#41

943 72 2
                                    

Charlotte.

Dzisiaj obchodziłam swoje osiemnaste urodziny. Wyobrażałam je sobie całkowicie inaczej. Myślałam, że spędze w gronie moich najbliższych. Jedynie co mi pozostało, to spotkanie się, z nimi tutaj.. W tym okropnym miejscu, który zwie się szpitalem.
Od rana pielęgniarki traktowały mnie o wiele miłej niż zazwyczaj. Pewno wiedziały, że dzisiaj jest moje święto.
Powinnam się cieszyć dzisiaj, ale jak?
-Witam naszą pełnoletnią kobietę- powiedziała Marry wchodząc do sali z lekami.
-Muszę to jeść? Nie możesz mi dzisiaj odpuścić?- zapytałam z nadzieją w głosie.
-Niestety nie kochanie- powiedziała podając mi kilka kolorowych tabletek, wraz z szklanką wody.
Wzięłam je do buzi, po czym popiłam je wodą. Jem już je tysięczny raz, ale za każdym razem się skrzywiam. Nie wiem co mnie bardziej zabija. Chemia czy nowotwór.
-Która jest godzina?- zapytałam
-Prawie 13- powiedziała Marry zerkając na zegarek- Odpocznij trochę, dobrze?- powiedziała. Ja przytaknęłam, a Marry wyszła z sali.
Nie miałam co ze sobą zrobić. Cały dzień tylko spałam i spałam. To był taki odruch. Myślałam w ciągu dnia położyć się na kilka godzin, ale nie dosłownie. Bo leże tutaj 24 godziny na dobę.

Mając nadal zamknięte oczy, poczułam czyjąś dłoń na mojej. Otwierając powoli oczy dostrzegłam sylwetkę Nicholasa.
-Dzień dobry księżniczko- powiedział nachylając się nade mną, aby złożyć słodki pocałunek na moich ustach- Wszystkiego najlepszego.
-Dziękuje-powiedziałam uśmiechając się do niego- Jesteś sam?
-Tak.
-Ohh- powiedziałam zmartwiona. Miałam nadzieję, że chociaż Sophia przyjdzie razem z Nickiem, jednak się pomyliłam.
-Nie mogę patrzeć na twoją smutną minę- powiedział po czym wstał- Chodź.
-Nie wolno mi wychodzić Nick.
-Ufasz mi?- zapytał.
Przypomniała mi się sytuacja z Norwegii. Bałam się wejść do wody, ale mu zaufałam.
-Tak- na moje słowa Nick podał mi rękę, a ja ją chwyciłam.
-Wzięłaś leki?- zapytał gdy wyszliśmy z sali.
-Tak, ale następne będę musiała zabrać za godzinę.
-Marry, możemy iść- powiedział chłopak do mojej pielęgniarki, którą spotkaliśmy na korytarzu.
-Wezme tylko lekarstwa i możemy iść.
-Nick, o co chodzi?- zapytałam z, zdezorientowaniem.
-Spokojnie, dowiesz się wszystkiego w swoim czasie- powiedział po czym splótł nasze palce.

Wysiedliśmy przed jakimś klubem. Nie wiedziałam gdzie jesteśmy. Do środka wpuścił nas dość potężny mężczyzna, który był prawdopodobnie ochroniarzem i pilnował budynku.
-Nicholas o co tu chodzi- zapytałam już bardziej zdenerwowana.
-Zamknij oczy.
-Nie.
-Charlotte, proszę- powiedział. Ja tylko głośno westchnęłam i zrobiłam to co mi kazał. Nick kierował mnie i mówił mi rzeczy typu skręć w prawo, uważaj na schody itp.
-Okej. Już- powiedział szeptem dł mojego ucha.
Jednak gdy odsłoniłam rękoma oczy, zobaczyłam tylko ciemność. Nie widziałam nic. Nawet nie mogłam zauważyć mojego chłopaka, który przed momentem stał, blisko mnie. Zatopił się w czarnej otchłani, która nie miała końca.
-Wszystkiego najlepszego Cherls!- krzykneli chórem. Z pomieszczenia po kolei wyłaniały się neonowe postacie. Mogłam dostrzec w nich Sophie czy Victorię.
-O matko- powiedziałam cicho, zakrywając usta dłonią.
-Sto lat Cherls- powiedziała Sophia przytulając mnie do siebie. Nie mogłam wydobyć z siebie żadnego słowa, a uśmiech nie schodził z mojej twarzy.
-Czułości na później- krzyknął nagle Nick- Teraz czas na 5 Seconds off Summer!- powiedział.
Na scenie pojawili się Mike, Cal, Ash i Luke. Nie.. To nie dzieje się na prawdę.
-Wszystkiego najlepszego Charlotte!- powiedział do mikrofonu Michael.
-Myślę, że będą to twoje najlepsze urodziny- powiedział Luke po czym zaczęli śpiewać.

