Rozdział 26 "Ojciec"

Start from the beginning
                                    

- Wiesz co myślę, że lepsze dal Ciebie byłoby, zabranie go i wychowanie. Miałby do Ciebie zaufanie i nie chciałby cię zabić.

- Albo by to zrobił pod osłoną nocy.

- Słuchaj łatwo to wytłumaczyć.

- Przykład?

- No nie wiem, "Twoi rodzice odebrali mi wszystko, żonę, dziecko, dom, dorobek życiowy, ale Ciebie było mi zbyt żal zabijać i przypominałeś mi mojego syna. Nie chciałem Ci mówić, ponieważ wiedziałem iż byłby to dla Ciebie zbyt duży cios". - wymyśliłam szybko.

- Niezłe. Jednak nie nadaje się na rodzica.

- Ech, no ale mogłeś go oddać do opieki jakiejś rodzince, która miała dziecko.

- Wiesz, gdybym miał zmieniacz czasu to pewnie bym to zrobił.

- Zmieniacz czasu? Super by było mieć takie coś.

- Dobra młoda spadaj już do siebie, zaraz cisza nocna.

- Łał, niemożliwe, Lord Voldemort namawia mnie do dobra. - zaśmiałam się i wyszłam z pomieszczenia.

Będąc pod cieplutką pierzyną sięgnęłam po nowo zakupioną książkę „Lśnienie" Kinga. Kiedyś już czytałam jego twórczość. Jest naprawdę dobry, co ja gadam świetny. Otworzyłam lekturę i zagłębiłam się w treści.

Jack stał w jadalni pod drzwiami barowymi prowadzącymi do salonu Kolorado i nasłuchiwał z przekrzywioną głową. Uśmiechał się blado."*

To były ostatnie słowa jakie przeczytałam. Odłożyłam książkę na szafkę nocną i wtuliłam twarz w miękką poduszkę, po czym szybko zasnęłam.

~Time skip~

Zaczęły się ferie, to znaczy zaczną jutro, ale dzisiaj już wszyscy wyjeżdżają. Ja także muszę. Dyrektor ogłosił, iż w te ferie świąteczne nikt nie może zostać w szkole. Mają zabezpieczać zamek i takie tam. Zamknęłam wielki kufer i westchnęłam ciężko.

- Hej, przeżyjesz te dwa tygodnie, nie będzie tak źle. - pocieszała mnie Mary.

- Taa, dzięki. Zmniejszywszy bagaż, ruszyłam przed szkołę. Wszyscy czekali na łodzie, które pojawiły się już po kilku minutach. Wsiadłam do jednej łodzi z Thomasem Potterem. Relacje między nami nie są już tak odległe. Chłopak przeprosił mnie za swoją ie uwagę. Szybko mu wybaczyłam i przestałam unikać. Patrzyłam w wodę obijającą się o nasz transport. Zaś na swojej osobie czułam dwa spojrzenia. Nie kogo innego jak braci Potter. Odwróciłam wzrok na tą dwójkę i uśmiechnęłam się niewinnie. Wolałam już zostać w tej łódce, niż wracać do sierocińca. Ale cóż poradzić?

- Alice, Alice wstawaj. - obudziłam się pod wpływem potrząsania moim ramieniem oraz nawoływań. Przede mną stała Bella i pochylała się i uśmiechem na twarzy. Zmieniłam pozycję na siedzącą, po czym zrozumiawszy sytuację, złapałam na bagaż podręczny i wyszłam z pociągu.

Teraz tylko do sierocińca. Pomyślałam. Po około pół godzinie stałam przed obskurnym budynkiem, który jest moim domem. Nie znosiłam tego miejsca najbardziej na świecie. Nawet się jakoś specjalnie nie rozpakowywałam. Od razu zajęłam łóżko i poszłam spać.

Minęły dopiero trzy dni, a ja już chce wracać. Nic się nie zmieniło. Wciąż jestem dziwadłem, które należy wyzwać od najgorszego ścierwa jakie tylko może być. Siedziałam właśnie w pokoju i czytałam kolejne rozdziały horroru. Akurat w środku akcji ktoś zapukał do drzwi. Zerknęłam zza lektury, gdy w rogu stanęła dyrektorka tej o to placówki wraz z jakimś mężczyzną. Który spojrzawszy na mnie skinął głową.

False Accusations/Niewinna [Zakończone]Where stories live. Discover now