziom nauki i kulturę. No, a cóż mnie to w sumie tu przenieśli. Moi rodzice musieli się przeprowadzić, no i tak się tu znalazłam. - wytłumaczyła szatynka.

- Rozumiem. - pokiwałam głową.

- Czemu siedzisz tu sama? Nie masz przyjaciół?

- Cóż, wyjechali do rodzin.

- A ty?

- Nie wiem czy można sierociniec, nazwać rodziną, poza tym nie chcę tam być dłużej niż to konieczne. - spochmurniałam, na myśl o tym miejscu. - A ty?

- Cóż, tata zmarł, a mama dostała drobnej depresji i zasuwa jak może, żeby żyć i opłacać mi szkołę. Mówi, żebym nie przyjeżdżała na ferie i święta, bo jej przeszkadzam, a w wakacje wyjeżdżam najczęściej na jakieś kolonie, albo do przyjaciół. Rzadko jestem w domu. - wbiła wzrok w ciemno-brązowy napój.

- To zdrowie za ferie w szkole. - uśmiechnęłam się i delikatnie obiłam swój kubek o jej. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i obie wzięłyśmy duży łyk czekolady. Siedziałyśmy przez dłuższą chwilę na dywanie przy kominku. Prócz nas było tylko dwóch chłopaków i dwie dziewczyny. Najpewniej nie chciało im się wracać do domów, bo po co? Po co spotykać się z rodziną? Nie rozumiałam tego?

- Wiesz, zauważyłam że większość osób, jakby -

- Mnie omija? - przerwałam jej, a Emily skinęła głową. - Cóż w tej szkole mam tak zwaną złą sławę, przez nazwisko.

- Nazwisko?

- Riddle. Tak miał na nazwisko najpotężniejszy i najokrutniejszy czarnoksiężnik tamtych czasów, który wywołał dwie bitwy o Hogwart. - wytłumaczyłam udając niski i przerażający głos. Szatynka zaśmiała się na to.

- Cóż, ja też zostałam odrzucona, przez społeczeństwo Ślizgonów. Bo wychowywałam się w świecie mugoli i nie uważam ich za bezwartościowe i gorsze od nas istoty. - wytłumaczyła szyderczo.

- Ślizgoni są dziwni. Tu są tylko czystej krwi itp.

- Ta, a ja jestem zdrajcą krwi. - oburzyła się.

- Wiesz, lubię Cię. - stwierdziłam z uśmiechem na twarzy.

- Wiesz, ja też. - odwzajemniła wyraz twarzy. Przez resztę dnia, aż do kolacji siedziałyśmy przy kominku, pijąc gorącą czekoladę i rozmawiając o wszystkim i o niczym.

______________________________________________________________________________

934

No, nie pobiję dziś rekordu, ale przy następnym postaram się. Będzie się więcej działo, o ile wszystko pójdzie po mojej myśli, czyli nie wpadnę na inny plan, czy coś takiego. Pamiętajcie o gwiazdkach i komentarzach, za które z góry dziękuję.

False Accusations/Niewinna [Zakończone]Where stories live. Discover now