Cały zespół był pomalowany na różne neonowe farby. Ja również dostałam swój kolor, a był nim różowy. W tym momencie nie mogłam wyrazić mojego szczęścia. Nie wiedziałam, że ten nudny i bezsensowny dzień przerodzi się w coś pięknego.

-Podoba ci się?- mój chłopak szepnął mi do ucha.

-Tak. Dziękuję- powiedziałam po czym mocno się do niego uśmiechnęłam.


Mam najlepszych przyjaciół na świecie.


Impreza trwała w zaparte. W tym czasie musiałam zjeść posiłek przygotowany przez Marry, i łyknąć kolejną dawkę tabletek. Akurat dzisiaj nie wywołały u mnie grymasu na twarzy, przynajmniej nie w tej chwili. Nic nie mogło popsuć tego cudownego dnia.

-Okej ludzie! Proszę o cisze!- powiedziała Zoe do mikrofonu. Na jej słowa zapanowała cisza, a wszystkie oczy skierowały się na małą scene- Nasza solenizantka chciała by powiedzieć kilka słów- powiedziała po czym podała mi mikrofon do ręki, a ja stanęłam tam gdzie przed chwilą stała Zoe.

-Nie wiem od czego zacząć- powiedziałam z lekkim śmiechem.

-Najlepiej od początku Blacke- powiedział Harry, na co wszyscy zachichotali.

-Dzięki, za pomoc loczku- powiedziałam- Nie wiem w jaki sposób mam wam dziękować. Na prawdę brak mi słów, aby opisać jak bardzo w tej chwili jestem szczęśliwa- powiedziałam ze łzami w oczach- Dziękuje moim najlepszym przyjaciołom, którzy są zawsze kiedy ich potrzebuje, i kiedy są całkowicie zbędni- powiedziałam śmiejąc się przez łzy- Uwierzcie mi, że jesteście najlepsi. Niezależnie od tego czy jesteście blisko, czy daleko. Czy jesteście ubrani w moje różowe onesie- popatrzyłam się w stronę Harrego- Czy też nie. I najważniejsze- skierowałam się w stronę Nicholasa- Dziękuję mojemu chłopakowi, który wspiera mnie najbardziej. Gdyby nie ty Nick, już dawno bym upadła, i prawdopodobnie by mnie tu już nie było- powiedziałam, przez łzy- Po prostu dziękuję- powiedziałam po czym zeszłam ze sceny.

-Dobra ludzie! Bawimy się tak, dobrze żeby Cheryl zapamiętała swoje urodziny na zawsze!- krzyknął ktoś, po czym wszyscy zaczęli tańczyć i dobrze się bawić.

Od razu po zejściu ze sceny, skierowałam się w stronę Nicholasa. Od razu rzuciłam się mu w ramiona. Łzy nadal płynęły po moich policzkach. Tym razem to nie był łzy, bólu czy bezsilności. Były to jednak łzy szczęścia.

-Jak cie tu nie kochać?- powiedziałam wtulona w jego tors.

-Można prosić panienkę do tańca?- usłyszałam głos za swoimi plecami. Zauważyłam tam Ashtona. W porównaniu do mnie wyglądał na prawdę elegancko, ze względu na swoją czarną koszulę.

-Oczywiście Panie Irwin- powiedziałam chwytając jego dłoń. to niewyobrażalne, że znów mogłam zobaczyć wszystkich chłopaków z 5 Seconds of Sumer, którzy specjalni przyjechali tutaj, do Manchesteru.


Impreza trwała w najlepsze. Ci wszyscy ludzie wydawali się być tacy szczęśliwi dobrze się bawiąc. Dawało mi to jeszcze większą satysfakcje, i jeszcze większą radość. Bo co może być lepszego niż patrzeć na szczęście drugiej osoby, a raczej wielu osób?


Niestety po kilku godzinach musiałam wracać do szpitala. To całe tańczenie mnie strasznie wymęczyło. Marry mówiła mi, że nie wolno się mi przemęczać, bo mój stan zdrowia może się pogorszyć. Pożegnałam się z wszystkimi, równocześnie dziękując każdemu z osobno, za to, że tutaj przyszli. Każdy składał mi życzenia, typu dużo miłości, prawdziwych przyjaciół, szczęścia.. i zdrowia.

Don't leave meWhere stories live. Discover now